[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zawołaj mnie, gdyby coś cię zaniepokoiło. Stan Billa był sta-
bilny, ale antybiotyki nie zbiły gorączki tak szybko, jak należało oczeki-
S
R
wać. Michael martwił się, że zapalenie otrzewnej postępuje. Bill przeżył
operację, jednak jego stan ogólny wcale się nie poprawił, a wciąż czekała
go trudna podróż po wyboistych drogach z otwartą raną pooperacyjną.
- Umiemy troszczyć się o swoich - powiedział cicho Oolagon. - Niech
się doktor nie martwi.
- Dobrze. Obudzcie mnie za dwie godziny. Wszedł do sypialni i
przez chwilę obserwował śpiącą Alek. Skuliła się w kłębek na środku po-
dwójnego łóżka. Zadziwiająca kobieta, pomyślał, siadając na brzeżku ma-
teraca. Uparta i nieustępliwa, wymagająca zbyt wiele od innych, a jeszcze
więcej od siebie. Dla niej życie jest wiecznym polem bitwy.
Zwycięskiej bitwy. W każdym razie jego już zawojowała. Był nią za-
chwycony.
Jest taka seksowna, choć jeśli jej wierzyć, wciąż jest dziewicą. I znowu
znalazł się w impasie. Nie może jej mieć, bo ona go najzwyczajniej nie
chce. Co nie wystarczało, aby przestał jej pragnąć.
Położył się obok, ostrożnie, aby jej nie obudzić. Wiele czasu minęło,
odkąd spał z kobietą, zresztą w przeszłości nigdy nie kończyło się na sa-
mym spaniu. I stwierdził, że cholernie miło jest po prostu leżeć obok Alek.
- Chyba sobie nie wyobrażasz, że tu zostaniesz? - spytała, nie otwiera-
jąc oczu. - Ze mną w jednym łóżku?
Nie byłaby sobą, gdyby nie zaprotestowała, pomyślał, uśmiechając się
pod nosem.
- Czytasz w moich myślach. Będę spał na tym łóżku, z tobą, bo w tym
domu innego nie ma.
S
R
- Przenieś się na podłogę. Oczywiście dam ci poduszkę. Bez poduszki
na podłodze byłoby za twardo.
- To jest bardzo duże łóżko, przecież całego nie zajmiesz.
- Lubię mieć dużo miejsca. Przez ciebie mam mniej możliwości...
- Albo więcej, zależy jak spojrzeć na sytuację.
- Rzecz w tym, że nie chcę żadnych sytuacji, chcę mieć całe łóżko dla
siebie.
- Nie odstąpisz mi ani centymetra?
- Zajmujesz znacznie więcej niż centymetr - stwierdziła Alek, prze-
wracając się na plecy. Przez chwilę oboje leżeli w tej samej pozycji, wpa-
trzeni w sufit. - Pewnie też wolałbyś mieć trochę więcej miejsca.
- Po co mi ono, skoro tu mi dobrze?
- Byłoby ci wygodniej. A może ja lubię spać w poprzek łóżka? Albo
ciągle się wiercę?
- Wierć się, ile chcesz, boja się stąd nie ruszę. Już dawno bym zasnął,
gdybyś tyle nie gadała. - Przekręcił się plecami do niej. - Jeśli nie planujesz
opowiedzieć mi bajki albo zaśpiewać na dobranoc, to proszę o absolutną
ciszę. Ewentualnie ciche chrapanie.
Alek ułożyła się na boku; dotykali się plecami.
- Ja nie chrapię. Kołysanek też nie śpiewam.
Milczeli. Michael kontemplował bliskość jej ciepłych bioder i zasta-
nawiał się, jak to byłoby spać obok Alek już każdej nocy. Milutko. I pie-
kielnie frustrująco, jęknął w duchu, gdy poruszyła się, aby przybrać wy-
godniejszą pozycję. Zrobiła to celowo? Najnowsza tortura wynalazku
Aleksandry Sokołow, podniecić go tak, by nie mógł zasnąć? Przyciska się
S
R
do niego tym kształtnym tyłeczkiem, by go dręczyć? A może naprawdę
układa się do snu? Cholera, może jednak przenieść się na podłogę. Jeszcze
raz to zrobi i... Znowu się poruszyła!
- Psiakrew, Alek, przestaniesz się kręcić?
Nie odpowiedziała, ale usłyszał cichutki śmiech i w końcu stracił cier-
pliwość. Przewrócił się na drugi bok i ułożył za nią, przyciągając ją do sie-
bie i kładąc na niej nogę. W innych okolicznościach byłby to dopiero wstęp
do dalszych igraszek. Alek szczelniej się w niego wtuliła, wzdychając
ciężko. Po chwili słyszał już tylko miarowy spokojny oddech kogoś, kto
mocno śpi.
Może nie tak zaplanowałby pierwszą wspólną noc, lecz i tak było miło.
Pocałował Alek w szyję, zamknął oczy i szybko zapadł w sen.
- Wciąż jest pod narkozą! - krzyknął Michael, gdy nos samolotu zaczął
się unosić. - Nic nie poczuje.
- Najważniejsze, że wytrzymał podróż samochodem, teraz to już małe
piwo.
Michael dotknął czoła chorego; było stanowczo za ciepłe, biorąc pod
uwagę ilość antybiotyków, jakimi go nafaszerowali. Oczywiście podróż
pikapem, pod gołym niebem, też nie sprzyjała zdrowieniu.
Nagle Bill jęknął i wyprężył się jak struna. Michael chciał mu zmie-
rzyć tętno, lecz w tym samym momencie Bill jakby wpadł w szał. Złapał
lekarza za rękę i pociągnął w stronę podłogi; gdyby Michael opierał się,
miałby już złamany nadgarstek. Potem z ust Billa dobył się rozdzierający
wrzask, po którym popłynął strumień najgorszych możliwych przekleństw.
S
R
Usiłował usiąść na noszach, szarpał pasy, a kiedy do niego dotarło, że jest
unieruchomiony, zaczął wrzeszczeć jeszcze głośniej.
- Przytrzymaj go! - krzyknęła Alek. - Nie mogę pilotować, kiedy tak
się rzuca!
- Staram się - odkrzyknął Michael, ale Bill wciąż wykręcał mu rękę.
Alek włączyła automatycznego pilota i pochyliła się nad fotelem. Zdo-
łała złapać Billa za rękę. Zaskoczony zaczął bić ją na oślep, puszczając
Michaela.
- A jeśli cię znokautuje? Co ja wtedy zrobię? -zdenerwował się Micha-
el, opadając na kolana, i pod-pełzł do noszy, by mocniej zacisnąć pasy.
Bill wykręcał jej rękę, tak jak przed chwilą Michae-lowi. Wolną dłonią
lekko go spoliczkowała, chcąc odwrócić jego uwagę. Wskórała tylko tyle,
że jeszcze mocniej ścisnął jej nadgarstek. I znowu wyrzucił z siebie potok
przekleństw, a potem próbował ugryzć ją w przedramię. Szarpał się z Alek,
miotając wyzwiska. Na szyi wystąpiły mu żyły grube jak postronki, twarz
posiniała.
- Zciągnij mocniej te pasy! - wołała Alek. - Daj mu zastrzyk! Nie
wiem, zrób coś!
- Staram się! - odkrzyknął Michael, napełniając strzykawkę środkiem
uspokajającym. - Ale nie chcę, żeby złamał ci rękę.
- Lepsza złamana ręka od rozwalonego samolotu. On krwawi... - Do-
strzegła sączącą się przez opatrunek krew.
Michael zarzucił Billowi koc na głowę; o dziwo, pomogło. Zaskoczony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl