[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nerwowo na zegarek.
- Rozumiem, że to przystojny, wysoki brunet.
- Maurice mrugnął porozumiewawczo.
- Właśnie ktoś taki. - Nora uśmiechnęła się w od
powiedzi. - Zawsze podziwiam twoją intuicję, Mau
rice. Ale to spotkanie czysto zawodowe - westchnęła
z udanym żalem.
- Co za szkoda! - Maurice wykrzywił usta w gry
masie udanego współczucia.
Zawiązywała właśnie pasek lekkiej, wzorzystej,
bawełnianej sukienki, kiedy dobiegło ją wołanie Ja-
nice.
- Już dochodzi dwunasta. Jak będziesz się tak
grzebała, to się spóznisz!
- Najwyżej poczeka! - odkrzyknęła w kierunku
półotwartych drzwi.
Przejrzała się uważnie w lustrze i uśmiechnęła
z aprobatą. Mimo że całe lato przesiedziała w mieście,
zdążyła się trochę opalić. Szczupłe ramiona przykryte
zaledwie wąskimi ramiączkami sukienki były złocisto-
brązowe. Wsunęła na rękę szeroką bransoletę i skinęła
głową z zadowoleniem. Przybliżyła się do lustra i leciu-
teńko podmalowała usta.
- Co za tupet! - Janice zdawała się naprawdę zde
nerwowana. - Albo jesteś strasznie pewna siebie, albo
musisz być pewna jego.
- Ani jedno, ani drugie! - krzyknęła, odwracając
głowę. - %7łartuję tylko, Janice. Już zaraz wychodzę!
Szybkim ruchem grzebienia przeczesała włosy,
a potem zgrabnie ściągnęła je w koński ogon. Okręciła
zwykłą czarną aksamitką. Raz jeszcze rzuciła szybkie
spojrzenie w lustro. Te przygotowania do spotkań
z Davidem zabierają za każdym razem coraz więcej
czasu, pomyślała.
- No, nareszcie - powitała ją Janice z przekąsem,
kiedy wynurzyła się ze swego pokoju. - Wyglądasz
niezle, ale nie powiem, żeby ten rezultat został osiąg
nięty T* reteidcwym \mpte.
- To przez ten upał - rzuciła pojednawczo Nora.
- Człowiek rusza się jak mucha w smole. Koniec
września i taki skwar!
Janice jednak nie podjęła tego tematu.
- Tak, tak... - powtórzyła, przyglądając jej się kry
tycznie. - Te obiady z Davidem zrobiły się już stałym
punktem programu.
- No, nie przesadzaj - zaoponowała Nora.
Nie wypadło to przekonująco. Spotykali się prze
cież przynajmniej raz w tygodniu od ponad miesią
ca.
- Zresztą podczas tych obiadów załatwiam inte
resy - wzruszyła ramionami.
To przynajmniej jest prawda, pomyślała. Najpierw
futro z lamy dla jakiejś ekscentrycznej przyjaciółki,
prawdziwy sukces, potem prezent dla rodziców na
ich rocznicę ślubu, imieninowy podarunek dla kreś
larza...
- Ale chyba nie powiesz mi, że spotkania z Davi-
dem nie sprawiają ci przyjemności.
- No, spotkania jak spotkania - odparła Nora
wymijająco. - David Sommer jest miły, inteligentny,
dowcipny, ale przede wszystkim jest naszym stałym
klientem, i to jednym z najlepszych, jak dobrze
wiesz - dokończyła, widząc ironiczne spojrzenie Ja
nice.
- Dlaczego nigdy nie pójdziesz z nim na kolację?
Albo do teatru! Przecież to jasne, że facet szaleje
za tobą!
- To tylko twoje przypuszczenia, Janice. Poza tym,
jeśli nawet tak jest, to oboje potrzebujemy trochę
czasu. Nie widzę w tym niczego złego, przeciwnie.
- A on? - Dziewczyna rzuciła zaczepnie.
Nora wzruszyła ramionami. Otworzyła pudernicz-
kę i nieco upudrowała policzki. Postanowiła nie od
powiadać na to pytanie.
Janice też milczała. Czuła, że posunęła się może zbyt
daleko. Postanowiła na wszelki wypadek zmienić nieco
temat.
- Podobno David jest teraz bardzo zajęty przy
tym projekcie w East Side? - spytała pojednawczym
tonem.
- Tak - przytaknęła Nora. - Ma zupełnego fioła
na tym punkcie. To pochłania mu mnóstwo czasu.
Przypomniała sobie chwilę, kiedy podczas ich
pierwszego spotkania zaproponował przejażdżkę do
East Village. Po drodze z wielkim ożywieniem opo
wiadał o swoim projekcie uratowania starych do
mów, które nadają charakter tej dzielnicy, i dlatego
trzeba zrobić wszystko, żeby pozostawić je tam,
gdzie były.
Wszelkie nowe budynki, mówił, powinny odzna
czać się jak największą prostotą, aby nie zdominować
tradycyjnego otoczenia. I wszystko trzeba robić z myś
lą o mieszkańcach, którzy przyzwyczaili się już do
swojej dzielnicy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]