[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w Gjelstad. Tyle tylko, że tutaj dostawała jej bardzo niewiele. Widocznie Beret chciała, żeby
synowa od pierwszej chwili wiedziała, gdzie jest jej miejsce, i na każdym kroku starała się
udowodnić, kto tutaj rządzi. Słowem, kto jest gospodynią w Stornes. Nawet jeśli pracy było
dość, to i tak Beret dawała do zrozumienia, że ona wie najlepiej, i traktowała Mali jak coś w
rodzaju służącej. W każdym razie nie powierzano jej takich obowiązków, jakie zwykle
należały do młodej gospodyni. Nie. Wyglądało na to, że Beret sprawiało przyjemność
zlecanie jej jakichś drobiazgów, nawet służące dostawały poważniejsze zadania. W ten
sposób matka Johana demonstrowała, że Mali jest dla niej właśnie taką dodatkową służącą.
W Mali aż się gotowało ze złości i oburzenia, ale ani nie chciała, ani nie była w stanie się
zbuntować. Jeszcze nie teraz. Czuła się taka strasznie samotna w tym dworze i całymi dniami
żyła w strachu przed zbliżającą się nocą.
Co wieczór Johan brutalnie szarpał jej zdrętwiałe, niechętne ciało, Zastanawiała się, co
nim kieruje. Kiedyś nawet i on musi w końcu mieć dość, czy to w ogóle niemożliwe, by
położył się przy niej w łóżku i dał jej spokój? Na razie wyglądało, że nic takiego możliwe nie
jest. Wprost przeciwnie! Każdego wieczora z coraz większą desperacją rzucał się na jej ciało
które leżało jak martwe, bez ruchu, bez jednego choćby słowa. On sam też nic nie mówił, za
to w ciągu dnia był wściekły i trudny do zniesienia. Chyba nie sprawiamy wrażenia
szczęśliwych nowożeńców, myślała Mali.
- Jutro zaczynamy kosić zboże, które jeszcze zostało na polu - powiedział któregoś dnia
Sivert. - Piękna pogoda nie będzie trwać wiecznie, trzeba jak najprędzej zebrać plony pod
dach.
W następnym tygodniu mężczyzni pracowali więc od rana do wieczora. W obejściu
wykonywano prace, na które nie będzie czasu, kiedy owce wrócą z gór i trzeba będzie
zajmować się wełną. Aż do Bożego Narodzenia będą strzyc owce i prząść wełnę
przeznaczoną do tkania. Zwykle i tak nie wszystko udaje się zrobić i przetwarzanie wełny
kończy się jeszcze po świętach. Tuż po świętach zaczyna się też tkanie i nie można na tę
pracę przeznaczyć więcej niż miesiąc. W takim wielkim dworze jak Stornes robi się co roku
przeważnie dziewięćdziesiąt sześć łokci płótna, z którego szyje się potem pościel, bieliznę,
męskie koszule, damskie bluzki i spódnice. Bywa, że gospodyni poprzestaje na siedemdzie-
sięciu dwóch łokciach, w sąsiednich dworach tak robią, ale jeśli się uda zrobić
dziewięćdziesiąt sześć łokci, to następnej zimy można w ogóle płótna nie tkać. Przyda się od
czasu do czasu taka przerwa, a zajęcia i tak zawsze jest pod dostatkiem. Z wełny tka się
samodział przeznaczony na ubrania.
Mali wiedziała, że w Stornes Beret odpowiada za tkanie zarówno samodziałów, jak i
płótna. Zresztą w innych dużych dworach gospodynie też się tym zajmowały. Nikt inny nie
miał prawa się mieszać. To nie jest praca dla amatorów, mówiły między sobą. Gdzieniegdzie
jednak dopuszczano i młode gospodynie do planowania i nadzorowania prac. Przynajmniej po
to, żeby się uczyły. A jeśli jakaś służąca okazała się pojętna, to i ona dostawała swoją pracę.
Tak jak Mali w Gjelstad, gdzie Ruth nauczyła ją wielu rzeczy. Beret jednak nawet rozmawiać
o tym z Mali nie chciała!
Tylko w okresach, kiedy krosna były wolne między tkaniem płótna i samodziału, ona
mogła do nich usiąść. Zajmowała się wtedy tkaniem szmacianych chodników. Wieczorami
siadywała z wielkimi nożycami i workiem starych ubrań, cięła je na długie pasy, z których
następnego dnia tkała chodniki. Była to ciężka praca, Mali miała wielkie pęcherze na rękach,
ale się nie skarżyła.
- To jest robota dla służącej - powiedziała babcia Johana któregoś popołudnia, kiedy piły
kawę. - Jestem pewna, że Mali mogłaby robić coś ważniejszego.
- Robi to, co potrzebne - odparła Beret krótko. - Nie wychowała się w dużym
gospodarstwie i chyba przywykła do roboty służącej.
- A pytałaś ją może o to? - rzekła staruszka gniewnie.
Beret zaczerwieniła i wstała szybko, żeby przynieść więcej kawy. Mali uznała, że
najmądrzej będzie milczeć, ale zrobiło jej się ciepło na sercu, że babka widzi, co się dzieje, i
bierze ją w obronę. Tylko że to niewiele zmieniło, przynajmniej nie od razu. Beret traktowała
synową jak dodatkową służącą i zdawała się czerpać z tego wiele radości. Po ślubie wcale nie
była do Mali lepiej usposobiona. Być może dlatego, że wyczuwała, iż na strychu
nowożeńców nie wszystko jest, jak powinno. Jej wzrok często zatrzymywał się na Johanie,
który wcale nie wyglądał na szczęśliwego żonkosia. To chyba podsycało nienawiść, którą
Beret od początku do Mali żywiła. Gdyby syn promieniał ze szczęścia, bardziej by chyba
tolerowała jego żonę. A tak wzrok jej ciemniał, kiedy spoglądała na Mali. Nigdy o tym nie
wspominała, domyślała się chyba jednak, że Mali w jakiś sposób rani jej syna i że dzieje się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl