[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostatnia deska ratunku przed jeszcze większą kompromitacją.
Twarz Duncana odprężyła się wyraznie.
- Powinienem się domyślić! - uśmiechnął się porozumiewawczo.
Pomachał jej ręką i wreszcie ruszył.
Serce Rose zaczęło bić wolniej. Udało się! Chwyciła głęboki oddech, potem
wolno wypuściła powietrze z płuc i ciężkim krokiem podeszła do swojego samo-
chodu.
Właściwie ten lunch można było uznać za sukces, rozważała. Duncan z pew-
nością nie zanudził się na śmierć. Co najmniej dwa tematy, które poruszyła, wzbu-
dziły jego zainteresowanie.
Siadając za kierownicą, doszła do wniosku, że musi poszerzyć wiedzę na po-
ruszone tematy. Może powinna wypożyczyć z biblioteki kilka książek...? Albo za-
pisać się na letnie kursy, które prowadził Uniwersytet Rice...? Oczywiście, na taki
kurs, który odbywa się w czwartki wieczorem... Oczywiście, marketing nie wcho-
dził w grę... Jeśli po tej rozmowie pojawiłaby się na kursie prowadzonym przez
Duncana, mógłby się poczuć osaczony.
Przekręciła kluczyk w stacyjce; silnik jak zwykle drażnił się z nią przez kilka-
naście sekund, nim zaskoczył. Nacisnęła pedał gazu - samochód zakaszlał, wyplu-
S
R
wając z siebie kłęby dymu.
Rose wycofała się z zatoczki parkingowej akurat w momencie, gdy Duncan
wchodził do biurowca. Rose popatrzyła za nim z tęsknotą. Kiedy go znów zoba-
czy...? Powinna ostrzec Connie, na wypadek gdyby Duncan zatelefonował.
I nagle z mdlącym uczuciem w żołądku zdała sobie sprawę, że nie dała Dun-
canowi swego numeru telefonu. On zresztą wcale o niego nie poprosił! Co więcej,
nie znał nawet nazwy jej sklepu... Wiedział jedynie, że przyjazniła się z rodziną
Donahue oraz że była właścicielką butiku w Village.
A jeśli zadzwoni do pani Donahue i spyta o Rose Franklin? Wówczas dowie
się, że wcale nie była zaproszona na ślub Stephanie, że nie była tym, za kogo się
podała... Dowie się, że była oszustką!
Gdy z jednej strony ogarnęło ją przerażenie, druga, bardziej racjonalna część
jej umysłu podpowiadała, że wcale tak stać się nie musi. Po pierwsze - jeśli Duncan
poprosi panią Donahue o numer telefonu do Rose, możliwe, że dokładne jej związ-
ki z rodzinÄ… Donahue nie wyjdÄ… na jaw.
Po drugie zaś... Po drugie, myśląc chłodno i racjonalnie, Rose wiedziała, że
Duncan nie zamierzał zadzwonić ani do niej, ani do pani Donahue. Jeśli chciałby
się z nią znów zobaczyć, poprosiłby ją o numer telefonu. A tego nie zrobił.
Dawniej Rose pogrążona w smutku snułaby się godzinami po sklepie, roztrzą-
sając utraconą szansę. Teraz jednak odmieniona Rose zaparkowała samochód i na-
wet nie zdejmując pożyczonego kostiumu, popędziła do kantorka ponownie prze-
studiować notatki zrobione na podstawie terminarza Duncana.
Postanowiła zaaranżować kolejne przypadkowe" spotkanie z Duncanem. Do
tego spotkania, oczywiście, lepiej się przygotuje... Duncan, jak widać, nie zdawał
sobie jeszcze sprawy, że byli sobie przeznaczeni. Potrzebował czasu... a Rose mu
go podaruje.
- Jak wypadło spotkanie? - Connie pojawiła się w drzwiach. - Zwaliłaś ich z
nóg?
S
R
- Kostium był doskonały - odparła rzeczowo Rose.
- A reszta? Fryzura, makijaż?
Rose wolno skinęła głową, przypominając sobie, w jaki ugrzeczniony sposób
potraktowała ją sekretarka Duncana.
- Ale następnym razem zdecyduję się na bardziej swobodną fryzurę - powie-
działa, gładząc swoje sztywne włosy.
- Będzie następny raz? - Connie uniosła brwi.
- Oczywiście. - Rose popatrzyła na papiery na biurku.
Musi tylko wymyślić miejsce i czas.
Najlepszym miejscem byłby Texas Health Club w Houston... Z terminarza
Duncana wynikało, że jest posiadaczem karty członkowskiej. Przecież wielu ludzi
bywało w tym klubie. Jeśli więc Rose pojawi się tam przypadkiem, akurat w mo-
mencie gdy Duncan przyjedzie na swojÄ… cotygodniowÄ… partiÄ™ tenisa... Albo gdy bÄ™-
dzie stamtąd wychodził? Tak, przypadkowe spotkanie z nim po grze będzie najlep-
szym rozwiązaniem. Wysiłek fizyczny oczyszcza umysł. Będzie zmęczony - ale
czujny. Zaprosi go na drinka do baru. Zasłona spadnie mu z oczu... i wówczas zo-
baczy w niej - w Rose Franklin - swój ideał kobiety. Tak, właśnie wtedy Duncan
zrozumie, że Rose jest kobietą stworzoną dla niego. Może nawet zaprosi ją wów-
czas na kolację? Na romantyczną kolację, podczas której wyzna jej wieczną mi-
łość... Ona zaś z uśmiechem na ustach zgodzi się go poślubić...
Rose westchnęła, wyobrażając sobie ten cud.
Tak czy inaczej, w środę rano pojechała do Texas Health Club. Klub zajmo-
wał całe piętro hotelu Post Oak, nowoczesnego budynku tonącego w zieleni, który
znajdował się tuż obok biura Duncana. Nic dziwnego, że Duncan właśnie tutaj
przychodził się relaksować.
Jadąc wąską aleją wysadzaną młodymi dębami, Rose uspokoiła się nieco i na-
brała większej pewności siebie. Niebawem jednak przyszło otrzezwienie. Eksklu-
zywna dzielnica, pełne zieleni otoczenie - to kosztowało. I to bardzo słono.
S
R
- Pięć tysięcy dolarów? - Gapiła się na młodego człowieka w białym unifor-
mie, który podał jej cenę karty członkowskiej.
- To tylko jednorazowa wstępna opłata - wyjaśnił. - Roczna karta członkow-
ska kosztuje tylko trzy i pół tysiąca.
- Czy można wykupić kartę na mniej niż rok? - spytała speszona Rose.
- Nie - szybko rozwiał jej nadzieje. - Tylko gość członka naszego klubu może
uzyskać jednorazową kartę wstępu. Ale, jeśli mam być szczery - dodał z udawanym
żalem - obecnie mamy długą listę oczekujących.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]