[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lily, zanim zostały odpowiednio zarejestrowane. Wygląda na to, że nasze małżeństwo nie istnieje
w oczach kościoła i państwa. Musimy znów przejść przez tę ceremonię.
- Nie jesteśmy małżeństwem? - Jej błękitne oczy rozszerzyły się, nie? odwracała od niego
wzroku.
- Ależ jesteśmy! - zapewnił pospiesznie. - Musimy jednak sprawić, by nasze małżeństwo
stało się niepodważalnie legalne. Nikt nie musi o tym wiedzieć, tylko my dwoje. Pojedziemy do
Londynu, na tydzień lub dwa, będziemy robić zakupy i zwiedzać, a nawet się trochę zabawimy. I
podczas naszego pobytu pobierzemy siÄ™ na podstawie specjalnego pozwolenia. Zadbam o to, by nie
postawiło cię to w kłopotliwej sytuacji. Nikt o tym się nie dowie.
Rozpaczliwie próbował ją ochronić. Wiedział, że doznała wstrząsu. Czuła się tak
osamotniona i opuszczona. Miała przecież tylko jego. Nie chciał, by przypuszczała, nawet przez
chwilę, że będzie próbował wykorzystać tę sytuację, by wykręcić się od obowiązków, jakie miał
względem niej.
- Nie jesteśmy małżeństwem. - Z wyrazu jej oczu nie można było odczytać, czy dotarło do
niej coś poza tym faktem. Sprawiała wrażenie oszołomionej. Twarz jej pobladła.
- Lily - odezwał się dobitnie. - Nie masz powodów do obaw. Nie mam zamiaru cię opuścić.
Jesteśmy małżeństwem. Istnieją jednak formalności, których musimy dopełnić.
- Jestem Lily Doyle - powiedziała. - Nadal jestem Lily Doyle.
Wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rękę. Niemądra Lily. Jak mogła zwątpić choć na chwilę
po ostatniej nocy? Powiedział jej o wszystkim zbyt obcesowo. Nie przygotował jej na to. Do licha,
zachował się jak skończony dureń.
Lily nie przyjęła jego ręki. Kiedy jednak spojrzała na niego, zobaczył, że malujące się w jej
oczach zaskoczenie minęło.
- Nie jesteśmy małżeństwem - powtórzyła. - Dzięki Bogu.
- Dzięki Bogu? - Nagle poczuł jak skręcają mu się wnętrzności.
- Nie widzisz? - zapytała, zaciskając palce na oparciu fotela i wychylając się ku niemu. -
Nigdy nie powinniśmy byli brać ślubu, byłam jednak w szoku po śmierci taty i zbyt przestraszona,
a ty taki lojalny względem niego i uprzejmy wobec mnie. Popełniliśmy jednak straszny błąd. Nawet
jeśli mielibyśmy spędzić resztę życia w armii, to byłaby okropna pomyłka. Nawet wtedy różnica
dzieląca oficera i córkę sierżanta byłaby zbyt duża. Nie potrafiłabym być twoją żoną i obracać się w
towarzystwie innych żon oficerów. A tutaj... - Ruchem ręki zdawała się ogarniać nie tylko całe
Newbury Abbey, ale również wszystkie osoby mieszkające w tym domu i parku. - Tutaj ta przepaść
jest nie do pokonania. Marzyłam o ucieczce, ty pewnie też o tym marzyłeś. A teraz cudem to się
spełniło. Nie jesteśmy małżeństwem.
Nigdy, nawet przez chwilę, nie podejrzewał, że będzie zadowolona, kiedy usłyszy prawdę.
Nagle opanował go nieprzezwyciężony strach. Już raz ją stracił, myślał wtedy, że na zawsze. I
nagle zdarzył się cud, odzyskał ją. Czy znów ma ją stracić? To byłoby okrutne. Czy ona chce go
opuścić? Nie, nie, z pewnością nie zrozumiała. Klęknął przed nią i ujął jej dłonie.
- Lily - powiedział. - Istnieją sprawy ważniejsze nawet niż kościół czy państwo. Na przykład
honor. Obiecałem twemu umierającemu ojcu, że cię poślubię. Podczas ceremonii ślubnej
przyrzekałem przed tobą, Bogiem i świadkami kochać cię, szanować i nie opuścić aż do śmierci.
Oddałaś mi wtedy dziewictwo. Zeszłej nocy znów byliśmy razem. Nawet jeśli nigdy nie poddamy
się ceremonii, dzięki której nasze małżeństwo stanie się legalne, zawsze będę cię uważał za swoją
żonę. Jesteś moją żoną.
- Nie. - Powiedziała bezbarwnym głosem, wpatrując się w niego błękitnymi oczami.
Potrząsnęła głową. - Nie, nie jestem. Nie, jeśli nikt tego nie uznaje. Nie, jeśli tak nie powinno być,
jeśli nie chcemy, by tak było.
- Jeśli tak nie powinno być? Byłem w twoim ciele, Lily. - Zcisnął jej ręce, aż się skrzywiła.
Przecież chodziło o coś więcej, o dużo więcej. Byli... zjednoczeni. Zeszłej nocy stali się jednością.
Spojrzała mu prosto w oczy. Usta poruszały się sztywno, kiedy zaczęła mówić.
- Tak jak Manuel - usłyszał. - A on również nie jest moim mężem.
Neville cofnął się, jakby go uderzyła. Manuel. Zamknął mocno oczy, walcząc z zawrotem
głowy i mdłościami. A więc wreszcie usłyszał to imię. A ona potraktowała ich na równi - jego i
człowieka, który ją posiadł, chociaż nie miał wobec niej żadnych praw. Czy naprawdę według niej
niczym się nie różnili? Czy ostatnia noc nic się dla niej nie liczyła, oznaczała tylko cielesne
spełnienie? Czy miały to być tylko egzorcyzmy mające odstraszyć jej demony? Nie mógł w to
uwierzyć.
- Lily - powiedział. - Nasza ostatnia noc... Mogłaś począć dziecko. Nie pomyślałaś o tym?
Musisz mnie poślubić. - Przecież to nie był powód. Nie ze względu na to chciał ją poślubić. Była
jego miłością. Należał do niej.
- Jestem bezpłodna, milordzie - rzekła bezbarwnym głosem. - Czy nie zastanawiało cię, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]