[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gniarek. Przepraszam, że przeszkadzam w niedzielę,
ale Ryan Morris dzwonił właśnie, że jest chory. Złapał
tego wirusa, który ostatnio krąży po okolicy. Mogłabyś
go zastąpić? Prosiłam już doktora Portlanda, ale on ma
dzisiaj rocznicę ślubu. Powiedział, że wezmie ten dyżur,
ale tylko jeśli ty odmówisz.
Keiva zastanawiała się przez chwilę.
Dobrze. Westchnęła w duchu. Oto podają jej
pretekst na tacy, z tym że ona nie jest teraz wcale taka
pewna, czy cieszyć się z tego, czy nie.
Dzięki, Keivo. Mówiłam Johnowi, że na pewno się
zgodzisz. Bał się chyba, że Susanne go rzuci, jeśli nie
spędzi z nią dzisiejszego wieczoru. Wiesz, jaka ona
potrafi czasami być.
Nie ma sprawy mruknęła Keiva. I tak nie mam
nic lepszego do roboty.
Nie byłaś z nikim umówiona? spytała Grace.
Słyszałam, że spotykasz się z tym detektywem.
Co za miasto! warknęła Keiva. Ledwie znam
tego człowieka, a wszyscy już widzą mnie z nim
w łóżku.
Dziewczyno, gdybym to ja była dwadzieścia lat
młodsza...
Keiva odłożyła słuchawkę i kręcąc głową, poszukała
kluczyków.
Po co zaraz w łóżku? mruknęła do siebie. A na
łonie natury, na przykład nad rzeką, to nie łaska?
Liam stał przed półką w supermarkecie i zastanawiał
się nad wyborem bombonierki dla Keivy, kiedy komór-
ka obwieściła popiskiwaniem, że dostał SMS-a. Spoj-
rzał na wyświetlacz i spochmurniał.
Odłożył pudełko z czekoladkami na miejsce i ruszył
w stronę kasy, wrzucając po drodze do koszyka co
popadnie.
Kasjerka, Cassie King, obdarzyła go promiennym
uśmiechem.
Witam, detektywie. Ma pan coś w planie na dzi-
siejszy wieczór?
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Miał na ten
wieczór plan, który właśnie wziął w łeb. Z lakonicznej
treści SMS-a trudno było wywnioskować, czy Keiva
odwołuje spotkanie, bo po głębszym namyśle postano-
wiła nie nawiązywać z nim bliższej znajomości, czy
naprawdę coś jej wypadło.
Westchnął i wręczył kasjerce pieniądze.
Nie, nic specjalnego.
Cassie podała mu torbę z zakupami.
A co pan robi jutro? spytała.
Kiedy nie odpowiadał, zaczerwieniła się i szybko
dodała:
Wiem, że pan pewnie bardzo zajęty, ale może
chciałby pan zobaczyć nasze rodeo. Odbywa się jutro,
na terenach wyścigowych za miastem.
Interesujące.
Rozpromieniła się.
Startuję w wyścigu między beczkami. Od trzech
lat go wygrywam.
Liam uśmiechnął się.
Tego nie można przegapić. O której się zaczyna?
Cassie oczy omal nie wyszły z orbit.
Przyjdzie pan? Naprawdę?
Wzruszył ramionami.
Czemu miałbym nie przyjść? Z tego, co słyszę,
będzie na co popatrzeć.
O, na pewno! Dziewczyna była zachwycona.
Nie będzie się pan nudził. Zaczyna się o dziesiątej
i trwa do wieczora.
Przyjdę w ostrogach. Obdarzył ją jeszcze jednym
uśmiechem i wyszedł ze sklepu.
Rodzice przywiezli właśnie Jamiego Sweeneya
poinformowała wchodzącą na oddział Keivę pielęg-
niarka Nicole Fordham. Ma złamaną kość udową.
Keiva podeszła do leżącego na wózku, jęczącego
z bólu chłopca. Obok stali przerażeni rodzice.
Jamie, możesz mi opowiedzieć, jak to się stało?
Lina się urwała... spadłem... zaszlochał.
Skakał do rzeki z opony zawieszonej na linie
wyjaśnił ojciec. Lina się zerwała i spadł na kamienie.
Wsadziliśmy go do samochodu i od razu tutaj przywiez-
liśmy. Tak cierpi... Możecie mu jakoś pomóc?
Naturalnie odparła Keiva. Proszę przejść do
poczekalni, a my się nim zajmiemy.
Nazajutrz Keiva pojechała na wyścigi. Obiecała or-
ganizatorom rodeo, że pokieruje punktem medycznym
czuwającym nad bezpieczeństwem uczestników zawo-
dów.
Zostawiła walizeczkę w biurze kierownika i poszła
do namiotu Koła Gospodyń Wiejskich napić się herbaty.
Keiva! ucieszyła się na jej widok Mavis Poppy.
Siadaj, częstuj się! Podsunęła jej talerz rożków
z dżemem i śmietaną. Co słychać w szpitalu? Jak tam
ten szczwany detektyw, którego na was nasłali?
Keiva uśmiechnęła się blado i wgryzła w rożek, by
nie musieć odpowiadać.
Mmm... wymamrotała, zlizując wyciekającą ze
środka gęstą wiejską śmietanę. Niesamowity.
Ja też tak myślę. Mavis uśmiechnęła się. Taki
wysoki! I te oczy.
Keiva, uświadamiając sobie, co jej się niechcący
wymknęło, spłonęła rumieńcem. Mavis była niczym
tuba propagandowa powiedzieć jej coś, to jakby
powiedzieć całemu miastu.
Mówiłam o tym dżemie ze śmietaną. Pokazała na
stożek.
Mavis wzięła się pod boki i przewróciła oczami.
A jakże!
Keiva spróbowała zmienić temat:
A jak twoja noga?
Udało się. Minęło dziesięć minut, a Mavis wciąż
jeszcze rozwodziła się nad swoimi wrzodami na nodze.
Zamilkła dopiero, kiedy Campbell wtoczył do namiotu
wózek inwalidzki z siedzącą na nim Laną. Keiva ode-
tchnęła z ulgą i powitała ich uśmiechem.
Usłyszałem, że masz tu dzisiaj dyżur powiedział
Campbell, sięgając po rożek. Byłaś już kiedyś na rodeo?
Keiva pokręciła głową.
Nie, to moje pierwsze. Z zasady jestem przeciwna
ujeżdżaniu nie życzących sobie tego zwierząt. Czy one
bardzo cierpią?
Cierpią zazwyczaj kowboje odparł Campbell.
A ja jestem tego samego zdania co Keiva ode-
zwała się Lana, słodząc sobie herbatę. Nie podoba mi
się to łapanie cieląt na lasso i przewracanie ich na ziemię
dla zabawy.
To sport zaprotestował Campbell, sięgając po
drugi rożek. Ludzie nie mają tu rozrywek. Spójrzcie na
tamtych młodzieńców. Aż się palą, żeby udowodnić,
jacy to są silni i sprawni. Lepiej, żeby wyładowywali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]