[ Pobierz całość w formacie PDF ]
On, który obraca miliardami? Bzdura!
Wyszedłem na Główną i spojrzałem w stronę antykwariatu...
Stał przed nim bentley! śe to nasz , nie miałem wątpliwości! To bardzo rzadka w tych
stronach marka samochodu. Jezdzi nim zresztÄ… sam ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce. A
poza tym, daleko w perspektywie ulicy dostrzegłem chłopaka na motorynce. Jacek!
Nie chcąc mu płoszyć zwierzyny cofnąłem się co prędzej w uliczkę. W samą porę! Bo ju\
po chwili bentley przejechał Główną z cichym szumem, a za nim, z donośnym warkotem,
popędziła motorynka.
Tym razem czekaliśmy na Jacka długo. Nareszcie zatupotało w korytarzu:
Ale numer! zawołał chłopak ju\ od progu. Wujku, ten gość od bentleya nawiasem
mówiąc nazywa się John Harris, czego wywiedziałem się na parkingu coś kombinuje. No
bo pojechał, ju\ nie wypo\yczonym polonezem, ale bentleyem, do pani Joanny. Od niej
wyniósł jakieś małe biurko czy coś w tym rodzaju nie wiem, bo stałem daleko; załadował
do bentleya i pojechał do portu. Tam z mebelkiem pod pachą powędrował sobie, nie
zatrzymywany przez \adne stra\e czy celników widocznie tak mo\na na jacht. Po chwili
wyszedł z kabiny i potuptał do swej limuzyny... Aha, bym zapomniał! Przecie\ w drugiej ręce
niósł walizkę, niewielką, ale zawsze... No i tą swoją limuzyną z powrotem do pięknej
antykwariuszki. Jak wysiadł, to miał w ręku dyplomatkę. Wyszedł zaraz i... drogi wujku... ju\
nie do bentleya, tylko ulicą i piechotką, póki nie złapał taryfy. I ju\ nie do Grandu , tylko na
Golden Hind ! A obserwacje świerkowe nic nie dały. Bo tam puchy: ani wozów, ani ludzi,
tylko dobermany na stanowiskach, ale my nie kynolodzy i nie one nas interesujÄ…. Howgh!
Postanowiłem i ja odwiedzić Złotą Aanię . Raptem wydało mi się, \e próbka gry w
otwarte karty mo\e naprowadzić na nowy ślad. Wyruszyłem do Gdyni.
Jacht Golden Hind rzeczywiście musiał budzić ukłucie zazdrości i podziwu w sercu
ka\dego \eglarza, którym byłem i ja, na Neptuna! Nie zdą\yłem jednak nasycić oczu pięknem
jachtu, gdy z jego kabiny wynurzyła się znajoma twarz Johna Harrisa, tym razem przysłonięta
daszkiem \eglarskiej czapki.
Ach, witam, witam pana! zasalutował elegancko. Proszę na pokład! Coś mi mówiło,
\e siÄ™ jeszcze spotkamy!
Niechętnie przekroczyłem trap.
Ta radość Anglika, podobnie jak i Joanny rano...
Miło mi przedstawić panów przeszedł na angielski. To mój brat Nigel, a to Tomasz
N. słynny tropiciel złodziei skarbów sztuki, Pan Samochodzik!
Hey! mruknął otyły mę\czyzna w czarnym golfie i skrył się z powrotem w kabinie.
Usiedliśmy z Harrisem na ławkach w kokpicie. Błyskawicznie w jego rękach pojawiły się
puszki z piwem. Odmówiłem grzecznie. Nie zraził się tym i ju\ po chwili trzymałem w dłoni
puszkę doskonale zamro\onej coli. Gospodarz wrócił do języka polskiego:
Pozwoli pan, \e zgadnę, co te\ pana tu sprowadza... oczy Harrisa zaiskrzyły się
śmiechem.
ProszÄ™...
Zapewne chodzi panu o szesnastowieczne biurko, a raczej biureczko weneckie, do dziÅ›
będące w posiadaniu pani Joanny?
Akurat teraz nie chodziło mi o nie. Zledziłem wzrokiem przelatujące mewy, wdychałem
gorzką woń wiatru znad morza i wczuwałem się w leciutkie kołysanie jachtu. Tak to w
marzeniach opływałem świat dookoła, z dala od brudów i podłości stałego lądu...
OtrzÄ…snÄ…Å‚em siÄ™:
O jakim biureczku pan mówi?
Panie Tomaszu, niech pan nie będzie taki skromny! Nie wierzę, aby mogło ujść
pańskiemu czujnemu oku. Niestety, dla pana, zostało przeze mnie nabyte jak najbardziej
legalnie i formalnie...
PrzechodzÄ…cy nadbrze\em \eglarze i zwyczajni gapowicze a\ zatrzymywali siÄ™ na chwilÄ™
porwani urokiem Golden Hind . Poczułem, \e mimo woli rozpieram się szerzej, a moja
twarz przybiera godny, z lekka lekcewa\ący wyraz. Nic, tylko pozowałem na właściciela tego
pięknego jachtu! Có\, nikt z nas nie jest wolny od słabości! Anglik zdawał się tego nie
dostrzegać i mówił dalej:
...Jako ciekawostkę opowiem panu, jak natrafiłem na ślad tego naprawdę unikatowego
mebla, bo pochodzącego ze stworzonego na zamówienie do\ów przez Paolo Castagianiego
tajemnego gabinetu. Lordowi Redford udało się ju\ zgromadzić wszystkie meble z tego
kompletu, z wyjątkiem naszego biureczka. A czym jest niekompletny komplet? Tak więc lord
gotów jest dać prawie ka\dą sumę za ten mebelek. Oo, pani Joanna te\ wiedziała, ile za\ądać!
W ka\dym bądz razie więcej, ni\ mógł jej zaoferować pewien mój przyjaciel, który na to
biureczko się natknął. Niedługo po swym odkryciu, ostro zgrany w karty, postawił adres
mebelka jako stawkę. Miałem szczęście wygrać... Harris wybuchnął śmiechem. No i teraz
odpływam z nim na pokładzie...
Odpływa pan? nie ukrywałem zdumienia. A bentley?
Jest własnością lady Joanny. Jako część zapłaty za biureczko.
Część zapłaty?
Harris a\ zakrztusił się piwem ze śmiechu:
Czy\by pan, jako historyk sztuki, nie wiedział, \e są meble, za które ka\da cena wydaje
siÄ™ niska?
Jacht pańskiego brata nosi imię okrętu sławnego korsarza...
Powiedzmy: brata i mój. A co do korsarza, to chyba nie muszę panu przypominać, \e sir
Francis Drake otrzymał szlachectwo z rąk naszej królowej, El\biety I.
Odstawiłem puszkę po coli i podniosłem się z ławy. Harris wstał równie\:
Tak więc, do widzenia, Panie Samochodzik, bo nie wątpię, \e jeszcze się spotkamy.
Mam sporo interesów w Polsce, a \e działamy w tej samej bran\y... Ale to w przyszłości, bo
dziÅ› wieczorem ju\ odcumowujemy.
Do widzenia. Choć przyznam, \e nie przepadam za korsarstwem, nawet uszlachconym.
Na wypadek, gdyby pragnął pan powiadomić policję czy celników o mojej transakcji,
śpieszę poinformować, \e od potomków właściciela tak interesującego pana mebelka mam
akt jego własności.
Ciekawe, dlaczego przyje\d\ał pan wpierw do Joanny wynajętym polonezem?
Podjazd bentleyem podbiłby cenę. Co innego po odbiór towaru!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]