[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypolerowanym, metaliczno-niebieskim lakierem.
Katrin wydała cichy jęk zachwytu. Podeszła do nich i z niedowierzaniem oglądała
każdy po kolei.
- Niewiarygodne, są jak nowe, na wszystkich jezdziłeś?
- Tak, to jest mój pierwszy i ulubiony, kupiłem go w 1954 roku - wskazał na Hydrę
Glide FLF. - Mają niewielkie przebiegi, bo co dwa, maksimum trzy lata sprowadzałem nowy
model. i tak powoli powstała mała kolekcja.
- Mój były mąż rozpłakałby się na ten widok - powiedziała, jak już trochę ochłonęła z
pierwszego szoku. - Też jest harleyowcem, to dzięki niemu jeżdżę sportsterem i chyba jest to
jedyna rzecz, jaką mu zawdzięczam. Zaskoczyłeś mnie dzisiaj kompletnie, Rolfe von
Dornhoff, nie wiem, co mam teraz zrobić.
- Czy to coś zmienia w naszych wzajemnych sto - sunkach?
- Obawiam się, że tak, ale nie wiem jeszcze na ile i muszę to dobrze przemyśleć. Na
razie jestem w szoku i nie chciałabym powiedzieć czegoś głupiego.
- Nie bardzo rozumiem, w czym tkwi problem, jestem, kim jestem, i tyle. Jak cię
poznałem i po raz pierwszy zaprosiłem na kolację, nie pytałem, kim ty jesteś.
- To prawda, wiem, że trochę głupio się zachowuję, ale lubię mieć z mężczyznami
zrównoważone, partnerskie stosunki. Nie bardzo mogę sobie taki układ z tobą wyobrazić.
Chyba czułabym się zdominowana przez ciebie, a tego nie lubię i nie chcę. Może powinieneś
sobie poszukać kogoś ze swojej sfery, Rolfe von Dornhoff?
- Nie lubię kobiet z mojej sfery, Katrin. Obawiam się zresztą, że do niej nie należę i
nie pasuję. Jedyne, co mam z nią wspólnego, to majątek, a to za mało. Jestem w duszy
zwykłym harleyowcem, znasz ten typ. Nie możesz mnie po prostu tak traktować?
- Chyba będę się musiała tego nauczyć, ale może mi to zająć trochę czasu. - Katrin
spojrzała na zegarek. - Mógłbyś mnie odwiezć, Rolfe? Przepraszam cię, ale zupełnie o czymś
zapomniałam.
- Oczywiście, skoro chcesz. Nie wstąpisz do mnie na kawę?
- Wybacz, może innym razem. - Pocałowała go w policzek. - Chodzmy już.
Odwiózł ją do domu swoim mercedesem. Niewiele rozmawiali podczas jazdy i kiedy
się zatrzymał przed niewielkim apartamentowcem, w którym mieszkała, spojrzała na niego
wyraznie uspokojona i powiedziała:
- Zadzwonię do ciebie, Rolfe, muszę to wszystko przemyśleć.
- Tylko tym razem ty nie każ mi czekać zbyt długo, będę tęsknił.
- Postaram się szybko z tym uporać, nie martw się. Pa!
Zawrócił i pojechał do domu. Podobała mu się coraz bardziej, wiedział, że z niej nie
zrezygnuje, i miał niezachwianą pewność, że niedługo znowu się zobaczą. Jeszcze nie wiesz,
Katrin - mruknął pod nosem do siebie - że do wszystkiego można przywyknąć, do majątku
też. Wiem coś o tym...
I jak zwykle miał rację. Zadzwoniła do niego następnego dnia wieczorem i bez
ceregieli kazała mu po siebie przyjechać do klubu.
- Skoro upierasz się, żebym cię traktowała jak zwykłego harleyowca, będziesz to miał,
Rolfe von Dornhoff - powiedziała.
A potem wszystko między nimi potoczyło się tak, jak za pierwszym razem. Tylko
Rolf nie zapomniał już zdjąć tej nocy swojej protezy...
Było im dobrze ze sobą i chyba do siebie pasowali. Spędzali ze sobą każdą wolną
chwilę i po tygodniu oboje wiedzieli, że zapowiada się między nimi na związek dłuższy, niż
się oboje tego spodziewali. Katrin dała mu zapasowe klucze od swojego mieszkania, ale
wciąż uparcie odmawiała jego propozycjom spędzenia nocy u niego. Nie mógł tego
zrozumieć i nawet się nie starał, czekając cierpliwie, aż sama się z tym upora...
Rozdział 20
W czasie, gdy ona pracowała w klubowym barze, Rolf zajmował się studiowaniem
sztabowych map wygrzebanych ze swoich zbiorów. Kupił też kilka najlepszych
współczesnych map drogowych Europy i drobiazgowo porównywał pewne ich fragmenty z
tym, co było na starej mapie sztabowej, którą tamtego pamiętnego dnia, w lipcu 1942 roku,
dał mu Otton Brink.
Wszystko powoli zaczynało się układać w jedną całość i Rolf nabierał coraz
silniejszego przekonania, że wreszcie zrealizuje to, co nie dawało mu spokoju przez ostatnich
trzydzieści lat. Robił notatki oraz odręczne szkice i po kilku dniach miał w głowie wszystkie
informacje, które udało mu się zgromadzić. Starał się też przypomnieć sobie szczegóły
topograficzne miejsca, które przed odlotem do Berlina wskazał mu Otton.
Niestety, jedyną rzeczą jaką pamiętał, było niewielkie wzgórze nad rzeką, zarośnięte
kępą mieszanego lasu, wśród której dominował stary, rozłożysty dąb. Ten obrazek nosił przed
oczami od tamtej chwili, ale po latach sam już nie wiedział, czy to miejsce rzeczywiście tak
wyglądało, czy było tylko wytworem jego wyobrazni - fatamorganą mglistych wspomnień
człowieka
168 trawionego gorączką i przeżywającego szok wywołany tym, co mu się zdarzyło.
Wprawdzie wielokrotnie rozmawiał o tym z doktorem Brinkiem i ten potwierdzał
prawdziwość jego wspomnień, a nawet dziwił się, że w takim stanie zdołał tyle zapamiętać,
jednak wątpliwości nie udało mu się pozbyć do końca. %7łeby to zrobić, trzeba było tam
pojechać i zobaczyć to jeszcze raz na własne oczy.
Emocje Rolfa związane z perspektywą tego wydarzenia rosły z każdym dniem.
Niecierpliwie oczekiwał na wiadomość od Wojtka i Andrzeja o terminie ich przyjazdu i
powoli szykował się do drogi. Pewnego dnia zadzwoniła jego sekretarka.
- Panie prezesie, kurier właśnie przywiózł pański paszport, polska wiza jest już
gotowa. Zaraz przyślę gońca.
Po kilku minutach w drzwiach pojawił się młody chłopak i Rolf odebrał od niego
szarą kopertę. Niecierpliwie ją otworzył, wyjął swój paszport i nagle zdał sobie sprawę, że to
się naprawdę dzieje i że za kilka dni znowu znajdzie się nad Pisą. Oglądał przez dłuższą
chwilę wbity w polskiej ambasadzie stempel - Polska Rzeczpospolita Ludowa - przeczytał
nagłówek. Sięgnął do słownika - Co to jest ta Rzeczpospolita? - zastanawiał się, próbując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]