[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od jej ust. - Bałam się, że cię nie będzie, a musiałam się z tobą zobaczyć.
- Co się stało?
- Ja... - Zamilkła. Przestraszyła się, że uzna ją za wariatkę. Ale ostatnim razem
tak nie zrobił. Był przejęty. Dziś wyglądał na równie zaniepokojonego.
- Mów - poprosił.
- Ja... - Stchórzyła. Zamiast powiedzieć, czego się wystraszyła, wydobyła z
kieszeni nieduży ręcznik. - Chciałam ci to oddać - rzekła, nie podnosząc
wzroku.
- Nie, moja mała, nie wierzę, że dygoczesz z powodu głupiej szmatki. Co się
stało?
Wreszcie popatrzyła mu w oczy. Nie mogła dłużej udawać. Chciała, żeby ją
przytulił i pocieszył.
140
- Boję się, Doug.
- Czego?
- Coś się rano wydarzyło. Pewnie ponosi mnie fantazja, ale...
boję się.
Wziął ją w ramiona i przytulił mocno, po czym, nadal ją obejmując, ruszył w
głąb mieszkania. Wróciwszy do gabinetu, wolną ręką sięgnął po telefon.
- Frazier? Nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię, dobrze? Będziesz w biurze?
W porządku. - Odłożył słuchawkę.
- Ojej, przepraszam. Nie wiedziałam, że... Tak mi głupio... Przyłożył palec do
jej ust, przerywając potok słów.
- Sasha, ty jesteś najważniejsza. Zresztą kazałem ci zadzwonić, pamiętasz?
- Ale pewnie nie spodziewałeś się ujrzeć mnie u siebie? - Sama jego bliskość
sprawiła, że jej strach zmalał.
- Swoją drogą, jak tu trafiłaś?
- Dzięki Maggie.
Skinąwszy głową, przysiadł na biurku i przyciągnął ją do siebie.
- Powiesz mi, co się stało? Kolejny... incydent? Przełknęła ślinę.
- Nie wiem, czy można to tak nazwać - rzekła cicho. - Chciałam zejść do
piwnicy po drewno na opał i o mało nie zleciałam ze schodów. Jeden stopień
był luzny, usunięto przytrzymujące go gwozdzie. Gdybym nie złapała się
poręczy... - Urwała, oczami wyobrazni widząc, jak spada.
141
Ciskając pod nosem przekleństwo, obiema rękami zaczął gładzić ją po
plecach.
- Cii, już dobrze. Tu jesteś bezpieczna.
Przez kilka minut dygotała jak w febrze, a on powtarzał, żeby się nie bała, bo
wszystko będzie dobrze. Dopiero kiedy przestała drżeć, zauważyła, że Doug
również ma napięte mięśnie.
- Schody do piwnicy? - spytał nagle. - Tak jak w Zemście kruka"?
Speszona wzruszyła ramionami.
- Wiesz, to się często zdarza, że...
- Za dużo tych zbiegów okoliczności. A teraz opowiedz mi, co się stało.
Wszystko po kolei.
142
ROZDZIAA SIDMY
Surowej minie towarzyszył surowy głos. Doug zamierzał wydobyć z niej
wszystko. Zresztą Sasha wcale się temu nie sprzeciwiała, bo tym razem chciała
porozmawiać o swoich podejrzeniach. Kiedy wczoraj podczas kolacji
poruszyła temat dziwnych incydentów, uważała je za wytwór swojej fantazji.
Ale teraz zmieniła zdanie.
- Nie jestem pewna, od czego zacząć.
- Od początku - podpowiedział łagodnie. -Kiedy wydarzył się pierwszy
incydent?
Zmarszczyła czoło, próbując sobie przypomnieć.
- Hm, jakieś pięć lub sześć tygodni temu.
Zatrzasnęłam się w szopie. Nie przykładałam do tego większej wagi, bo
każdemu mogłoby się to przytrafić, poza tym dość szybko się wydostałam.
Szopa ma prawie tyle samo lat co dom, ale jest w znacznie gorszym stanie.
Drewno butwieje, zawiasy rdzewieją...
- Następny?
- Raz czy dwa razy zgasło w domu światło. Ale to się na wyspie zdarza. -
Próbowała zbagatelizować incydent, znalezć dla niego logiczne
wytłumaczenie. - Wieje silny wiatr, czasem zrywa linie wysokiego napięcia...
- Czy w innych domach też nie było prądu?
- Nie mam pojęcia. Nie sprawdzałam. Mniej więcej po pięciu minutach światło
znów rozbłysło.
143
- To się zdarzyło w ciągu dnia? Potrząsnęła przecząco głową.
- Raz w ciągu dnia, raz wieczorem.
- I siedziałaś po ciemku?
- Och, mam latarki, mnóstwo świeczek. Poza tym nie trwało to długo.
- Zadzwoniłaś do elektrowni?
- Nie. Gdyby awaria trwała dłużej, pewnie bym zadzwoniła. A tak uznałam, że
nie ma potrzeby. Podejrzewam, że i tak mieli pełne ręce roboty przy
odbieraniu telefonów.
- Pełne ręce? - Posłał jej karcące spojrzenie. -No dobra, co było po awarii
światła?
- Wypadek na motocyklu.
- Padał deszcz. Nawierzchnia była mokra. Wpadłaś w poślizg -wyliczał Doug,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]