[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kawy, Morris mył ręce w toalecie gdy nagle zauważył, że było coś dziwnie
znajomego w mężczyznie stojącym po jego lewej. Morris obrócił głowę i
bardziej się przyjrzał, jego oczy rozszerzyły się. Mężczyzna w średnim
wieku i zaczesanymi do tyłu brązowymi włosami nosił rodzaj
kombinezonu często znajdowanym w zakładowym otoczeniu. Odwrócił
się od zlewu i spojrzał na Morrisa oczami o spokojnym, świecącym
niebieskim kolorze. Uśmiechał się łagodnie.
Ten człowiek był absolutnym sobowtórem brytyjskiego aktora, który grał
rolę morderczego psychiatry w serii przerażających, pełnych przemocy
filmów.
- Znałem raz faceta, który spróbował przeszkodzić w planach Christine
Abernathy. - powiedział mężczyzna miękkim, kulturalnym głosem. -
Zjadła jego nerki z talerzem fasoli półksiężycowej i kieliszkiem Marlota. A
może był to Chardonnay? Tak, chyba raczej tak. - wydął wargi i wydał
ssący dzwięk staccato jakby wciągał długą nić spaghetti.
Skądś, mężczyzna wydobył pałkę wyglądającą na policyjną. Uderzył
końcówką o swoją dłoń i powiedział,
- Kiedy będziesz chciał, panie Morris.
Morris zrobił szybko krok w tył, następnie szybko zerknął do lustra,
sprawdzając czy nie ma jeszcze kogoś w pobliżu kto mógł być
potencjalnym wrogiem albo sojusznikiem. Dwóch mężczyzn stało przy
rzędzie pisuarów, najwyrazniej nieświadomi konfrontacji odbywającej się
za nimi gdy oni opróżniali pęcherze. Spojrzenie Morrisa nie zajęło więcej
niż pół sekundy i już przybrał czwartą pozycję obronną Shotokan karate i
powrócił spojrzeniem na swojego przeciwnika.
Obłąkany lekarz zniknął.
Morris zamrugał kilka razy, następnie opuścił ramiona. Jeden z mężczyzn,
którzy załatwiali się przy pisuarach, odwrócił się i spojrzał zaciekawiony
na Morrisa i wyszedł.
Morris odwrócił się do wlewu i skończył suszyć dłonie - które, zauważył,
nie były całkiem spokojne.
Gdy wrócił do auta szara Toyota była zaparkowana kilka miejsc dalej.
Kobieta o długich czarnych włosach gmerała przy bocznym oknie. Gdy
Morris podszedł spojrzała w górę z zaniepokojonym wyrazem twarzy,
mógł zobaczyć że trzymała wygięty wieszak. Była wysoka, szczupła,
prawdopodobnie około trzydziestki.
Była najbardziej zniewalająco atrakcyjną kobietą jaką widział w życiu.
- Słuchaj, przepraszam że zawracam ci głowę, ale mógłbyś mi pomóc? -
jej głos zabrzmiał trochę niepewnie.
- W czym problem? - Morris był ostrożny, niepewny czy było to
prawdziwe czy kolejna próba Christine Abernathy mieszania w jego
głowie.
- Czuję się całkowicie głupio. - powiedziała. - Zamknęłam w środku
klucze. - wskazała zakrzywionym wieszakiem. - Znalazłam to w koszu na
śmieci i starałam się sięgnąć do rączki, ale okno otwarło się tylko na cal u
góry, i po prostu nie umiem! - jej oczy błyszczały od początkowych łez.
Morris zerknął do środka Toyoty i potwierdził, że nadal były w środku,
wciąż w zapłonie. Podjął decyzję.
- Ponieważ zle się do tego zabierasz, to wszystko. - powiedział. - Pokaż
mi.
Wziął od niej wieszak i zgiął falisty czubek w cieńszą, mniejszą pętlę.
- Teraz, pokażę ci sztuczkę, którą zna każdy dobry złodziej samochodów.
Uh, nie masz alarmu, prawda?
Potrząsnęła głową.
- Dobrze.
Zaczął pracować i drucianą pętlą pomiędzy oknem a gumowym
obramowaniem, który biegł wzdłuż podstawy. Po początkowym oporze,
zdołał wsadzić to do samych drzwi, tuż nad klamką. Poruszał wieszakiem
tam i z powrotem kilka razy i nagle zatrzymał się i powiedział,
- Mam ciÄ™!
Pociągnął w górę, a guzik zamka w drzwiach odskoczył z głośnym
kliknięciem.
- O mój Boże, to niewiarygodne! - powiedziała. - I pomyśleć jak długo
spędziłam czasu nad tym cholernym...
- Po prostu trzeba znać sztuczkę. - powiedział Morris, wyciągając wieszak
z mechanizmu zamknięcia. - Gdybym miał ze sobą podkładkę, taką
używaną przez specjalistów, otwarłbym je szybciej.
- Byłeś bardzo miły. - powiedziała, kładąc rękę na jednej z jego. - Nie
wiem jak ma się odwdzięczyć.
Gdy spojrzała na niego tymi dużymi zielonymi oczami, Morris nagle zdał
sobie sprawę kim ona była.
To była Mary Beth Sturnevan, którą kochał absolutnie i całkowicie przez
większość pierwszego roku w liceum Sama Houstona. Nigdy nie próbował
nic zrobić z tym zauroczeniem, poza fantazjami. W końcu, ona była
najładniejszą, najpopularniejszą dziewczyną nie tylko w juniorach, ale w
całej cholernej szkole. Młody Quincey Morris, do którego wielu innych
dzieci odnosiło się jako do 'dziwnego chłopaka', wiedział, że jego szanse z
nią mieściły się pomiędzy niedorzecznością niczym.
A ta kobieta była Mary Beth Sturnevan wypisana dużymi literami.
Oczywiście była starsza, ale również wyższa, piękniejsza, o wiele bardziej
pociągająca niż oryginał kiedykolwiek był.
Alarm rozdzwonił się w głębi umysłu Quinceya Morrisa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]