[ Pobierz całość w formacie PDF ]
unieruchamiając mnie na krótko, podczas gdy usiłowaliśmy zsunąć bezwładne ciało pana
Warowni z ramion. Opadł na posłanie z nogami dyndającymi ponad brzegiem łóżka. Tuero
zatoczył się na słupek w rogu łoża. Mamrotał przepraszająco, gdyż zasłona zerwała się w
jednym miejscu. Zciągnęłam Alessanowi buty, rozluzniłam pas, ugięłam jego nogi i, kładąc
mu jedną rękę na biodrze, pchnęłam go z całej siły. Teraz całe jego długie ciało spoczęło na
łóżku.
- Chciałbym... - zaczał Tuero, gdy ja opatulałam Alessana futrem, podwijając je
starannie pod jego ramiona, by nie zmarzł, nawet jeśli będzie się wiercił. Uśmiechnął się
lekko przez sen. - Chciałbym...
Tuero spojrzał na mnie przybierając nagle nieprzenikniony wyraz twarzy, zmarszczył
brwi i opuścił głowę na piersi.
- Rozkładane łóżko jest nadal w pokoju obok, harfiarzu. Wątpiłam, abym zdołała
odprowadzić pijanego Tuero do jego pokoju w odległym końcu korytarza.
- Czy mnie też przykryjesz?
W głosie Tuero zabrzmiała taka żałość, że uśmiechnęłam się mimo woli. Słaniając się
na nogach, dowlókł się za mną do sąsiedniego pokoju. Podniosłam koc i potrząsnęłam nim. Z
westchnieniem wdzięczności ułożył się na boku.
- Dobra jesteś dla pijanego harfiarskiego głupka - mruknął, gdy go przykrywałam. -
Pewnego dnia przypom... - był nieprzytomny. Pewnego dnia może przypomni sobie, że
właśnie on ukuł określenie tabun z Fortu , jak nazywano mnie i moje rodzeństwo.
Podejrzewam, że w tej chwili skończyłaby się nasza przyjazń, ale to już jego problem.
Mój kłopot polegał na tym, że musiałam dostać się teraz do własnego łóżka i wcale
nie pragnęłam, aby ktoś troskliwy opatulał mnie kocem.
Rozdział IX
3.23.43
Poranek tego niezwykłego dnia nastał świetlisty i jasny, z zapachem wiosny
unoszącym się w powietrzu. Pomimo szaleństwa poprzedniej nocy, a może właśnie dlatego,
wstaliśmy wypoczęci i zjedliśmy wczesne śniadanie. Wszyscy siedzieli uśmiechnięci, nawet
Desdra, zazwyczaj pełna powagi. Omówiono szczegóły dziennych zajęć. Alessan po inspekcji
w stajniach z zadowoleniem opowiadał o tym, jak silny i rozbrykany jest mały zrebaczek.
Oklina i ja, wziąwszy wychowanków i paru silniejszych rekonwalescentów do pomocy,
zaczęłyśmy przewozić szklane naczynia do opuszczonej stajni, by sala główna mogła z
powrotem pełnić swoje właściwe funkcje.
Deefer wybrał się z kilkoma ludzmi na wzgórza w poszukiwaniu tłustych wherrów.
Stanowiłyby przyjemną odmianę po mięsie zwierząt tucznych. Jego zapas już się zresztą
wyczerpał.
Cały czas zastanawiałam się, co powiedzieć Alessanowi wieczorem. Sądziłam, że
przez tydzień ciężkiej pracy da się usunąć wszechobecny bałagan przypominający niedawne
okrutne doświadczenia. Nie mogliśmy, oczywiście, usunąć nagrobnych kopców. Wiosna
nakryje je przynajmniej trawą. Z czasem, ale nie za prędko, kopce się zapadną i nie będą tak
bardzo rzucać się w oczy.
- Smoki! - krzyknął ktoś z zewnętrznego dziedzińca. Rzuciliśmy się, aby obejrzeć
widowisko. Jako pierwszy wylądował B lerion na grzbiecie Nabetha. Drobna twarzyczka
Okliny rozjaśniła się radością. Bessera, jedna z amazonek z Dalekich Rubieży, wylądowała
jako druga. Rozległy dziedziniec wydał się nagle mały, gdy usiadły na nim ogromne latające
wierzchowce. Wyglądały na bardzo z siebie zadowolone. Ich skóra lśniła w jasnych
promieniach słońca. Na drodze osiadło jeszcze sześć smoków, wszystkie spiżowe.
Gdy Oklina z naręczem butelek ruszyła biegiem ku B lerionowi, zauważyłam, że oczy
jezdzca rozbłysły. Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie i spojrzała w twarz mężczyzny
rozkochanym wzrokiem. Ten, śmiejąc się trochę za głośno, odebrał od niej butelki z serum.
Ktoś dotknął mojego ramienia. Desdra stała obok z butelkami, które miałam wręczyć
jezdzcowi.
- Nie patrz tak, Rill. MajÄ… zgodÄ™.
- Nie patrzyłam na nich, no, nie całkiem. Ale ona jest strasznie młoda, a B lenon to nie
byle kto.
- W Weyrze Fort dojrzewa jajo królowej.
- Ale Oklina jest potrzebna tutaj.
Desdra wzruszyła ramionami, przekazała serum w moje ręce i pchnęła mnie lekko.
Pobiegłam, ale nie mogłam się uspokoić. Oklina była prawie dzieckiem, a B lerion miał tyle
uroku... I Alessan uznał ten związek? Jakie to dziwne, skoro jej dzieci także zapewniłyby
ciągłość rodu, gdyby została w Warowni. Och, wiedziałam doskonale, że kobiety z Ruathy
często jezdziły na królowych, a kobiety z Weyru rodziły dzieci jak wszystkie inne, choć może
nie tak często. Ja jednak nie wyobrażałam sobie takiego życia. Więz między jezdzcem a
smokiem była zbyt głęboka. U kogoś takiego jak ja nie zostawiłaby miejsca na inne uczucia.
Oklinie zazdrościłam szczęścia, tego zachwytu, z jakim spoglądała na B leriona. Lśniące oczy
Nabetha wpatrywały się w parę ludzi, tak jakby wiedział, co się między nimi dzieje. Smoki
mają takie zdolności. Nie byłam pewna, czy zniosłabym, jeśli ktoś przez cały czas
odgadywałby moje myśli. Przypuszczam jednak, że jezdzcy przyzwyczajali się do tego.
Ledwie zdążyliśmy złapać oddech po odlocie smoków, gdy zjawiły się królowe z
Weyru Fort. Leri, której nie spodziewałam się zobaczyć, posadziła starą Holth na dziedzińcu,
podczas gdy Kamiana, Lidora i Haura opadły na drogę. A potem przybyli jeszcze S peren i
K lon. Leri była w świetnej formie. %7łartowała z Alessanem i Desdrą, ale zauważyłam, że nie
spuszcza oczu z Okliny, podobnie jak Holth. Czyżby zmiany w życiu Okliny zaszły dopiero
niedawno? Przypomniałam sobie, jak ja sama zjawiłam się w Ruathcie. Było to zaledwie trzy
dni temu, ale wydawało się, jakby minęły trzy miesiące, tak wiele zdążyło się wydarzyć.
Alessan robił wówczas wrażenie szczęśliwego, Moreta również, a Oklina po prostu
promieniała. Czyżby Leri chciała się dowiedzieć, czy zaszła jakaś zmiana?
Do Weyru należało wyszukiwanie odpowiednich kandydatów w Warowniach,
zwłaszcza kiedy dojrzewało jajo królowej. Oklina była młoda i delikatna. Zganiłam się za
krytykę, na jaką pozwoliłam sobie wobec Lorda Warowni. Jakież miałam prawo wtrącać się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]