[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie było go nigdzie w pokoju, a i z łazienki nie
dobiegały żadne odgłosy świadczące o jego obecności.
Obok, na nocnym stoliku leżała jakaś kartka.
Spałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić. Nie
mogłem się oprzeć i pocałowałem cię na dzień dobry,
a ty przez sen powiedziałaś moje imię. To było
cudowne. Zaraz wracam. Nie ubieraj się, Noro, (gorą
co Cię o to proszę!) pod żadnym pozorem!"
Uśmiechnęła się po raz drugi. No, na to akurat
nie ma co liczyć! Energicznym ruchem zsunęła nogi
z łóżka i wstała. Jej rzeczy leżały porozrzucane na
dywanie. Spojrzała w lustro. Czy widać po niej ja
kąś zmianę? Przyjrzała się sobie dokładnie. Na szyi
i na piersiach widniały ślady jego szalonych poca
łunków. Miała lekko podkrążone oczy i nabrzmia
łe usta. Tak, wyglądała inaczej. Oto kobieta po no
cy miłosnej. Kobieta, która kocha i która jest ko
chana.
Patrzyła na swoje odbicie i myślała, co to teraz
wszystko dla niej znaczy. Kochać Davida... To znaczy
właściwie stać się trochę kimś innym. Zmienić całe
swoje dotychczasowe życie.
Schyliła się, podniosła z ziemi sukienkę i weszła do
łazienki. Puściła prysznic. Stała pod nim długo, po
zwalając silnemu strumieniowi wody biczować jej
ciało, bombardować głowę. Postanowiła nie upinać
dzisiaj włosów. Niech zostaną rozpuszczone i niesfor
ne, pomyślała. Takie jakie on lubi.
Wychodziła właśnie z łazienki, kiedy usłyszała
pukanie do drzwi. Otworzyły się i stanął w nich David
z białą, papierową torbą w ręku.
- Powiedzieli mi, że to najlepsza kawa w tym
mieście... Chicory - przeczytał, podnosząc torebkę do
oczu. - Mam nadzieję, że ją lubisz?
- Uwielbiam!
- A może chcesz, żebym zamówił ci śniadanie do
pokoju? Albo może wolisz, żebyśmy gdzieś poszli na
śniadanie? - spytał, podchodząc i całując ją w kącik
ust.
- Nie, dziękuję. Kawa mi zupełnie wystarczy.
- Ubrałaś się - powiedział z żartobliwą naganą.
- Włożyłam tylko sukienkę - odpowiedziała
z udanym przestrachem i bez cienia wstydu pod
ciągnęła ją w górę, pokazując, że pod nią nie ma ni
czego.
- W porządku. Grzeczna dziewczynka - rzucił
przez zęby, naśladując bohaterów seriali filmowych.
Roześmieli się oboje.
- Wcale nie żartuję - pospieszył z wyjaśnieniem.
- Mamy dla siebie całe przedpołudnie. - Spojrzał na
zegarek. - Całe cztery godziny.
- Jak to? Ty wyjeżdżasz w południe? - W głosie
Nory słychać było wyrazny zawód.
- Tak. Dziś wieczorem mam ważne spotkanie i nie
mogę go odwołać. Przykro mi.
- Rozumiem, i wcale cię o to nie proszę. I tak
mieliśmy dwa wspaniałe dni. No cóż, wszystko, co
dobre, ma swój koniec - powiedziała smutno.
- Kończy się nasz epizod nowoorleański, ale za
czyna się dla nas cały nowy rozdział.
Nora usiadła na łóżku, popijając kawę w zamyś
leniu.
- Widzę, że jakoś nie podzielasz mojego opty
mizmu.
- Spróbuj mnie zrozumieć, Davidzie. Do tej pory
wszystko w moim życiu było tymczasowe. Najpierw
odszedł ojciec, potem umarła moja matka, potem
przeprowadziłam się do Nowego Jorku.
- Wiem, Noro.
- I nawet to, co robię, przypomina mi, że nie
mam nic własnego. Ja kupuję prezenty dla innych,
Davidzie.
Postąpił krok i dotknął jej ramienia.
- Ale masz mnie, Noro. I ja cię nie opuszczę.
Nora wsparła głowę o jego biodro. Milczała.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, ukląkł przy niej,
objął w talii i położył głowę na jej piersiach.
- Strzegą nas dobre duchy, nie martw się. Wszy
stko będzie dobrze. - Uścisnął ją porozumiewawczo.
- A może zarezerwuję ci miejsce na ten sam samolot
i polecimy razem? - Podniósł głowę i spojrzał py
tająco.
- Nie mogę lecieć z tobą, Davidzie, trzymają mnie
tu interesy! - Podniosła znacząco brwi. Oboje parsk
nęli śmiechem.
- Ach, gdyby ci szczęściarze, twoi klienci, wiedzieli,
co ja przez nich tracę - pokręcił głową. - Jaki masz
plan na dzisiaj?
- Umówiłam się z dwoma tutejszymi antykwariu-
szami i z przyjaciółkami Liii. Mają mi pokazać różne
swoje skarby, których chcą się pozbyć.
- Znowu zobaczysz się z Lila?
- Oczywiście. Jak mogłabym pozbawić ją przy
jemności poplotkowania o tobie - roześmiała się No
ra.
- A zatem powiedz jej, proszę, że jestem mężczyz
ną, który ma uczciwe zamiary - powiedział niby żar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]