[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przypomniał sobie cytrynowy zapach środka do czyszczenia, którym
mama myła podłogę w kuchni, stuk butów jezdzieckich ojca na ganku, gdy
zdejmował je tam wieczorem, surowe spojrzenia matki, kiedy synowie nie
złożyli rąk i nie spuścili oczu przy modlitwie przed posiłkiem.
To wszystko, co mu zostało. Wspomnienia. Po tamtej nocy zostało
mu tylko zakrwawione ubranie, które miał na sobie. Dostał nowe ubranie,
nowy dom, nowe nazwisko. Przeszłość została wymazana.
W piersi pojawił się znajomy ból. Bywały dni, kiedy pragnął
odnalezć stryja. Pojechać do Wolf River i wytropić drania, by zapytać,
dlaczego? Ale jakoś nigdy się nie odważył. I tak nic by to nie zmieniło.
Rodziców by to nie wskrzesiło, ani - tak wtedy myślał - Setha i Lizzie.
Ale teraz wszystko się zmieniło.
Po wykonaniu zadania będzie musiał stawić czoło zmianom. Nie
miał pojęcia, na co się zdecyduje. Od wypadku przysięgał, że nie dopuści,
by jeszcze raz przeżyć taki strach. I nie dopuścił.
A teraz był śmiertelnie przerażony.
Trzask płonącego drewna przywrócił go do rzeczywistości. Patrzył
na tańczące płomienie, wspominając radość Grace, gdy zdołała wreszcie je
rozpalić. Natychmiast zgadł, że nigdy nie rozpalała ogniska, ale jedno
musiał pannie Grace Sullivan przyznać - nie zrażała się łatwo.
Bardzo seksowna i stanowcza.
Zawsze oddzielał seks od interesów, nigdy nie wiązał się z
kobietami, dla których albo z którymi pracował. Kobiety zazwyczaj
55
RS
uznawały, że należy im się coś więcej niż tylko jego czas. Lubił swój tryb
życia. Jezdził, dokąd chciał, kiedy chciał i z kim chciał.
I tak miało zostać.
Wrzucił kamień do ognia, obserwując fontannę iskier. Dlaczego przy
Grace tak trudno mu było się opanować? Pragnął jej, nie mógł temu
zaprzeczyć. Ale byłby też głupi, gdyby to okazał. O wiele rzeczy go
oskarżano, ale nigdy nie o kłamstwo. Ani wobec siebie, ani innych.
A zwłaszcza wobec kobiety. Miał kilka przelotnych romansów, ale
od początku był szczery. Nie potrafił się ustatkować i nie miał takiego
zamiaru. Zbyt długo był sam, by to zmieniać.
Grace żyła w innym świecie. Tam krzaki róż oplatały białe płoty
wokół domu. dzieci w koronkowych kapturkach gaworzyły, a na stole
punktualnie pojawiał się obiad. Fakt, że była bogata, tylko wszystko
komplikował, ale to nie pieniądze okazałyby się w końcu największym
problemem. Zaważyłoby to, kim była, czego oczekiwała i na co
zasługiwała.
Już otworzył się przed nią, czego nigdy nie zrobił przed żadną
kobietą. Opowiedział o swej przeszłości więcej niż komukolwiek. Koniec
ze zwierzeniami. Postanowił skupić się na pracy, a nie na ślicznej pannie
Grace.
I wtedy wyłoniła się z ciemności jak leśna nimfa, z uśmiechem na
twarzy, aż stracił oddech.
Po kolacji, składającej się z puszki chili i torebki bułek ze stacji
benzynowej, poszła pozmywać w potoku. Przebrała się w czystą koszulkę
i dżinsy, włosy związała w kucyk. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i
pokazała mu papierową torebkę.
56
RS
- Deser - oznajmiła.
Usiadła przy ogniu i otworzyła torebkę.
Uśmiechnął się i pokręcił głową, kiedy wyjęła zawartość - krakersy,
galaretkę i tabliczki czekolady. Mógł to przewidzieć.
Zajęła się rozpakowywaniem i układaniem, a on ją obserwował.
Miała długie i smukłe palce, bez pierścionków. Zastanawiał się nad tym.
Dlaczego nie miała męża, a przynajmniej narzeczonego? Nie wspominała
nic o chłopaku, a on nie pytał. Wiedział, że kilka razy dzwoniła do jednego
z ochotników o imieniu Tom. Zawsze, gdy z nim rozmawiała, jej głos
miękł i odwracała się, żeby Rand nie słyszał, co mówi. Uznał, że
prawdopodobnie coś ich łączy.
- Jak długo znasz Toma? - zapytał, sam przed sobą udając
obojętność.
- Toma? - Spojrzała na niego, najwyrazniej zaskoczona.
- No... tego ochotnika, który ma tu jutro przyjechać. Tak się nazywa,
prawda?
- Tak, oczywiście. Tom przyjedzie rano z Martym.
Rand zauważył, że wciąż nie odpowiedziała na pytanie. Dlaczego
unika odpowiedzi? W końcu nie musiała się przed nim tłumaczyć, a poza
tym wcale go to nie obchodziło.
Dopił kawę, odczekał pięć sekund i zapytał:
- A jak mu się podoba to, że przyjechałaś tutaj ze mną?
- Komu?
Rand zazgrzytał zębami.
- Tomowi.
- Nie podoba mu się. - Rozsmarowała galaretkę na krakersie.
57
RS
- Mnie też by się nie podobało. To znaczy, jakbym był na miejscu
Toma.
Grace wzruszyła ramionami.
- Nie ma nic do gadania. Ja decyduję. Proszę. Rand wziął kanapkę z
czekoladą i galaretką. Nie miał pojęcia dlaczego, ale zaczynała go
denerwować.
- Musi być wyjątkowo wyrozumiałym i cierpliwym facetem.
Roześmiała się.
- Są to ostatnie słowa, które kojarzą się z Tomem - oznajmiła. - Ale i
tak go kocham.
Kochała go? Rand zacisnął zęby.
- Skoro go kochasz, to dlaczego uganiasz się ze mną po Teksasie?
Skąd wiesz, że nie jestem jakimś mordercą panienek z towarzystwa?
- Nie jestem panienką z towarzystwa - oznajmiła stanowczo i
popatrzyła na niego jak na wariata. - Rand,o co ci chodzi?
- Gdybym ja miał dziewczynę, na pewno nie pozwoliłbym jej
włóczyć się nie wiadomo gdzie, zwłaszcza z kimś obcym.
Wiedział, że przesadził. Ale myśl, że mężczyzna, którego kochała,
pozwalał Grace tak się narażać, niezwykle go złościła.
Zacisnęła wargi w wąską linię.
- Starasz się mnie wkurzyć?
- Nieważne. - Nadgryzł krakersa. - To twoje życie, panno Grace, ale
ja na miejscu Toma związałbym cię
i zamknął w stodole, zanim pozwoliłbym ci tak się narażać.
- Po pierwsze - oznajmiła - nie jesteś Tomem. Tom nie jest
seksistowskim, upartym, udającym twardziela gorylem jak ty.
58
RS
- Hej, chwileczkę...
- Po drugie - ciągnęła - starannie cię sprawdziłam, zanim pojechałam
do domu twoich rodziców. Rozmawiałam z sześcioma różnymi osobami,
obojga płci, dla których pracowałeś. Jeśli jesteś psychopatą, to udało ci się
oszukać każdego, kto cię zna, i dobrze ukryłeś ciała.
- To był tylko arg...
- Po trzecie - znowu mu przerwała - chciałabym widzieć, jak mnie
wiążesz i zamykasz w stodole. Nie jestem taka bezbronna i delikatna, jak
ci się najwyrazniej wydaje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]