[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Phillips kazała im obojgu przestać natychmiast!
Malec posłuchał od razu, bowiem i tak nie wiedział, dlaczego właściwie
płacze, ale Hannie było trudniej: czuła się rozdarta, przybita, pełna
wewnętrznego bólu. Zapanowała cisza, tylko od czasu do czasu słychać było
przejmujące westchnienie Hanny. Poruszyłoby ono każdego, kto ma w sobie
odrobinę współczucia, ale widocznie Amanda Phillips była go pozbawiona.
Było to dla Hanny szczególnie trudne, musiała bowiem powiedzieć pani
Phillips jeszcze jedno. Długo to odkładała i dopiero po deserze zdobyła się na
krótkie wyznanie.
- Max... mieszka ze mnÄ….
S
R
- Tak? - starsza pani uniosła wzrok i spojrzała na nią twardo.
Hanna nie zarumieniła się, nie spuściła głowy. Nos miała zaczerwieniony,
oczy pełne łez; jasne włosy zwisały w nieładzie. Siedząc nieruchomo w krześle
patrzyła pani Phillips prosto w oczy.
Było już po jedenastej, kiedy Max wsunął się do łóżka i przygarnął Hannę
ku sobie. Położyła mu rękę na kłującym od zarostu policzku.
- Cześć, kochanie - powiedziała.
- Amanda jest w domu? - zagadnÄ…Å‚.
- Tak, ja też byłam zaskoczona - wyszeptała.
- Będziesz musiała zapanować nad sobą i nie krzyczeć tak głośno z
rozkoszy.
- Czuję się, jakbym była twoją utrzymanką.
- Raczej o mnie można to powiedzieć - sprostował żartobliwie. - Jestem
przecież u ciebie w domu.
Zaczął ją całować po piersiach, potem przesuwał się coraz niżej. Było to
nadzwyczaj podniecające, bo dotyk jego miękkich, gorących ust i wilgotnego
języka odczuwała wraz z delikatnymi ukłuciami zarostu na brodzie.
- Dlaczego jesteś jeszcze ubrana? - poskarżył się.
- Bo to byłoby... wyuzdane, gdybym się przygotowywała na twoje
przyjście.
- Na pewno jesteś już cała gotowa - powiedział z zadowoleniem w głosie.
- Przecież mówię ci, że nie, ty maniaku seksualny!
- A właśnie, że tak - jego głos był jak gorący wiatr. - Czuję to, Hanno.
Przez następne dwa dni robiła gruntowne porządki, tak jakby bała się, że
matka Maxa będzie chciała przejechać palcem po każdej półce i sprawdzić całą
kuchnię. Właśnie wtedy Max przyniósł chłopcu do zabawy dwa małe kociaki.
Tak, jakby jednego nie było dość. Cóż, pewnie dla Maxa dwa to i tak za mało.
Geo był w siódmym niebie.
S
R
Kociaki były malutkie, miały ogromne oczy i uszy, okrągłe brzuszki,
krótkie łapki i nastroszone ogony. Geo zanosił się śmiechem. Kotki szybko
nauczyły go, że powinien obchodzić się z nimi troskliwie.
Max pokazał mu, jak je trzymać w ręku i Geo ciągnął je wszędzie ze sobą.
Lizały się nawzajem i drapały, spadały na podłogę i goniły po pokojach. Były
okropnie ciekawskie i wiecznie plątały się pod nogami.
- Kiedy się stąd wyprowadzisz, koty pójdą za tobą - powiedziała Hanna
do Maxa.
- Nie, ja tu zostanę do końca życia, Hanno. Musisz się do tego
przyzwyczaić - odparł patrząc na nią zadziornie.
Objęła go i pocałowała, marząc, by to była prawda.
Tego dnia, kiedy miały przyjechać matka i ciotka Maxa, Hanna wstała o
wpół do szóstej.
- Co z tobą? - zapytał przez sen.
- Nic - odpowiedziała krótko.
- No to po co wobec tego wstajesz w środku nocy?
- Jest już rano.
- Hanno, kochanie, dopiero wpół do szóstej.
- Mam dużo pracy.
- Co mianowicie?
- Dzisiaj przyjeżdża twoja matka. Usiadł i spojrzał na, nią zaskoczony.
- Hanno, ona nie przyjeżdża tu po to, żeby cię sprawdzać. Ty już przeszłaś
wszystkie testy - to ja jestem z ciebie zadowolony!
Tą opinią dowiódł tylko, że o matkach nie ma najmniejszego pojęcia. Jak
dwudziestoośmioletni mężczyzna może tak mało wiedzieć na ten temat? To
niedobrze o nim świadczy. Hanna przyjrzała mu się krytycznie. Jeśli w tej
kwestii jest tak mało rozgarnięty, to może ma też inne mankamenty.
Oczywiście! Purpurowa sypialnia. To powinno być dla niej już wcześniej
ostrzeżeniem.
S
R
- Czy naprawdę musimy już wstawać? - spytał żałośnie.
- Ty nie musisz, ale ja tak.
- Co masz do zrobienia?
- Muszę nazrywać trochę kwiatów i upiec ciasteczka. No i posprzątać w
domu.
Westchnął ciężko i opadł na poduszkę, ale po chwili znów się podniósł.
- Pomogę ci. We dwójkę pójdzie nam szybciej, więc możemy pospać
jeszcze pół godziny.
- Jeśli twoja mama będzie sprawdzać ciasteczka w środku i krytykować
mój wyrób, chyba wyleję jej herbatę na kapelusz.
Max dostał ataku śmiechu, który przez dobrych parę minut wstrząsał
całym jego ciałem. Starał się opanować, ale okazało się to ponad siły.
Hanna wyszła z pokoju. Nałożyła stare dżinsy i koszulę, po czym wzięła
się do pracy. Piętnaście po siódmej mogła powiedzieć, że wszystko gotowe. Nie
zostało jej nic innego, jak tylko snuć się po domu, przestawiając drobiazgi z
miejsca na miejsce i wyobrażać sobie, w jaki sposób powie pani Simmons, że
wcale nie zamierza wychodzić za mąż za jej syna.
Zarazem jednak chciała, by matka Maxa przekonała się, iż Hanna jest
dobrą gospodynią, a Geo to wspaniały chłopiec, i żeby w jej matczynym sercu
zakiełkowało ziarenko żalu. Było to małostkowe życzenie, i właściwie to
powinna się go wstydzić. Tymczasem jednak jeszcze bardziej starała się, aby
wszystko wypadło bez zarzutu. Wyszła przed dom i popatrzyła nań od frontu,
oczami obcej osoby.
Tak, dom niewątpliwie był piękny, choć skromnie umeblowany. Tylko
ten dywan od pani Phillips - prawdziwy skarb.
Z nerwów Hannę potężnie rozbolała głowa. Przez resztę dnia mogła się
spokojnie oddawać cierpieniu, bowiem wszystko; co dało się zrobić w domu,
było już zrobione. Umyła nawet samochód i odkurzyła go w środku.
S
R
- Jeśli przypadkiem one tu będą, kiedy wrócisz do domu, nie nazywaj
mnie skarbem, laleczką ani żabusią.
- No wiesz, nigdy nie nazywałem cię żabusią.
- Więc żeby ci tylko nie przyszło do głowy tak powiedzieć przy twojej
matce.
- Dobrze, będę zwracał się do ciebie panno Calhoun" - zaproponował,
wyraznie rozbawiony, ale Hanna nie dała się wytrącić z równowagi.
- Masz do mnie mówić po prostu Hanno".
- Z przyjemnością.
O wpół do trzeciej Max wyszedł do pracy. Do przyjazdu pań zostało już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]