[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A Nici? - spytal spizowy smok tonem, w ktorym naraz brzmiala zalosc, niezrozumienie i
zgorszenie.
Lecmy stad. Juz!
Lecmy? Ale nie walczylismy z Nicmi.
Nie tu, nie dzis, Charanth.
K'vin potrzebowal ogromnej sily woli i samozaparcia, oraz calego zaufania, jakim darzyl go
smok, by przelamac jego zarliwy sprzeciw. Nagle Charanth skrecil i zaczal oddalac sie od
Nici.
Dobrze juz, dobrze! - powiedzial tonem nadasanego dziecka, ktore calym soba buntuje sie
przeciw poleceniom rodzicow.
O co chodzi?
Krolowe mowia, ze mamy leciec do Red Butte.
To lecmy. K'vin nie kwestionowal rozkazu, szczesliwy, ze do smoka wreszcie dotarlo cos,
czego zechcial usluchac.
Plaski wierzcholek Red Butte byl terenowym znakiem orientacyjnym w dolnym Keroonie -
niezwykle charakterystyczna wulkaniczna kopula, wykorzystywana we wszystkich
szkoleniach dla weyrzatek. Jezdzcom udalo sie jakos naklonic smoki do ladowania na
szerokim grzbiecie. Nawet oczy krolowych wirowaly czerwienia i oranzem; niektore spizowe
byly tak podniecone, ze ich slepia pulsowaly zlosliwie, z nieslychana czestotliwoscia,
odpowiadajaca gniewnym uczuciom. K'vin z ulga zsunal sie z szyi Charantha i, podobnie jak
pozostali wladcy, nie zdejmowal dloni ze smoczej lapy, ramienia czy tez pyska; lepiej bylo
zachowac fizyczny kontakt. Szerszy, zewnetrzny krag tworzyli brazowi i spizowi jezdzcy,
rowniez "uratowani" przez krolowe. Ci nawet nie zsiedli ze smokow, uspokajajac je i
pozwalajac swym przywodcom prowadzic rozmowe.
Pierwszy odezwal sie M'shall:
-No coz, jeszcze jeden dobry pomysl, ktory sie nie udal - podsumowal ironicznie. - Ale z nas
geniusze, nie ma co.
-Zapomnialo sie tylko o jednym drobiazgu - dodala Irena i sciagnela jezdziecki helm. Twarz
jej pobielala ze strachu.
K'vin rzucil okiem na Zulaye, ktora ocierala pot z czola. Zorientowal sie, ze jezdzczyniom z
trudem przyszlo przekonac krolowe, by zmusily smoki do odwrotu.
-Smoki wiedza, co maja robic, gdy opada Nic - przytaknal M'shall. A potem wybuchnal
smiechem.
K'vin tez sie usmiechnal, a gdy uslyszal basowy rechot G'dona, przestal powstrzymywac
wybuch wesolosci. B'nurrin tak sie zanosil, ze musial przytrzymac sie K'vina, zeby nie
upasc. Nawet D'miel wygladal na rozbawionego, a chichot Laury byl tak zarazliwy, ze po
chwili reszta przylaczyla sie do choru. Jezdzcy z zewnetrznego kregu w lot poznali sie na
zarcie i takze sie smiali. Odreagowywali w ten sposob niedawne przerazenie.
-Zauwazyliscie moze przypadkiem jezdzca z Fortu, zmykajacego stad jak niepyszny? -
spytal M'shall, gdy wszyscy sie uspokoili. - Sprawdzal, kto stawil sie na tym nieformalnym
spotkaniu.
-Nigdy sie nie przyznaja, ze tu byli - odparla Irena.
-Nie bylbym tego taki pewien, Renee - stwierdzil G'don. - To prawda, ze S'nan pilnuje
dyscypliny w swoim Weyrze, ale zaloze sie, ze wsrod tamtejszych dowodcow skrzydel jest
kilka niespokojnych duchow.
-Jestem tego pewna - powiedziala Mari, scierajac z policzkow lzy rozbawienia. - To
strasznie smieszne, ze wszyscy - ogarnela cale towarzystwo okraglym gestem - wpadlismy
na to, zeby tu zajrzec na chwilke.
-Ale smoki nie wyrobia w sobie jakis zahamowan, prawda? - Laura az zbladla na te mysl. -
Przez to, ze je zawrocilismy w ten sposob?
Nie tylko D'miel z poblazaniem oddalil od siebie taka mysl: - Niemozliwe! Wiarygodnosc
jezdzcow wzrosla stokrotnie! Smoki wiedza teraz bez watpienia, ze wszystko, co
powtarzalismy im od chwili Wyklucia, jest prawda!
-No tak, rzeczywiscie musi tak byc - odetchnela z ulga.
-Ja zas chcialbym serdecznie podziekowac jezdzczyniom krolowych, ze skorzystaly ze
swego poteznego wplywu na nasze spizowe - oswiadczyl G'don i zlozyl pieciu kobietom
oficjalny uklon, przykladajac dlon do serca.
-Oto korzysc z trzech bardzo doswiadczonych krolowych i dwoch bardzo upartych mlodych
kobiet - odpowiedziala Zulaya.
Twarz Laury pokryl rumieniec, a Shanna jeszcze bardziej sie wyprostowala.
-No, dobrze - powiedzial M'shall, widzac, ze oczy wiekszosci smoczych samcow wrocily do
normalnej barwy i szybkosci wirowania. Wstapil do srodka kregu, zlozyl rece przy ustach,
po czym kontynuowal: -Teraz posluchajcie wszyscy. Tego spotkania nigdy nie bylo i pod
zadnym pozorem nie nalezy o nim wspominac w Weyrach. Rozumiecie?
Odpowiedz byla glosna i wyrazna. Kiwnal glowa i cofnal sie do swego Craigatha.
-Spotkamy sie... - powiedzial juz tylko do Przywodcow - gdy Nici po raz pierwszy "oficjalnie"
zaczna opadac na Polnocy.
-Przez caly czas bedziemy wysylac lotne patrole - przypomnial im G'don.
-Jak wszyscy wiemy, S'nan rowniez nie omieszka tego zrobic - wtracil usmiechniety od
ucha do ucha B'nurrin.
-Znamy wiec czas i miejsce nastepnego spotkania.
-Poczekaj chwile, G'donie -powstrzymal go K'vin. - Czy skrzydla, ktore pierwsze rozpoczna
walke z Nicia, nie moglyby sie wymieniac, niezaleznie od tego nad czyim terytorium to
bedzie?
Cichy okrzyk aprobaty, dochodzacy z zewnetrznego kregu sprawil, ze propozycja zostala
natychmiast zaakceptowana.
-W ten sposob wiecej jezdzcow mogloby zdobyc przynajmniej odrobine doswiadczenia,
zanim kazdy z Weyrow rozpocznie walke z zagrozeniem na wlasna reke.
G'don zatrzymal sie u boku Chakatha i rozejrzal sie wokol, sprawdzajac reakcje na ten
pomysl.
-Zmiany co godzina? - spytal.
-Lepiej co dwie, zeby skrzydla dobrze przyswoily sobie technike - poprawil go M'shall.
-Przeciez nie jestesmy calkiem zieloni - protestowal B'nurrin.
-Dwie godziny brzmia rozsadnie, w przeciwnym wypadku zmiany nastepowalyby co
chwila... - zastanawial sie D'miel.
-Zgadzam sie na dwie godziny - potwierdzil G'don. - Zaproponujemy to S'nanowi. Chociaz
tyle mu sie od nas nalezy. Ja sie podpisuje pod tym pomyslem - usmiechnal sie, wiedzac,
ze S'nan wyslucha go, jako najstarszego Przywodcy Weyru, podczas gdy kogos mlodszego
moglby odeslac z niczym. - Powiadomie was, kiedy mamy sie spotkac, by wprowadzic
uzgodnione wlasnie zmiany.
Nad wierzcholkiem Butte uniosla sie chmura czerwonego kurzu, gdy wszystkie smoki niemal
jednoczesnie poderwaly sie z ziemi.
Rozdzial XVII
Opad Nici
W dniu, gdy S'nan wezwal pozostalych pieciu Przywodcow Weyrow na spotkanie, by
przedyskutowac zaproponowana przez G'dona wymiane oddzialow bojowych podczas
Opadu, z lodowych biegunow Pernu wialo chlodem. Stalo sie jasne, ze mroz
najprawdopodobniej odbierze Weyrowi Fort zaszczytna role pierwszej smoczej siedziby,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]