[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nareszcie - westchnęła, gdy stanął przed nią zupełnie nagi. - Próbowałam zapomnieć, co nas łączyło.
Teraz mam wrażenie, jakby wspomnienia stały się znów teraźniejszością.
- Ja również - szepnął Ben. Les westchnęła z rozkoszy, gdy wreszcie nakrył dłońmi jej piersi. W
chwilę później czuła na nich dotknięcie zachłannych warg i zębów. Ben pieścił językiem wrażliwe
sutki.
- Nie zniosę tego dłużej - jęknęła rozpaczliwie, chwytając go za rękę i ciągnąc na posłanie. Otworzyła
ramiona
i dodała błagalnie: - Weź mnie. Natychmiast.
- Jeszcze za wcześnie, tygrysku. - Ben pochylił się nad nią, a na jego twarzy Les dostrzegła chełpliwy
uśmieszek. Zaczęła mu robić wyrzuty graniczące niemal z obelgami. Bardzo mu się podobała owa
niecierpliwość. Leslie zawsze dużo od niego wymagała - w każdej dziedzinie.
Tym razem jednak przeszła samą siebie. Chwila była niezwykła, baśniowa. Ben obsypywał Les
pocałunkami. Rozpalone pożądaniem wargi sunęły coraz niżej. Szyja, piersi, brzuch... Poczuł, jak
Leslie wsuwa palce w jego włosy i przyciąga bliżej głowę zuchwałego kochanka.
- Tak! - jęknęła z zachwytem, gdy wstrząsnął nią dreszcz rozkoszy. Nim ochłonęła, Ben przykrył ją
swoim ciałem. Oddychała z trudem, a oczy lśniły jej jak w gorączce. Przytulił ją mocno. Zapraszająco
uniosła biodra, jakby prosiła, by wszedł w nią natychmiast. Nie uległ niemej zachęcie. Umyślnie
zwlekał, ponieważ chciał, by zapamiętała na zawsze wzmocnione oczekiwaniem doznania. Przycisnął
ją mocniej do posłania, żeby nie mogła się poruszyć. Z uśmiechem patrzył na jej zmienioną twarz.
Wsunął się w nią jakby z wahaniem. Natychmiast zaczęła go ponaglać, karcąc za opieszałość. Z
chełpliwą miną kontynuował tortury, wchodząc w nią powoli. Daremnie usiłowała wciągnąć go, by
postawić na swoim. Niewiele brakowało, by przestał nad sobą panować, lecz w ostatniej chwili wziął
się w garść.
Pochylił głowę i pocałował Les. Uniosła biodra, wykorzystując jego chwilową nieuwagę. Cofnął się w
samą porę. Była tak rozczarowana, że zapomniała oddać pocałunek. Gdy wsunął się w nią nieco
głębiej, zadrżała ze szczęścia. Po chwili uległ namowom i wkrótce sam popadł w słodkie
zapomnienie, a w jego głowie zapanował kompletny zamęt. Czas i przestrzeń zamknęły się wokół
namiętnych kochanków.
Les długo trzymała Bena w ramionach. Dreszcze roz-
koszy nadal wstrząsały jej ciałem. Ben miał wrażenie, że w ogóle nie zamierza wypuścić go z uścisku.
Dawno powinna już spać, zmęczona gwałtownymi doznaniami, a tymczasem wciąż czuwała, napięta
jak struna.
Czy żałowała tego, co się przed chwilą stało? Czy miała o to do siebie żal? Może była wściekła na
siebie, bo uległa ślepej żądzy - a co gorsza - także na niego?
Odsunął się nieco. Les wtuliła głowę w silne ramię, jakby nie chciała, by oglądał jej twarz.
- Co się stało, Les?
W milczeniu pokręciła głową.
- Gubię się w domysłach. Przestań mnie dręczyć i powiedz, w czym rzecz.
- Nienawidzę cię, bo spałeś z innymi kobietami - rzuciła napastliwie. - Chętnie wydrapałabym oczy
tym lafiryndom, które poszły z tobą do łóżka. Wstyd mi, że tak reaguję, ale nic na to nie mogę
poradzić. - Zatkała rozpaczliwie. - Wybacz, że o tym wspomniałam. Do tej pory wmawiałam sobie, że
to nie jest mój problem, choć byłam świadoma, co mnie dręczy.
Ben milczał. Słowa Les zraniły go mocno. Nie wiedział, w jaki sposób ją pocieszyć. Z drugiej strony
jednak był niemal pewny, że zna już odpowiedź na pytanie, czy z kimś sypiała. Nie wypuszczając jej z
objęć, obrócił się
i ułożył na boku. Co z Aleksem? Przecież mówiła, że doszli do porozumienia.
- Zepsułam naszą uroczystość, prawda? - przerwała w końcu milczenie Leslie.
- Nie. Umówiliśmy się, że wolno nam dziś ujawniać wszelkie tajemnice.
- Ty swoje ukrywasz. Jak zwykle jesteś oszczędny w słowach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]