[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tymczasem Jack Douglas, raniony, dowlókł się do koni i dobywał sił, by dosiąść
jednego z nich. Nie dał rady. Jak tylko się grzywy uchwycił, spadał.
- Musimy go mieć żywego! - oświadczył Czarny Jastrząb. - Ubiję mu konia! ,
Zmierzył się, ale nie zdążył wypalić, gdy z doliny doszły nas nowe strzały. To nasi
czterej towarzysze, widząc i słysząc, co się działo przy skalistej ścianie, migiem siedli na
konie i sadząc przez dolinę zbliżyli się do nas. Ogniem razili tych z bandy Douglasa, którzy
jeszcze byli cali. Niedobitkom wroga udało się zranić naszego wojownika Ciemnego Tropa,
ale to był już ich koniec. Czarny Jastrząb i ja popędziliśmy na dół. Czterech z bandy leżało
zabitych, trzech było ciężko rannych. Nie doliczyliśmy się ósmego, a był nim morderca
James Mason.
- Do diabła! - huknął Czarny Jastrząb. - Gdzie ten ósmy, gdzie Mason?!
W rozgardiaszu panującym w ostatnich chwilach walki Mason zdołał ulotnić się.
Zaczęliśmy razno szukać go po całej dolinie i na bocznych wzgórzach, daremnie. Słońce już
zachodziło; musieliśmy zaniechać pościgu. Należało jeszcze rozważyć, co zrobić z trzema
rannymi draniami. Większość naszego podjazdu była za tym, by ich nie dobijać, lecz zawiezć
do obozu jako jeńców.
- Nie! - żachnął się Czarny Jastrząb. - To mordercy, zasłużyli na śmierć! Znacie
Wodza Józefa! On nie lubi patrzeć na zabijanie, gotów im darować życie...
Wszyscyśmy wyczekująco spojrzeli na Olikuta.
- Czarny Jastrząb - oświadczył wódz - ma słuszność: zasłużyli na śmierć, a przede
wszystkim zasłużył Jack Douglas. Ale jeśli tak, to osądzimy ich zgodnie z prawem zachodu...
Nie zwłócząc, przytaszczyliśmy na jedno miejsce trzech rannych, a Olikut, otoczony
przez nas wszystkich, krótko i węzłowato zapytał ich, co mają na swą obronę.
- W niczym nie zawiniliśmy! - warknął Douglas.
- A wy, nie będąc żołnierzami, czyście nie zamordowali w ostatnich dniach kilku
naszych zwiadowców?
- Nic podobnego!
Olikut kazał nam przeszukać ich toboły i w istocie znalezliśmy kilka przedmiotów i
amuletów, należących do zabitych zwiadowców.
- Oto dowód, żeście ich zabili! - stwierdził Olikut. - Skazujemy was na powieszenie!
- Nie macie prawa! - wrzasnął Douglas i zaczął się szarpać. - Jesteśmy
Amerykanami!! Wara wam!
- Na tobie, Jacku Douglas, ciąży ponadto jeszcze inna zbrodnia: zamordowanie
niewinnych czterech Indianek w dolinie Waliowa...
W pobliżu rosło drzewo o rozłożystych gałęziach. Zaraz zabraliśmy się do wykonania
wyroku na opryszkach.
Jeden z nich, kreatura o wyjątkowo zbójeckiej gębie, zażądał zwłoki i zaofiarował
nam bogaty okup, jeśli go oszczędzimy.
- Okup? - zaśmiał się Olikut urągliwie.
- Mam złoto! Dużo złota!
- Gdzie?
- Tu w pobliżu. Złoto mogę zaraz dać. Przyniosę je...
Pod dozorem wojownika powlókł się chwiejnym krokiem niedaleko i wrócił z torbą, z
której wyjął pękaty woreczek, ważący więcej niż dwa funty. Część zawartości wysypał sobie
na dłoń: ujrzeliśmy pył oraz grudki złota.
- Niestety, mylisz się! - rzekł do niego Olikut. - Dla nas, Indian, złoto nie ma żadnej
wartości. Gardzimy nim! A dla ciebie, huncwocie, także już nie ma wartości: będziesz wisiał
za chwilÄ™...
Olikut odszedł od nas o kilkanaście kroków i na wszystkie strony rozsypał z zawziętą
miną złoto z worka. Trzech jeńców powiesiliśmy na gałęziach pobliskiego drzewa na
powrozach ze skóry bizonowej, zwanych lasso. Douglas straszliwie nam przy tym złorzeczył
i musieliśmy mu zatkać usta kłębem zielska.
Zbiegły James Mason w nocy nie zamącił nam spokoju, a następnego dnia rano na
próżno szukaliśmy go w okolicy. Zresztą spieszno nam było do swoich w obozie i do zdania
sprawy Wodzowi Józefowi o wytępieniu bandy morderców. Z wyjątkiem jednego.
25. RADOZ NAD MISSOURI
Już przeszło trzy miesiące trwała nasza wojna ze Stanami Zjednoczonymi. Wojna, w
której Jankesi przykładnie, a więc z całą bezwzględnością, postanowili rozprawić się z grupą
niezależnych jeszcze Nezpersów. Przez długie jak ponury sen trzy miesiące garstka naszych
wojowników skutecznie odpierała ataki i skutecznie zwodziła wroga mającego nad nami
miażdżącą przewagę zarówno liczebną, jak i wszelkiego wyposażenia.
Jak już kilkakrotnie wspominałem, męstwa, waleczności i zwycięstw nie mogły nam
odmówić nawet wrogie gazety amerykańskie. Ileż sił jednak kosztowały nas wytężone
marsze, ciągłe kluczenie i gubienie pościgu, starcia i potyczki! Tego było doprawdy już
nadto, zwłaszcza dla dzieci, starców i kobiet. A jednak uporczywie brnęliśmy dalej, bo oto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]