[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A więc...? . " --
- Nie usłyszysz ode mnie rozsądnej odpowiedzi, Nick. Nie,
nie chcę, żebyś wyjeżdżał! - szepnęła mu do ucha.
OdetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
- Z drugiej strony chciałabym, aby nie było niedomówień.
- Rozumiem ciÄ™.
- Ty będziesz sypiał tu, w mieszkaniu nad powozownią, a ja
u siebie, w moim domu.
- Tak to sobie wyobrażałem - odparł z humorem, który naj
wyrazniej odzyskiwał.
Zastanowiła się. Czy to on zle ją zrozumiał, czy to ona
niejasno coś powiedziała? :.
- W pracy mamy mieć przyjazne stosunki, podczas spotkań
towarzyskich... zobaczymy, ale ostrzegam cię, że jeśli pojawią
siÄ™ jakieÅ› plotki na nasz temat, musisz natychmiast siÄ™ stÄ…d
wyprowadzić.
- Oczywiście - odparł poważnie, ale Helen podejrzewała,
że tylko udaje. - A co z posiłkami?
- Z jakimi znowu posiłkami? O czym ty mówisz? Chyba nie
spodziewasz się, że będę ci gotowała?
- Ależ skąd! Po prostu się zastanawiałem, czy czasami mo
żemy razem zjeść kolację. Tak się składa, że jestem niezłym
kucharzem i mógłbym do czasu do czasu coś upichcić. I nawet
zaprosić Richarda, jeśli będziesz miała ochotę...
- Ooo! - Helen wydawała się zaskoczona. - Zobaczymy,
zastanowimy siÄ™, kiedy przyjdzie czas. " ..," " '.
- No dobrze, pogadaliśmy, ale teraz muszę skończyć, a wła
ściwie zacząć słanie łóżka. Pomożesz mi?
- Nie, Nick. Mogłabym potem tego żałować - powiedziała
i wyszła. Schodząc po żelaznych schodach, słyszała głośny
śmiech Nicka.
Resztę wieczoru spędziła, snując się po domu z kąta w kąt,
niezdolna się skoncentrować. Drgnęła, gdy zadzwonił telefon.
Podniosła słuchawkę i usłyszała głos kuzynki.
- Dobry wieczór, Siobhan, jak się czujesz? - Helen poczuła
się winna. Dave przecież prosił, by zadzwoniła.
- Doskonale, tylko mam teraz często mdłości. Poza tym
wszystko układa się wspaniale. %7łycie jest piękne!
- Jakże się cieszę! - Helen opadła na jedno z kuchennych
krzeseł. - Bardzo się cieszę. %7łyczę tobie i dziecku wiele, wiele
zdrowia.
- Aż mi trudno w to uwierzyć - odparła Siobhan. - A Dave
chodzi dumny jak paw.
- Mamie powiedziałaś?
- Zadzwoniłam do niej wczoraj. Dziś w hrabstwie Cork ob
lewają tę nowinę. Myśmy właściwie nie chcieli mieć dziecka
tak od razu, no ale się stało i jesteśmy szczęśliwi.
- Bardzo się cieszę, Siobhan. - Helen chciała już skończyć
rozmowę, kiedy Siobhan spytała: - Słyszałam, że znalazłaś no
wego lokatora.
- Tak, znalazłam, choć specjalnie nie szukałam. Po prostu
przytrafiło się.
- Słyszałam, jak Georgina opowiadała jednej z pielęgniarek,
że jest to mężczyzna tak piękny, że aż dech zapiera.
- Ja się tam na tym nie znam - odparła Helen. - Jeśli o mnie
chodzi, jest to po prostu lokator.
- A kto to jest?
- Przyjaciel Jona. Był drużbą na jego ślubie.
- To bardzo dobrze.
- Co to znaczy, bardzo dobrze?
- Przynajmniej coÅ› o nim wiesz. W dzisiejszych czasach
wynajmowanie obcym jest ryzykowne. Nigdy nie wiadomo, kto
zacz. No ale powiedz, czy on rzeczywiście jest taki wspaniały,
jak o nim mówią?
- To zależy od tego, co dla kogo jest wspaniałe. - Helen się
roześmiała. - Dot porównuje go do aktora Mela Gibsona.
- Muszę go kiedyś zobaczyć, choć nie jestem osobiście zain
teresowana. Ty pewno też nie, Helen. Masz Richarda.
- Tak, Siobhan. Mam Richarda...
Po odłożeniu słuchawki Helen długo się zastanawiała, czy
naprawdę ma Richarda. Jeszcze nigdy w ten sposób nad tym nie
dumała. A potem pomyślała o radości Siobhan, i poczuła lekką
zazdrość. Jakże byłaby szczęśliwa, gdyby któregoś dnia mogła
tulić własne maleństwo do piersi! Ale Richard nie chce więcej
dzieci. Mówił o tym wielokrotnie.
Akceptowała to - do chwili obecnej. Po rozmowie z Siobhan
doszła do wniosku, że nie pogodzi się z tym. Coś w niej drgnęło,
coś się zmieniło. W jej życiu wydarzyło się coś niesłychanie waż
nego. Pewnego jesiennego popołudnia Nick zburzył jej stary świat,
którego już nigdy w tym samym kształcie nie da się odbudować...
W dniach, które nastąpiły, Helen wielokrotnie zadawała so
bie pytanie, czy postąpiła słusznie, pozwalając Nickowi zająć
mieszkanie nad powozownią. Musiała jednocześnie przyznać,
że nie sprawiał najmniejszego kłopotu. Był po prostu idealnym
lokatorem. Zachowywał się cicho, nie śmiecił, z niczym się nie
narzucał, właściwie był niedostrzegalny.
Problemem była świadomość, że jest blisko, jak również
wspólna jazda do pracy i z powrotem. No i ta praca razem,
prawie przez cały dzień. Jego żarty, jego wesoły śmiech, reakcja
ludzi na jego osobowość i na bijące od niego ciepło.
Najgorsze okazały się noce, kiedy leżała, nie mogąc zasnąć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]