[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spoliczkowałaby go?
Nie zrobił więc nic, lecz skierował łódz w stronę
zatoki.
Jednak\e gdy zawinęli z powrotem do przystani,
obawa zamieniła się w desperację. Czas uciekał. Za
kilka godzin Corinne wróci do Baltimore i w nawale
obowiązków zapomni o dzisiejszym dniu.
Nie chce tego.
Sprzątała właśnie kuchenkę, gdy podszedł do niej z
tyłu.
- Cori? - W jego głosie słychać było wahanie.
Odwróciwszy się, napotkała spojrzenie zielonych
oczu, teraz jakby ciemniejszych i zamglonych, i po-
czuła, jak dreszcz niepokoju przebiega jej wzdłu\
kręgosłupa.
- Wycieczka była wspaniała. - Starała się mówić
lekkim tonem.
96 PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... ______________
- Powinienem odwiezć cię na lotnisko - powie-
dział cicho.
- Tak - wyszeptała.
Przysunął się o kilka centymetrów bli\ej.
- Cieszę się, \e spędziliśmy razem trochę czasu.
Skinęła głową, nie mogąc wykrztusić słowa.
- Cori... - Wymówił znów jej imię ochrypłym gło-
sem. Podniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka.
Był zaró\owiony od słońca, chłodny od wiatru i gładki
jak aksamit. - Ka\ mi wrócić na pokład. Powiedz, \e
tego nie chcesz.
- Nie chcę tego - powtórzyła bez przekonania.
- Nie jestem w twoim typie.
- Wiem.
- Ani ty w moim.
- Wiem.
- Czemu więc tak bardzo pragnę cię pocałować?
- Mo\e po to, by się przekonać, \e to nic takiego -
szepnęła.
Wsunął palce w jej włosy, rozkoszując się ich
jedwabistością.
- Tak właśnie myślisz?
- Obawiam się, \e w ogóle nie myślę.
Uśmiechnął się na poły ze smutkiem, na poły
z rozczuleniem. To cała Corinne. Obawiam się, \e w
ogóle nie myślę".
- Skoro nie myślisz, mogę cię wykorzystać.
W tej chwili Corinne nie wiedziała, kim jest. Nie
mogła zrozumieć dr\enia kolan, kołatania w klatce
piersiowej ani nerwowego ściskania w dołku. Nie
poznawała swego słabiutkiego głosu i z całą pewnością
nie identyfikowała się ze słowami, które spłynęły z jej
warg. Zbyt była zafascynowana ustami Coreya. Wargi
miał wąskie, lecz ruchliwe. Czy kiedykolwiek zwróciła
_____________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ,.. f& 97
na to uwagę? Czy te\ zbytnio zajmowało ją przy-
glądanie się innym szczegółom jego powierzchow-
ności?
- Jeśli zamierzasz mnie wykorzystać - wymówiła
urywanym szeptem - to lepiej się pospiesz. Jeśli zacznę
się nad tym zastanawiać, przypomnę sobie, jak bardzo
tego nie chcę.
- Pospieszę się - obiecał, ale nie dotrzymał słowa.
Nie mógł. Wolał rozkoszować się gładkością jej twa-
rzy, gdy ujął ją w dłonie, miękkością warg, po których
przesuwał delikatnie palcem, słodkim cytrynowym
zapachem jej ciała, gdy zamknął oczy i przycisnął nos
do jej brwi.
Pochylił się ku jej wargom i po raz pierwszy
spróbował ich smaku. Była samą słodyczą; nie cytryną,
lecz maliną. Wydawało mu się, \e przez całe \ycie
czekał na to, a\ dojrzeje, tote\ smakował ją powoli, by
niczego nie uronić. Wargi miała miękkie, gładkie i
pełne. Delektował się nimi leniwie, oddychając szybko
i nierówno.
Corinne. Czysta jak łza i piekielnie kusząca. Mimo
\e ich ciała nie stykały się, wyczuwał jej dr\enie. Ale
jeśli nawet była przera\ona, nie uczyniła nic, by go
odepchnąć, gdy jego ręce ześlizgnęły się z jej ramion na
plecy ani gdy przytulił ją mocno do siebie i pocałował
namiętnie, badając językiem wnętrze jej ust.
Zęby miała równe i drobne, zaciskała je mocno, co
świadczyło o braku doświadczenia. Dygotała w ramio-
nach Coreya, trzymając się kurczowo jego bluzy, by
nie upaść. Tuliła się do niego, nie zastanawiając się nad
tym, co robi, rozkoszując się wyłącznie tą chwilą.
Ufała Coreyowi. Instynktownie mu ufała. Ani
przez chwilę nie bała się z nim \eglować. Wiatr
rozwiewał jej włosy, fale uderzały o burtę, a ona czuła
98 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ- _______________
się całkowicie bezpieczna, wiedziała, \e Corey nie
pozwoli, by cokolwiek jej się stało.
Jej ciało opowiadało na pocałunek nieznanymi
doznaniami. Ciekawość zwycię\yła początkową bier-
ność i Corinne odwzajemniła pocałunek, najpierw
nieśmiało, potem z coraz większą pasją.
- Ach, Cori... - szepnął, odrywając na chwilę war
gi od jej ust. Z trudem panował nad sobą. Jego napięte
ciało domagało się czegoś więcej. Gdyby potrafił
wmówić znów sobie, \e jest chuda i przypomina
małego chłopca... Ale dłonie błądzące po jej ramio
nach, plecach i biodrach i sprę\ysty dotyk jej piersi
mówiły mu zupełnie coś innego.
Oczy miała zamknięte. Ucałował ka\de po kolei, i
znów poszukał jej ust. Rozkoszując się ich uległością,
wysunął przed siebie ręce, pieszcząc delikatnie szyję i ra-
miona Corinne, wreszcie zamknął w dłoniach jej piersi.
Z ust kobiety wyrwał się cichy jęk, ni to pomruk, ni
to westchnienie. Drgnęła, zaskoczona, ale nie odsunęła
się. Wstrzymała na chwilę oddech, dopóki nie zaczął
ich lekko głaskać. Wówczas otoczyła ramionami jego
szyję i wtuliła w nią twarz.
Mimo oszołomienia, cichy głos rozsądku podpo-
wiadał Coreyowi, \e gdyby chciała, by przestał jej
dotykać, wyprostowałaby się. Tymczasem Corinne
opierała się o niego biodrami, wyginając plecy, by
umo\liwić mu pieszczotę i oddychając szybko.
- Jesteś doskonała - wyszeptał, kreśląc palcami
kształt jej piersi, zapamiętując go. Nie mogąc dłu\ej
znieść oczekiwania, dotknął opuszkami palców bro
dawek.
Jęknęła głośniej.
PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 99
Cofnął natychmiast ręce.
- Sprawiłem ci ból.
- Nie... nie, to nie ból... - szepnęła bez tchu. - W
środku... gorąco... zrób to jeszcze raz...
Znów pieścił ją delikatnie, czerpiąc rozkosz z jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]