[ Pobierz całość w formacie PDF ]
organizował treningi, jak zręcznie zachęcał dziewczynki
do większego wysiłku. Wszystkie były gotowe pójść
za nim w ogień, jeśli tylko je o to poprosi. Rick
był urodzonym przywódcą, zręcznym, łagodnym i stro
niÄ…cym od przesady.
Ogarnął ją smutek. Gdyby nie kontuzje, byłby na
pewno jednym z największych obrońców wszechcza
sów. Przyszło jej na myśl, że gdyby przeprowadzała
z nim wywiad, umiałby potraktować ją uprzejmie,
uszanować jej zawodowe umiejętności.
- Czy już ci podziękowałam za pomoc? - spytała
nagle.
- Mniej więcej milion razy.
- A więc zrobię to po raz kolejny. Naprawdę jestem
ci bardzo wdzięczna.
Na twarz Ricka wypłynął błogi uśmiech. Kopnął
piłkę do góry i zaczął podbijać ją głową.
- Niezle - pochwaliła Ivy. - Grało się trochę,
prawda?
- Dawno temu. - Schylił się i rozmasował kolano.
- Ciągłe jeszcze muszę uważać. - Znów uśmiechnął się,
48 REPORTER W SPÓDNICY
ale z jego twarzy zniknęła radosna pewność siebie.
- A może byśmy poszli napić się czegoś zimnego?
Albo na kolację - dodał swobodnym, niezobowią
zujÄ…cym tonem.
Rozmawiał z nią jak z kumplem. Z początku po
czuła się zawiedziona, ale szybko ofuknęła samą siebie.
Chciała być tak traktowana: jak kolega, kumpel, zna
jomy. Właśnie tak. I już.
Niestety, termin oddania artykułu wisiał nad nią jak
miecz kata.
- Bardzo chętnie, ale mam jeszcze pilną robotę.
Muszę wracać do redakcji.
- Na parterze jest szeroki wybór automatów z na
pojami i słodyczami - zaproponował.
- W porządku - roześmiała się. Otworzyła bagażnik
i wrzuciła do środka sprzęt. - Czy wiesz, że piszę cykl
artykułów o moich doświadczeniach trenera?
- A ja myślałem, że robisz to z dobrego serca.
-I tak zajęłabym się tymi dziewczynkami - zaopo
nowała.
- %7łartowałem - przerwał jej. - Spakuję rzeczy do
samochodu i też jadę do redakcji.
Gdy dotarli na miejsce, było tam pusto i ciemno.
W ciemnościach jaśniały tylko zielone fluorescencyjne
światełka ekranów.
Rick otworzył szufladę biurka i wyjął z niej garść
żetonów.
- Co ci przynieść?
- Jakiś napój i kanapkę. - Ivy włączyła komputer.
- Zaraz wracam.
Rick wyszedł z pokoju. Kiedy wrócił, Ivy była już
pochłonięta pracą. Wiedział, że nie należy jej prze
szkadzać, więc postawił otwartą puszkę z napojem po
jej lewej stronie. Nie odrywajÄ…c wzroku od ekranu,
sięgnęła po nią, upiła łyk i powróciła do pisania.
Rick przypomniał sobie tysiące reportaży, nad któ
rymi pracował w podobnych warunkach: po nocach,
żywiąc się zeschniętymi kanapkami, popijanymi zimną
I
REPORTER W SPÓDNICY 49
kawą i ciepłą coca-colą. Zawód dziennikarza wcale nie
jest tak ekscytujący, jak się uważa.
Zastanawiał się, czemu Ivy zdecydowała się akurat
na dziennikarstwo sportowe. Nie miała temperamentu
sportowca. Była delikatna, drobna. Słodka. Tak, zbyt
słodka, jak na ten zawód. Ta praca ją wykończy,
zniszczy.
Ivy jeszcze raz przeczytała napisany tekst. Pokiwała
z zadowoleniem głową i wcisnęła przycisk na kla
wiaturze. Odwróciła się na krześle i sięgnęła po puszkę
z napojem. Uniosła ją do ust, potem opuściła i po
trząsnęła.
- Pusta - stwierdziła z zaskoczeniem. - A kanapka?
- Czeka. - Rick przesunął ku niej zawiniętą bułkę.
- Fatalnie. Teraz będę musiała ją zjeść. - Odwinęła
opakowanie i ugryzła pierwszy kęs.
- Jak to się stało, że zabrałaś się za pisanie
o sporcie?
- Kocham sport. Z tatą nie opuściliśmy ani jednego
meczu Dallas Cowboys i Texas Rangers. Uczyłam się
na pamięć wyników, a tato popisywał się mną przed
kolegami. - Uśmiechnęła się cierpko. - Niewiele jest
zawodów, w których może się przydać znajomość
wyników drużyn za ostatnie kilka lat.
- Pamiętasz moje dane?
- Urodzony w 1962 roku, wzrost 195 centymetrów,
karmelowe oczy, zwalający z nóg uśmiech i słabowite
kolano.
- To ci dopiero! - roześmiał się, zaskoczony.
- A widzisz! - rzuciła z przekornym uśmieszkiem.
- A więc uczysz się na pamięć danych każdego
zawodnika?
- Nie, tylko tych najprzystojniejszych.
- Skąd ci to nagle przyszło do głowy?
Ivy wyrzuciła resztkę kanapki.
- Kiedy mówię, że jestem reporterem sportowym,
wszyscy zaraz wspominajÄ… o wizytach w szatniach
sportowców, jakbym z tej właśnie przyczyny wybrała
50 REPORTER W SPÓDNICY
ten zawód. Kobiety nie pytają o nic innego, tylko
o to, jak wyglÄ…da ten czy inny zawodnik nago. - Rzu
ciła mu krótkie spojrzenie. - Mężczyzni zresztą też.
Wolę zacząć ten temat pierwsza, uprzedzić pytania.
- Wcale nie zamierzałem kwestionować twojego
wyboru.
- NaprawdÄ™?
Przyglądała mu się uważnie i tak otwarcie, że w koń
cu poczuł się nieswojo. Był zdania, że jest zbyt wrażliwa
i delikatna. Musi się zmienić, inaczej cała jej kariera
będzie pasmem nieszczęść i porażek. Właśnie zamierzał
to wytłumaczyć, gdy zauważył na jej twarzy wyraz
kompletnego zaskoczenia. Wpatrywała się w coś ponad '
jego ramieniem.
Rick odwrócił się i jego oczom ukazała się niewia
rygodnie atrakcyjna blondynka w czerwonej sukience.
- Ivy, kochanie, a więc tu się ukrywasz!
A to ci dopiero! Rick zamrugał oczami, powoli
uświadamiając sobie, że ta dama mówi do Ivy po
imieniu.
- Laurel? - Ivy wyglądała na niemile zaskoczoną.
- Dzwoniłam do ciebie setki razy. Holly zresztą też.
- Nie było mnie w domu.
- Od tygodnia?
- Byłam zajęta. - Ivy wzruszyła ramionami.
Wzrok blondynki padł na Ricka, który zdjął nogi
z biurka. Zapadła cisza.
- Laurel, to jest Rick Scott. Jest dziennikarzem
w Globe". Rick, to moja siostra, Laurel Hartman...
Rick podniósł się i uścisnął dłoń Laurel. Dopiero
wtedy dotarło do niego to, co usłyszał. Siostra. Nagle
uprzytomnił sobie, że jeśli chodzi o Ivy, wiele to
wyjaśnia. Czuł, że Ivy obserwuje jego reakcję na tę
wspaniałą istotę, której został przedstawiony.
Elegancka dama też chyba oczekiwała na złożenie
należnego jej hołdu. Rick gorączkowo próbował coś
wymyślić. Coś, co sprawiłoby przyjemność Ivy.
- ...i mój szwagier, Jack.
REPORTER W SPÓDNICY
51
Rick musiał w końcu puścić rękę Laurel, żeby
uścisnąć dłoń jej męża, na twarzy którego malowało się
wyrazne rozbawienie.
- Miło mi was poznać. Bardzo mi się dobrze pracuje
z Ivy. Ma prawdziwy talent. - Leciutko pociÄ…gnÄ…Å‚ za
pasemko jej włosów. - Nieczęsto zdarza się trafić na
osobę zarazem tak piękną i tak mądrą.
Ta uwaga nie należała do najbardziej eleganckich.
Była typowym przykładem męskich komentarzy, któ
rych Ivy serdecznie nienawidziła. Ale kiedy Rick zoba
czył zadowolony wyraz jej oczu i nieśmiały uśmieszek,
który ukryła odwracając głowę, był rad, że to właśnie
powiedział.
Laurel potrząsnęła głową. Rick znał ten typ kobiet,
które zawsze muszą być w centrum zainteresowania.
- Jesteśmy z Jackiem zaproszeni na przyjęcie u gu
bernatora.
- Które zaczęło się dwadzieścia minut temu - przy
pomniał jej ubrany w smoking mąż.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]