[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się cygarem, ignorując skwapliwą dłoń Bro-
stera.  Ale stało się, brygadierze, że w tym
wypadku sprawa nieco wymyka siÄ™ z moich
rąk. To nie tylko to, że pan... eee... nocował
wspólnie ze współpasażerkÄ…. O pierwszej trzy­
dzieści zawrócono statek w poszukiwaniu tej
kobiety, z której powodu ogÅ‚oszono alarm, ca­
łą załogę postawiono na nogi i przeszukano
statek od masztów do stÄ™pki. Dziennik okrÄ™to­
wy, brygadierze...  z powagÄ… znaczÄ…co postu­
kiwał palcem w leżącą przed nim księgę. 
UrzÄ™jdowy dokument, po każdej podróży spra­
wdzany przez władze Londyńskie i osobiście
uważnie czytany przez Sir Angusa. Jako ka­
pitan statku jestem zobowiÄ…zany ustawÄ… parla­
mentu do szczegółowego i zgodnego z prawdą
zapisu powodu zmiany kursu ostatniej nocy
i przyczyny powrotu naÅ„. PominiÄ™cie lub sfaÅ‚­
szowanie danych pociÄ…ga za sobÄ… surowe kary
przewidziane prawem. Nie mówiąc już o moim
honorze zawodowym. Dlatego też sporzÄ…dzÄ™ po­
prawny zapis. I to zaraz  Ebbs ujął pióro. 
Do widzenia panu.
 ChwileczkÄ™!  popiół spadÅ‚ z czubka cy­
gara Brostera.  Czy absolutnie koniecznie,
kapitanie, musi pan o wszystkim pisać w de­
talach?
 Tego żąda moje sumienie.
 No oczywiście! Chyba nie każdy szczegół.
 Każdy, każdy. Wraz z zadziwiajÄ…cym wi­
dokiem.
 Kapitanie  rzekł Broster z powagą. 
Mam ogromne wpływy w Linii. Tego nie mu-
214
szÄ™ panu powtarzać. Moja wÅ‚adza siÄ™ga do sa­
li konferencyjnej, a nawet dalej. MogÄ™ zro­
bić pewne rzeczy, wyÅ›wiadczyć przysÅ‚ugÄ™, na­
wet z pominięcie samego Angusa McWhirreya.
 Ach!  powiedział Ebbs.  Nareszcie
mówi pan do rzeczy.
 Co  spytał Broster głosem, jakby łykał
kawaÅ‚ki szkÅ‚a  co mogÄ™ dla pana zroibić, ka­
pitanie?
 Proszę siadać  powiedział Bbbs. Wziął
stos arkuszy ze statkowym nagłówkiem, na któ­
rych ubiegÅ‚ej nocy kreÅ›liÅ‚ padanie o zwolnie­
nie.  Ma pan pióro? Dobrze. Wszystko, cze­
go chciaÅ‚bym, to napisanie listu. Nie  spro­
stowaÅ‚ sam siebie.  Przede wszystkim chciaÅ‚­
bym, żeby pan wysłał telegram. Podyktuję go
panu.  Przez chwilę się zastanawiał. MC-
WHIRREY BINNICLE LONDON  dykto­
waÅ‚.  WSPANIAAA PODRÓ%7Å‚ STATEK
ZNAKOMITY KAPITAN DOSKONAAY. Pro­
szę podpisać: BROSTER. Niech się pan nie
martwi  dodał widząc, jak brygadier pisze
pełen wątpliwości.  Ja pokryję koszty. A
teraz list:  Drogi Angusie..." Czy w ten spo­
sób zwykle zwraca siÄ™ pan do niego?  Bro­
ster kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….  Dobrze.  Drogi Angu­
sie! PiszÄ™, żeby CiÄ™ jak najsipieszniej zawia­
domić o tym, jak wysoko cenię tego Ebbsa". 
Ebbs wysiÄ…kaÅ‚ nos.   WylkonaÅ‚ wprost wspa­
niałą robotę. Posiada wszelkie kwalifikacje na
Å›wietnego kapitana statku pasażerskiego i bez­
wzglÄ™dnie rekomendujÄ™, żeby go na razie po­
zostawić na «Charlernagne>*. Pózniej oczywi­
ście może być potrzebny na jednym z naszych
nowszych i większych statków". Czy nie za
szybko dla pana?  spytał Ebbs.
 Nie  mruiknÄ…Å‚ Broster.
  Ebbs..." Z nowej linijki.  Ebbs w szcze­
gólności zdobył moje uznanie za sposób, w
215
jaki taktownie rozpÄ™dziÅ‚ tÅ‚um pijanych pasa­
żerów tuż przed dojÅ›ciem do FremantÅ‚e. Po­
chwalam również energią, z jaką wykrył
i ujawniÅ‚ machinacje..." Potrafi pan to napi­
sać? Słownik jest na biurku.
  Matactwa" bÄ™dzie lepiej  wymamro­
tał Broster.
 Tak, matactwa,  ...matactwa nieuczciwe­
go intendenta i barmana, z którymi należy
postąpić zgodnie z propozycjami zawartymi w
raporcie kapitana Ebbsa. Ebbs to nadzwyczaj­
ny facet, ma przed sobą świetną przyszłość
w naszej Kompanii. Będę go miał na oku". 
Ebbs uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko.  Teraz pro­
szÄ™ podpisać list tak jak zwykle. I zaadreso­
wać kopertę. Nadam go sam.
 Gdyby kiedyś przyszła na pana pokusa,
by chcieć wyprzeć się autorstwa tego listu 
uprzejmie ciÄ…gnÄ…Å‚ Ebbs osuszajÄ…c papier bi­
bułą i składając go  proszę pamiętać
o dzienniku okrÄ™towym  Charlemagne". Za­
pis mogÄ™ zrobić w każdej chwili przed po­
wrotem do Londynu  zachichotał.  No,
brygadierze, teraz nie widzÄ™ powodu, dla któ­
rego nie miaÅ‚aby zapanować miÄ™dzy nami ser­
deczna przyjazń, o jakiej wspominał pan
przed kilkoma minutami. AÄ…czy nas pewna
więz. W każdym razie jedną rzecz mamy
wspólną.  Znowu zachichotał.  Taki mój
prywatny żarcik... nie zrozumiałby go pan. To
świetne cygara. Ma ich pan więcej?
 Każę panu przysÅ‚ać pudeÅ‚ko do kabi­
ny  warknÄ…Å‚ Broster.
 DziÄ™kujÄ™. Może kiedyÅ› w przyszÅ‚oÅ›ci zno­
wu razem popłyniemy?...
Brygadier wstał.  Kapitanie Ebbs  rzekł
z naciskiem  jednego może pan być pewien:
jakikolwiek bÄ™dzie paÅ„ski przyszÅ‚y los w Kom­
panii w rezultacie tego niesłychanego fałszer-
216 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl