[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Była tak wzruszona, \e zapłakała. Tris mówił szczerze i to po tych wszystkich głoszonych przez niego hasłach o
wy\szości mę\czyzn!
Poznali się w tak dziwnych, niezwykłych okolicznościach... Ale co ze zwyczajnym, nudnym, codziennym \yciem? Czy
ich szacunek do siebie przetrwa taką próbę?
Ludzie łatwo dają się ponieść emocjom, spowodowanym przez niebezpieczeństwo. Silne uczucia mo\e wywołać nawet
zwykły odruch przetrwania. Radość ocalenia sprawia, \e wszelkie szlachetne intencje wydają się trwałe.
A je\eli zwyczajne \ycie zniszczy ich miłość? Jedyną metodą sprawdzenia tego był stary wypróbowany sposób spę-
dzenia ze sobÄ… pewnego czasu, poznania siÄ™ bli\ej. Lepsze to ni\ podejmowanie pochopnych decyzji.
Azy płynęły Mab po policzkach.
- Nigdy nie płaczę - powiedziała.
Jego uśmiech rozczulił ją jeszcze bardziej.
- Wiem. JesteÅ› taka kobieca i fascynujÄ…ca.
- Nie mam pojęcia, dlaczego przy tobie płaczę, ale mam wra\enie, \e odkąd ciebie spotkałam, nic dla mnie nie ma
znaczenia. Z takich czy innych powodów. - I nagle zastanowiła się. Czy\by jej płacz wzbudziło wewnętrzne przekonanie,
i\ nie pasują do siebie? śe te dni mogą się okazać tylko interludium?
- I ja czuję się przy tobie niespokojny. Chcę, by twoje oczy błyszczały szczęściem. Pragnę, byś mnie kochała.
- Kocham ciÄ™.
Czy\by mimo niepewności chciała go przekonać o swoim uczuciu, na wypadek gdyby mieli się rozstać?
Pochylił się wolno, pocałował ją, a ona przytuliła się do niego. Pieszczoty były teraz łagodniejsze, a po\ądanie nie tak
gwałtowne. Dotknięcia stały się wyrafinowane, świadomie podniecające. Spełnienie dostarczyło im i tym razem pełnej
satysfakcji.
Znowu zasnęli, tuląc się do siebie. Odpływając w sen, Mab zastanawiała się, jak prze\yć te wszystkie samotne noce,
gdy Trisa ju\ przy niej nie będzie. Wsłuchując się w równy i głęboki oddech kochanka, zasnęła.
Jakiś czas potem obudziło ich radio. Tris wysunął się spod koca i zajrzał do d\ipa, by odpowiedzieć na wezwanie. Sztab
akcji łączył się z ochotnikami, by sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Twoja ciotka powiedziała, \e Ken Harris i jego córka, Katy, zamieszkają u nich w domu - poinformował go ktoś ze
sztabu. - W ten sposób mała będzie pod opieką, dopóki pani Harris nie wyjdzie ze szpitala. Na szczęście wraca do
zdrowia. Twój zespół te\ nam pomaga. Miłe chłopaki. Bali się o ciebie i dlatego kwaterują teraz u twojej ciotki.
- Wszyscy tam sÄ…?
- Tak. Miłe chłopaki - powtórzył raz jeszcze członek sztabu, jakby był tym zdziwiony.
- Dzięki. Daj znać, gdybyś nas potrzebował.
- Jasne. Do usłyszenia.
Tris odło\ył radio i spojrzał na Amabel. Uśmiechnął się do niej, a potem przeciągnął leniwie, świadomie się popisując.
Przyjemnie było na niego patrzeć. Przypominał koguta, który pianiem wita dzień. Był wspaniały. Stanął z rękami
wspartymi na nagich biodrach i obserwował okolicę.
Mab skuliła się pod kocami, wcią\ rozgrzanymi ciepłem jego ciała. Patrzyła na niego z podziwem.
Kiedy zbadał teren, odwrócił się do niej z radosną miną. Musiała się uśmiechnąć. Przypominał w tym momencie czło-
wieka pierwotnego.
- Chodz, kobieto, wykÄ…piemy siÄ™ w jeziorze.
- Zwariowałeś - odparła opryskliwie.
- To dodaje sił!
- Chcesz, \ebym dostała zapalenia płuc?! Zaczekam na ciebie. Idz sam.
Podparty pod boki, pochylił głowę i rozkazał:
- Chodz natychmiast. Rusz się. Wyłaz. Ciesz się dniem.
Roześmiała się głośno. Dokładnie wyobraziła sobie jego przodków \yjących tysiące lat temu. Dobrze, \e mieli potom-
stwo. Po raz ostatni otuliła się kocami, potem odrzuciła je, zerwała się z posłania i pobiegła w kierunku jeziora.
Krzyknął coś radośnie i pobiegł za nią, obserwując w ruchu jej ekscytujące, nagie ciało. Mab jęknęła i zatrzymała się
tu\ przy błotnistym brzegu. Tris wziął ją na ręce i wrzucił do wody.
Mab miała wra\enie, \e pogrą\a się w płynnym lodzie! Tris krzyczał, gonił ją i popędzał szybkimi szczypnięciami i
klapsami. A ona piszczała i śmiała się, a\ rozgrzała się dostatecznie. Pływając pospiesznie, mogli przez chwilę
wytrzymać w tej wodzie. Zaczęli zazdrościć rodzinie Harrisów ich raju..
W końcu, trzymając się za ręce, wrócili pędem do swego legowiska i wytarli się kocem. Ubrali się, \arłocznie pochło-
nęli kanapki i jabłka, które zostawił im policjant. Jednak kawa była obrzydliwa.
Niechętnie wracali do miasta. Napełnili zbiornik d\ipa i odstawili samochód do sztabu akcji ratowniczej. Któryś z
ochotników podwiózł ich do domu Magee ów.
Ciotka Trudy była w swoim \ywiole: karmiła, bawiła, rozkazywała i opiekowała się ludzmi. Byli tam te\ muzycy i kil-
ka osób z ekipy technicznej, którzy przybyli do Fort Wayne wraz z Trisem. Dla nich to była niezwykła przygoda. Krą\yli
wokół, pomagając, i przenosząc rzeczy.
- Musimy mieć czasem kontakt z prawdziwym \yciem - tłumaczyli w odpowiedzi na podziękowania rodziny
Magee ów. - Moglibyśmy pomyśleć, \e istnieje tylko świat rocka.
Ka\da pomoc była potrzebna. Cię\ko pracujący muzycy zostali zaakceptowani. Ale kiedy cała grupa postanowiła kupić
tu ziemię i osiedlić się, wuj Finnegan ostrzegł ich:
- Pamiętacie  The Music Man ? I piosenkę o tym, \e w Iowa ludzie przechodzą obok siebie i nigdy nie patrzą sobie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl