[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zbo\e, jeden za drugim. Obaliwszy trzydziestu lub czterdziestu przeciwników, Xaxxa wzniósł
się i zawrócił, by zaliczyć jeszcze paru.
Podczas ostatniego przelotu wzdłu\ szeregu ciągnął za sobą grzmot towarzyszący
przekraczaniu bariery dzwięku, narastający, nabrzmiewający, urastający do donośnego bang
i zamierający gwałtownie. Musiał lecieć z szybkością większą ni\ tysiąc kilometrów na
godzinÄ™.
Tebulot przestawił broń na ogień pojedynczy, ra\ąc za ka\dym strzałem tylko jedno
ciało, za to celnie i skutecznie. Samena sięgnęła po groty młócące. Podczas lotu otwierały się,
uwalniając elastyczne druty z cię\arkami na końcach, które owijały się wokół szyi trupów i
odcinały błyskawicznie głowy, rozrzucając je nad łąkę jak szare dynie.
Kasyx obejrzał się. Mechaniczne miasto powracało z wolna do poprzedniej postaci,
ulice z hałasem stawały się na powrót ulicami, a budynki budynkami. Niemniej ju\ sama
manifestacja mocy Yaomauitla była dla nich cię\ką próbą. Znajdowali się teraz na jego
terytorium, walczyli we śnie, którym on rządził. Kasyx poczuł się jak z góry skazany na
pora\kę, pobity, zdolny do działań nie bardziej skutecznych ni\ szarpanina muchy w pajęczej
sieci. Walka - owszem; zmagania - jak najbardziej, lecz \adnej prawdziwej szansy na
uwolnienie siÄ™ bez szwanku.
Coraz więcej bladych, robaczywych ciał z ziemią we włosach wydostawało się spod
gruntu - więcej ni\ mógł zastrzelić Tebulot; więcej ni\ mogła grotami porazić Same-na czy
roztrzaskać Xaxxa.
- Do tyłu! Cofamy się! Jest ich zbyt wielu! - krzyknął Kasyx.
Wystrzelili jeszcze parokrotnie. Ciała zapłonęły, zaskrzeczały i padły na trawę,
skwiercząc jak wypalające się świece. Za nimi pojawiły się jednak następne, blade,
rozwrzeszczane; przepychający się tłum, który samą ilością przytłaczał Wojowników Nocy.
Wszyscy czworo przekroczyli grań i ruszyli biegiem w dół, ku mechanicznemu miastu. Za nimi
zaroili się na grzbiecie wzgórza umarli, wykrzykując a\ pod niebo swoją wściekłość i ból.
Wojownicy Nocy zdołali dobiec do połowy zbocza, gdy pojawiły się trupy okrą\ające
ich z boków. Tebulot potknął się i zahamował wystrzeliwując silny strumień energii najpierw w
lewo, potem w prawo. Przybyło płomieni. W powietrzu zawirowały oderwane, jakby błagające
o zapomnienie ręce. Miejscami płonęła trawa, umarli jednak przechodzili przez ogień, nawet
jeśli ich ubrania zajmowały się płomieniami.
Wojownicy Nocy pędzili galopem. Zbocze przechodziło łagodnie w rozległą, szarą i
posępną równinę, na której miejsca spopielone poprzedzielane były kępami dzikiej tymotki.
Dalej rozciągało się ju\ mechaniczne miasto. O pół miii od nich mknął po cynowych szynach
pociąg z jasno oświetlonymi oknami wagonów, a za nim wznosił się mechaniczny \uraw,
tykający głośno przy ka\dym poruszeniu.
Stopy ich zapadały się w pył, lecz byli coraz bli\ej zwalistej bryły miasta. Jednak
Kasyx, obejrzawszy się stwierdził, \e mieli małe szansę, by do niego dotrzeć. Armia martwych
zbiegała ju\ ze wzgórza, udało się jej okrą\yć niemal całkowicie Wojowników Nocy z lewej
flanki, niebawem mieli uczynić to samo z prawej.
Kasyx zahamował raptownie. Pozostali przebiegli jeszcze parę kroków i odwrócili się.
- O co chodzi? - spytała Samena. - Kasyxie, wszystko z tobą w porządku?
- Ale\ robimy z siebie głupców! - zawołał Kasyx.
- Popatrzcie sami, jak ładnie biegniemy! Robimy dokładnie to, czego chce od nas
Yaomauitl!
- A co niby innego mamy robić? - zirytował się Xaxxa,
- To jest armia!
- Tak, Xaxxo, lecz my równie\ nią jesteśmy! Przynajmniej jak długo walczymy razem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwał się Tebulot.
- To, co sam ju\ kiedyś powiedziałeś. Musimy walczyć razem jak równi sobie.
Walczmy więc.
Czoło armii martwych było tylko pięćdziesiąt stóp od nich. Tebulot uniósł broń i
wystrzelił ładunek, który eksplodując powalił siedem trupów.
- Zrobimy tak - powiedział szybko Kasyx. - Wyślę pole siłowe, by przyciągnąć ich
wszystkich bli\ej. Xaxxo, ty wzlecisz nad ich tyły i tam pozostaniesz. Potem Tebulot wystrzeli
w ciebie ładunki, które ty odbijesz swoim ekranem prosto w ich tylne szeregi. Samena
tymczasem będzie ich skubać od frontu.
Tebulot nie miał zbyt mądrej miny, lecz Kasyx dodał:
- Przepraszam, mo\e znów zaczynam się rządzić. Ale jeśli się pospieszymy, powinno
to dać rezultaty.
- Kupuję - stwierdził Xaxxa.
- Wolę ju\ walczyć, ni\ uciekać - poparła go Samena. - A tamtemu miejscu nie
ufałabym ani trochę - skinęła w kierunku mechanicznego miasta.
- Zatem załatwmy ich, zanim oni załatwią nas - podsumował Kasyx.
- O Bo\e - zmartwiła się Samena. - Ty te\ oglądałeś Posterunek przy Hill Street ?
- A co to jest, u licha, Posterunek przy Hill Street ? - zmarszczył brwi Kasyx.
Xaxxa przybrał charakterystyczną dla siebie pozycję i pomknął ponad głowami
zbli\ających się szybko wrogów. Tebulot przyjął od Kasyxa dodatkową porcję energii i przy-
klęknął z bronią przy ramieniu, gotów do otwarcia ognia. Samena uzbroiła swój palec w
następny grot młócący.
Kasyx stanął za nimi. Rozpostarł ramiona i zamknął oczy w głębokim skupieniu, jego
zbroja o\yła siecią wyładowań. Najbli\sza niego Samena słyszała niski pomruk generatora
oznaczający, \e Kasyx uaktywnił całą swoją moc.
Gdy był ju\ gotów, rozło\ył palce i rozedrgana płaszczyzna czystej elektryczności
spłynęła na obie strony jak niesamowita peleryna, rozciągając się coraz dalej i szerzej, a\
dosięgła przeciwników, którzy usiłowali zajść ich z boków. Z początku ciała runęły prosto na
nią, potem zaskrzeczały, zakręciły się i eksplodowały w płonące strzępki. Następne szeregi
zawahały się i przebierając nogami, popychając się w panice i krzycząc jeszcze głośniej rzuciły
siÄ™ do odwrotu.
Część z nich usiłowała wrócić na wzgórze, Tebulot jednak posłał szybko Xaxxie
ładunek energii, ten zaś zanurkował, zakręcił i odbił go w deszczu iskier swą ście\ką
energetyczną. Aadunek trafił w ciała niczym deszcz rozgrzanych do czerwoności sztyletów
wbijających się w dojrzały ser. Trupy zapłonęły, runęły i popękały na kawałki.
Kasyx z wolna zbli\ał dłonie tak, \e wysyłany przez niego strumień energii zaczął
zamykać wrogów między dwoma barierami. U\ywał pełnej mocy i wiedział, \e nie będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]