[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wygląda na to, że pogoda się nie poprawi. Jeśli tak dalej
pójdzie, będziemy musieli odłożyć nie tylko zwiedzanie ruin, lecz
także całą naszą wyprawę.
Najwyrazniej pali się do tego, pomyślała Andrea. Rozczarowaniu
towarzyszyła jednak iskierka nadziei. Może Kurt poczuł się nagle
niezręcznie w jej obecności? Może zastanawia się, czy warto badać
okoliczności śmierci Sary? Jeszcze trochę i może zmieni zdanie.
86
RS
Modliła się w duchu o ładną pogodę.
Wkrótce jednak spadł deszcz; opady utrzymywały się przez kilka
następnych dni. Przemarznięta do szpiku kości Andrea milczała
nieszczęśliwa. Zanim jeszcze dotarli do schroniska, wiedziała, że
wyprawa jest zakończona. No cóż, przynajmniej nie będzie musiała
przepływać obok miejsca, gdzie zginęła Sara Wolf.
- Dalszą podróż musimy na razie odłożyć - powiedział Kurt,
gdy wnosili ponton i sprzęt do hangaru. Było pózne deszczowe
popołudnie. - Teraz nie możemy wypłynąć w dalszą podróż.
Dokończymy szkolenia, gdy pogoda się poprawi.
Andrea miała nadzieję, że tak będzie w istocie. Tylko czy Kurt
zdecyduje się na bliskie sam na sam po tym, co między nimi zaszło?
- Jutro wdrapiemy się na górę, a jeśli się nam poszczęści,
wjedziemy tam z karawaną mułów - powiedział Kurt, gdy otulała się
szczelniej deszczowcem. - Przy takiej pogodzie zawsze kilka osób
rezygnuje.
Andrea pokiwała głową na znak, że go słyszy. Wstrząsały nią
dreszcze i nie myślała teraz o mułach, ale o ciepłym posiłku, po
którym mogłaby wziąć gorący prysznic i położyć się do łóżka. No i
musi też zadzwonić. Pod wpływem tej myśli rozchmurzyła się
trochę. Emilka wraz z rodziną jest pewnie na górze. Musi się z nią
koniecznie porozumieć.
- Robi się pózno - powiedział Kurt na widok zabudowań
Phantom Ranch. - Jeżeli zaczniemy się przebierać, nie zdążymy nic
zjeść. Proponuję, żebyśmy poszli najpierw do stołówki.
- Dobrze - odparła, marząc o filiżance mocnej, gorącej kawy.
Wdrapali się po schodach, zostawiając za sobą kałuże wody, która
spływała z ich płaszczy i plecaków. W środku okazało się, że
stołówka z powodu burzy świeci pustką.
Kurt zaczął studiować jadłospis, a tymczasem Andrea podeszła do
stolika nieopodal bufetu, żeby zdjąć plecak i płaszcz. Nie zdążyła się
rozebrać, kiedy usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu rozkosznym,
piskliwym głosikiem.
- Emilka?
87
RS
Dziewczynka rzuciła się w ramiona Andrei z charakterystyczną
dla dzieci wylewnością.
- To ona, babciu, to ona! - krzyczała Emilka i podekscytowana
uwolniła się szybko z objęć Andrei.
- Jest tu Andrea! Czy to twój instruktor? - zapytała na widok
zbliżającego się Kurta. - Ten, o którym wspominałaś mi w liście?
- Tak - wtrącił Kurt. - Nazywam się Kurt Marlowe i jestem
instruktorem Andrei.
- Cześć - powiedziała nieśmiało dziewczynka, unosząc wysoko
głowę, żeby objąć wzrokiem górującą sylwetkę Kurta. - A ja jestem
Emilka Jenkins.
- A to są rodzice i dziadkowie Emilki - dokonała prezentacji
Andrea. Wymieniono stosowne formułki grzecznościowe i uściski
rąk, po czym uwaga wszystkich skupiła się na Andrei.
- Czy państwo są może sąsiadami Andrei? - zapytał Kurt
uprzejmie.
- Andrea wyniosła mnie, kiedy złamałam nogę - pośpieszyła z
wyjaśnieniem dziewczynka, ubiegając dorosłych. - Poznałyśmy się w
samolocie, który się rozbił.
Kurt ze zdziwieniem spojrzał na Andreę.
- Pan o tym nie wiedział, Emilko - wyjaśniła zakłopotana.
- Nie powiedziała mu pani o katastrofie? O tym, jak uratowała
moją córkę? - zapytał z niedowierzaniem ojciec Emilki.
Wszystkie spojrzenia, nie wyłączając Kurta, spoczęły na Andrei.
- Przeżyłaś katastrofę?
- Tak, ubiegłej zimy w Denver. - Dziadek dziewczynki sięgnął do
kieszeni i wyjął z portfela sfatygowany wycinek prasowy. Rozłożył
go i pokazał Kurtowi. Zdjęcie przedstawiało Andreę idącą boso po
śniegu z ranną Emilką na rękach. W tle widać było płonący kadłub
samolotu. Pod wpływem nagłych wspomnień Andrea zamknęła oczy.
- Proszę mi wybaczyć, ale pójdę już do siebie - wykrztusiła.
- Ale ja chcę być z tobą! - wykrzyknęła mała.
- Tylko się przebiorę. Dobrze, kochanie? - powiedziała z
wyraznym wysiłkiem i wyszła.
88
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Tego samego wieczoru, kiedy Andrea miała rozbierać się do snu,
rozległo się pukanie do drzwi.
- Andreo, to ja, Kurt. Czy mogę wejść? Niedawno z ulgą
pożegnała gości, którzy zjawili się
w godzinę po jej nagłym wyjściu ze stołówki - tym razem na
szczęście bez wycinków prasowych. Andrea cieszyła się z wizyty,
choć nieustanne podziękowania i pochwały z ust rodziny
dziewczynki wprawiały ją w zakłopotanie. Nie spodziewała się
natomiast powtórnych odwiedzin Kurta. Zjawił się wraz z gośćmi i
przyniósł jej kolację, wkrótce jednak wyszedł.
- Wejdz, proszÄ™.
- Już pózno. Czy jesteś... ubrana? - zapytał jeszcze zza drzwi.
- Tak, nie zdążyłam się jeszcze położyć. Dopiero wtedy wszedł
do środka i zdjął deszczowiec.
Zaczekał, aż Andrea usiądzie na łóżku, po czym zajął jedyne w
małym pomieszczeniu krzesło.
- Dobrze siÄ™ czujesz?
- Oczywiście. Dlaczego miałabym czuć się zle?
- Kiedy się zjawili, wyskoczyłaś ze stołówki jak oparzona.
Pewnie nie najlepiej znosisz towarzystwo całej rodziny?
- Chyba tak - przyznała, podciągając nogi. - Jej rodziców
poznałam w szpitalu w Denver, ale dziadków widziałam dzisiaj po
raz pierwszy. Entuzjazm, z jakim mówili o uratowaniu przeze mnie
Emilki... - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Trudno mi uwierzyć,
że wciąż noszą przy sobie wycinki prasowe.
- Widok tych zdjęć pewnie bardzo cię wzburzył.
- To prawda - przyznała ze smutkiem. - Ale już wszystko w
porzÄ…dku.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- A czy ty rozpowiadasz o Sarze na prawo i lewo?
- Na pokładzie tego samolotu znajdowała się twoja przyjaciółka
89
RS
Dee? - zapytał pod wpływem nagłego olśnienia.
- Tak.
- Powinnaś zastosować się do swojej rady i nie rozpamiętywać
tego - powiedział z wyrazem współczucia na twarzy, siadając obok
niej.
- Zwykle tego nie robię, ale te wycinki prasowe... - Nagle głos jej
się załamał.
- Czy żałujesz, że przyjechali?
- Nie. Bardzo się cieszę ze spotkania z Emilką. Nie mogłam
pomóc Dee, ale przynajmniej udało mi się pomóc temu dziecku. I
innym - dodała z uśmiechem.
Kurt milczał chwilę, Andrea z napięciem czekała na jego słowa.
- Szkoda, że Sarze nie udało się uratować tych ludzi. Może
wtedy jej śmierć nie wydawałaby się taka niepotrzebna.
- Kurt, nie możesz opłakiwać bez końca kogoś, kto nie żyje.
- Sądzisz zatem, że ja i moja córka powinniśmy zachowywać się,
jak gdyby nic się nie stało? - zapytał z gniewem.
- Nie. Ale myśl o życiu, a nie o śmierci. A jeśli nie możesz, to coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]