[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po lunchu chciałabym pospacerować sama. -Nie.
- Tak - odparła. - Nie ucieknę, obiecuję.
- Możesz się zgubić.
- W Wenecji nie można się zgubić. Jak skręcisz w niewłaściwą uliczkę, wpadniesz do kanału.
Wyjdziesz z niego, ociekając wodą, i zawrócisz. Naucz mnie paru weneckich przekleństw. Gino
twierdził, że są najlepsze na świecie.
Piętro się zaśmiał.
- Nic mi nie będzie - podjęła. - Przyjdę pózniej do biura, a jeśli cię tam nie zastanę, wrócę do domu.
Piętro zgodził się niechętnie, ale kiedy wyszli z Cafe Florian, odprowadzał ją wzrokiem, aż zniknęła.
Nie mając nic lepszego do roboty, udał się do biura. Asystentka nie pojawiła się, a klientów nie
brakowało. Póznym popołudniem Ruth zaszła do biura. Piętro odetchnął, widząc ją spokojną i
radosną. Zadzwonił do Minny i dał jej wolny wieczór. W drodze do domu kupił świeże mięso i
warzywa.
- Dziś wieczorem ja gotuję - oznajmił. - Jeśli to cię nie przeraża, przetrwasz wszystko.
- Gino mówił, że jesteś świetnym kucharzem.
- W porównaniu z nim. Lubię to.
Toni wyszedł im na spotkanie. Szczególnie ciepło witał Ruth, jakby po pierwszym wieczorze, kiedy
jej pilnował, czuł, że musi o nią dbać. Na stole leżała kartka od Minny z informacją, że wyprowadziła
psa na spacer.
- Zanim wezmę się do roboty, dam mu lekarstwo -rzekł Piętro. - Podaj mi tę buteleczkę z półki za
plecami.
Ruth zerknęła na etykietkę i oznajmiła:
- Dobry lek.
- Znasz go?
- Hm... Wiem, że podaje się go psu, który cierpi na łagodną epilepsję.
- Owszem. Może miałaś kiedyś psa?
- Raczej nie. Ciotka nie lubiła zwierząt. Często to bierze?
- Raz dziennie. Podaj mu pigułkę, dobrze? Przystanął w drzwiach kuchni i patrzył, jak Toni ufnie
tuli się do Ruth. Przełknął pigułkę nie wiadomo kiedy.
Ruth zaproponowała pomoc, lecz Piętro grzecznie ją odprawił. Wskazał jej porcelanę i pozwolił
nakryć do stołu.
- Co za tupet - mruknęła i zabrała się do pracy. Piętro przygotował wyśmienitą kolację. Na początek
podał ryż z groszkiem, zapewniając Ruth, że było to ulubione danie Giovanniego Soranzo.
- O tak - rzekła sceptycznie.
- Skoro tak mówię, to znaczy, że to prawda. W czasie postu zawsze podawano to doży na początek
lunchu.
- Aha - rzekła przebiegle Ruth. - A czy istnieje dowód na to, że mu smakowało?
- Zjadał to i przeżył. Może otworzysz wino?
Znała go krótko, a mimo to coraz bardziej lubiła te ich sprzeczki. Odciągały jej uwagę od poważnych
problemów.
Potem na stole pojawiła się pasta z oliwą z oliwek, a w końcu mus z dorsza i herbatniki, a wszystko to
popili lekkimi winem. Nagle Ruth zapytała:
- Kontaktowałeś się z Ginem? Skoro o tym nie wspomniałeś, rozumiem, że on nie chce mnie widzieć.
- To nie tak - odparł zaskoczony.
- Czyli mam racjÄ™.
- On inaczej niż ty zapamiętał wasz ostatni wieczór. Sądził, że chcesz z nim zerwać.
- Jakim cudem?
- Nie wiem, ale mówi, że z nim zerwałaś. Patrzyła na niego oniemiała.
- Ja z nim nie zerwałam. Spędziliśmy cudowny wieczór, mówił, że mnie kocha. - Przygarbiła się. -
Mogę się mylić.
- Może znudziła ci się jego głupia twarz i zapragnęłaś czegoś lepszego. - Starał się obrócić to w żart.
- Gdybym zmieniła zdanie, powiedziałabym mu przez telefon, kiedy zapowiadał swój przyjazd do
Anglii. Po co miałabym z tym czekać?
- Może chciałaś go zobaczyć, upewnić się co do swoich uczuć?
- I wtedy postanowiłam z nim zerwać? Pamiętam co innego. No cóż, jestem większą wariatką, niż
myślałam.
- Mówiłem, żebyś nie nazywała się wariatką.
- Będę o sobie mówić, jak chcę. Mam do tego prawo. Milczał, bo każda odpowiedz byłaby błędem.
- Uprzedzałam cię, że będzie ciężko - zaśmiała się.
- Dam radÄ™.
- W czyją wersję wierzysz? - spytała wyzywająco.
- Gino często mija się z prawdą. Spójrz na to.
Wyjął album i odszukał zdjęcie Gina z kobietą w średnim wieku. Miała na sobie kuchenny fartuch.
- To jego matka - rzekł. - Była naszą kucharką. To dlatego dorastaliśmy razem.
- Więc Gino nie jest twoim kuzynem?
- Niestety to jedna z jego fantazji.
- Myślałam, że obaj jesteście potomkami doży.
- To akurat prawda, ale doża był wybierany. Było ponad stu dożów z różnych rodzin. Niemal każdy
wenecjanin jest potomkiem jakiegoś doży.
- Czyli to, że Gino należy do rodziny Bagnellich, to jego fantazja? A może kłamstwo? Kiedy
zamierzał wyznać mi prawdę? Jeśli w ogóle? Może sam Gino był tylko fantazją? - Zaśmiała się z
goryczą. - Może był tylko hologramem, i gdybym wyciągnęła rękę, nic bym nie poczuła?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]