[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O, tak. Myślę, że będzie tam całe mrowie ludzi - odparła ze śmiechem Gussie. - Będzie także Thorne. Może
przyszłabyś wcześniej do nas na kolację?
- Z radością, wieki już nie widziałam Thorne a. - Zniżyła głos, a w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. -
40
Słyszałam, jeśli wierzyć plotkom, że ostatnio był bardzo zajęty. Podobno niesłychanie zagustował w tancerkach.
Wyszła, wdzięcznie kiwając im na pożegnanie ręką. Hester spojrzała zdziwiona na Gussie.
- Zdaje się, że lady Barbara nie bardzo przejmuje się tymi tancerkami Thorne a - powiedziała. Natychmiast
jednak zarumieniła się. - Och, przepraszam. Nie powinnam się wtrącać, ale Chloe mówiła mi...
- Tak, to prawda - odparła szybko Gussie. - Barbara i Thorne pozostają w przyjazni od lat, ale ona jest po prostu
realistką. Doskonale wie, że te jego słabostki nie mają żadnego związku z nią. Oczywiście Thorne nigdy nie
zamierzaÅ‚by siÄ™ żenić z żadnÄ… z tych swoich chères amies. - PochyliÅ‚a siÄ™ ku niej w zaufaniu. - W moim
przekonaniu Barbara chce w ten sposób dać mu do zrozumienia, że nie będzie się wtrącać do jego życia, dopóki się
nie pobiorÄ….
- To... to bardzo osobliwe - powiedziała słabym głosem Hester.
- Ach, nie - odparła żywo Gussie. - To bez wątpienia powszechny zwyczaj.
Hester zamilkła. Zastanawiała się nad tym, co powiedziała Gussie. Dobry Boże, jak to możliwe, że lady Barbara
nie czuła cienia zazdrości i tak spokojnie patrzyła na to, co wyprawia Thorne, jeżeli naprawdę miał zamiar się z nią
ożenić? Gdyby to ona spotkała mężczyznę, który okazałby się godzien miłości i którego zamierzałaby poślubić,
byłaby załamana wobec takiej pogardy dla jej uczuć. Byłaby gotowa wydrapać oczy jemu i każdej jego kochance.
Popijając herbatę, przypomniała sobie wczorajsze zdarzenie w złotej sali domu Bythorne ów. Wspomnienie
dotyku Thorne a było wciąż żywe. Na ustach ciągle czuła ciepło jego warg. Oczywiście, powinna była się bronić.
Hrabia uważa ją pewnie teraz za ostatnią rozpustnicę. Teraz mogła myśleć tylko o tym, jak ukryć przeszywające na
wskroś wrażenie, jakiego doznała, gdy dotknął jej twarzy. Wolałaby raczej umrzeć w mękach niż przyznać się
przed Thorne em jak bardzo ją pociąga. Był to pociąg czysto fizyczny, ale nie miało to znaczenia. Nie wstydziła się
swych cielesnych instynktów - były przecież częścią natury ludzkiej - lecz nie miała zamiaru im ulegać.
Jeśli zaś chodzi o Thorne a, to pomimo jego zniewalającego magnetyzmu wciąż nie lubiła go jako człowieka.
Owszem, potrafił być zabawny, ale Jego urok był częścią arsenału typowego uwodziciela i nie mógł jej zwieść. O
nie, ani jego oczy iskrzące się humorem, ani czarny kosmyk włosów niesfornie opadający na czoło nie mogły
złamać jej serca. Nie była naiwną Panienką i wiedziała, że jeden płomienny pocałunek nie oznacza związku na całe
życie. Zresztą wcale nie o to jej chodziło - zwłaszcza z mężczyzną, który nie dorastał jej do pięt - o nie, piękne
dzięki.
Mimo to zrobiło się jej przykro, gdy uświadomiła sobie, że wszystkie te moralnie budujące rozważania mają
charakter czysto teoretyczny. Myśl, iż hrabia Bythorne mógłby poważnie zainteresować się zwykłą młodą kobietą
o nieszczególnej urodzie była doprawdy zabawna. Istotnie, od wczorajszego zdarzenia zachowywał się wobec niej
z rezerwÄ…, traktujÄ…c jÄ… niemal jak powietrze.
Prychnęła z pogardą. Jak to dobrze, że opinia lorda Bythorne a znaczy dla niej tyle co nic. Mniej niż nic.
Zanim skończyły z Gussie herbatę i zasiadły w powozie, by wyruszyć w drogę powrotną do domu, Hester
poczuła, że odzyskała już władzę nad dalszym rozwojem wypadków - do tego stopnia, że kiedy spotkały Thorne a,
który właśnie zajechał pod dom swoją kariolką, potrafiła przywitać się z nim zachowując zimną krew.
Jego lordowskiej mości obcy był jednak jej spokój. Gdy ujrzał Hester wysiadającą z powozu jego ciotki, w
pierwszym odruchu chciał do niej podbiec, złapać ją za ramiona i mocno potrząsnąć, tak aby ten głupi czepek
wpadł do rynsztoka. Doświadczenie nauczyło go, że może spodziewać się różnych reakcji na swoje pocałunki, ale
nigdy, nawet podczas swych pierwszych młodzieńczych kontaktów z płcią przeciwną, jeszcze podczas studiów w
Oksfordzie, nie spotkał się z tak całkowitą obojętnością ze strony kobiety. Zwietnie to robisz! , na mity Bóg,
zupełnie jakby guwernantka chwaliła niezbyt pojętnego ucznia za to, że udało mu się odrobić zadanie bez
większych błędów.
Za kogo ona się, u diabła, uważa, ta stara panna, która tak niewiele znaczy; zwykła, szara kobietka z
niedorzecznymi poglądami? Zapragnął zabawić się z sawantką - i dostał za swoje. Co go, na litość boską,
podkusiło, żeby zanurzyć ręce w jej jedwabiste włosy, a potem wziąć ją w ramiona i skraść pocałunek, od którego
krew w nim zawrzała?
Bowiem szczerze mówiąc, ta niewinna stara panna potwierdziła wszystkie jego domysły. Pod tym czepkiem i
purytańską miną tlił się prawdziwy ogień, który drżał niecierpliwie, by ktoś rozdmuchał zeń pożar namiętności.
Hrabia wyraznie czuł brak oporu z jej strony i już zamierzał uciec się do wszystkich zręcznych sztuczek, jakie znał,
by bez tchu poddała się jego woli, gdy nagle go odepchnęła. Do diabła, przecież sama przyznała, że pocałunek
sprawił jej przyjemność, ale to samo mogłaby powiedzieć o kremie truskawkowym, który podano na deser!
Lekcja nie poszła na marne. Nie będzie więcej flirtów z panną Przemądrzalską. W Londynie mieszkało mnóstwo
kobiet, które z radością otworzą dla hrabiego Bythorne a swoje ramiona i drzwi buduarów. Nie będzie marnował
czasu i poświęcał uwagi osobom w rodzaju Hester Blayne i ich demoralizującym teoriom o miejscu kobiety we
współczesnym świecie.
Hrabia zbliżył się do pań, które kierowały się w stronę domu. Hester przystanęła na jego widok i przechyliła na
bok głowę, obserwując go spod kapelusza. Jej brązowe oczy były szeroko otwarte i błyszczące: przywiodły mu na
myśl lisicę, na którą natknął się kiedyś w dzieciństwie za kurnikiem swego wuja - ona także miała w oczach tę
samą niewinność, a cała była w kurzych piórach. Nagle Thorne roześmiał się i kiedy po chwili dołączyła do niego,
41
poczuł dziwną ulgę.
- Nie, nie będę nawet wchodzić - mówiła Gussie. - Za niecałe pół godziny mam umówioną wizytę u monsieur
LaCosse a. Myślę o zmianie dyżury - dotknęła swych loków. - Mam nadzieję, że doradzi mi coś odpowiedniego.
Ucałowała w policzek Hester, hrabiemu machnęła niedbale ręką i wsiadła do powozu, który po chwili wyjechał z
turkotem na Curzon Street.
Po wejściu do domu Hester pospiesznie skierowała się w stronę schodów, lecz Thorne zatrzymał ją, łapiąc po
prostu za nadgarstek.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli można - rzekł prawie nieśmiało.
- O, nie - odparła Hester. - To znaczy, muszę jeszcze...
- To potrwa tylko chwilkę. - Nie czekając na odpowiedz, wprowadził Hester do biblioteki, gdzie posadził ją w
eleganckim, pokrytym Jedwabiem fotelu w słomkowym kolorze, sam zasiadł na wyściełanym krześle z wysokim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]