[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczął tracić i tak zachwianą równowagę.
Kiedy ogon Lucy w widoczny sposób wysunął się z koca po stronie Julii i
wszystko wskazywało na to, że za chwilę pies nieuchronnie wyląduje na
podłodze, pielęgniarka nie wytrzymała i ruszyła na pomoc. Zamotawszy
koc stanowczo przejęła dowództwo, przepędzając tę małą procesję z po-
czekalni i prowadzÄ…c jÄ… do gabinetu.
* * *
Opuszczając budynek, Michał i Julia dusili się ze śmiechu. Kwit
parkingowy, znaleziony za wycieraczkÄ… samochodu, jeszcze bardziej ich
rozśmieszył.
- O Boże - zawołała Julia, ocierając łzy chusteczką. Bezskutecznie
usiłowała powstrzymać się od chichotu. - A widziałeś tych z chomikiem?
Bałam się, że za moment wylecą w powietrze. Byli tak oburzeni,
jakbyśmy specjalnie paradowali z Lucy przed ich oczami. I ta kobieta z
yorkiem -wyglądała na strasznie przerażoną. Coś mi się zdaje, że nie
będziemy tam więcej mile widziani.
- O tak - zgodził się Michał. - Wracamy do domu. Naprawdę chcesz iść do
pracy, kochanie? Może lepiej zadzwoń i wez wolny dzień. Powiedz, że to
z powodu pogrzebu.
To stwierdzenie wywołało kolejny wybuch śmiechu, który trwał przez
całą drogę do domu.
- Co z tą kawą? - zapytał Michał, kiedy weszli do kuchni. - Jak się
czujesz?
- Wspaniale - rozpromieniła się Julia. - Sama nie wiem dlaczego, ale
wspaniale.
* * *
Nazajutrz rano, wchodząc do kąpieli, poczuła, że po jej udach spływa
ciepła strużka krwi.
* * *
Andrea siedziała za swoim melaminowo-chromowym biurkiem na Baker
Street. Kiwając się na jaskrawoniebie-skim, antystresowym krześle
rozmyślała o pomidorach. Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Mając za sobą prezentację pięciu potencjalnych celów charytatywnych w
Middlesex Foods, zaczęła się przymierzać do reklamy prasowej. Musiała
wymyślić jedno hasło, w którym zawarte byłyby trzy aspekty: pizza,
nagrody i cel charytatywny. Cieszyła się, że jej klient także optował za
niewidomymi dziećmi. Wiedziała, że kiedy u kogoś nie działa jakiś zmysł
- na przykład u tych malców - wtedy inne wykształcają się bardziej.
Andrei chodziło zwłaszcza o smak. Mazała ołówkiem po różowej kartce
Mogą nie widzieć, ale za to możesz sprawić, że poczują doskonały
smak!" albo Nie muszą widzieć, aby poczuć smak tej wspaniałej pizzy!"
Chociaż podobały się jej te hasła, zdawała sobie sprawę, że nie zostaną
zaaprobowane. Spróbowała więc ograniczyć swój entuzjazm
do powiązanych idei i zamiast tego skupić się na bardziej subtelnym
słownictwie. Zrobiła listę. Zapisała słowa takie jak wzrok", wgląd",
dodatki" i znoszone już, chociaż najbardziej popularne Wygraj wakacje
dla dwojga", kiedy zadzwonił telefon.
- Andrea Wiliams - rzuciła w słuchawkę tonem, który określała jako
intrygujące połączenie oficjalności i zapraszającego ciepła. Na kartce
dopisała światło rozpraszające mrok".
- To ja, kochanie.
- Cześć!
- Cześć. Muszę zostać dzisiaj dłużej, więc jeśli chcesz, idz do Janet i
Tobby'ego sama. Dołączę do was.
- Dobra. Wszystko w porzÄ…dku?
- Tak, muszę tylko pogadać z Julią Evans, wiesz, tą, o której ci wczoraj
opowiadałem. Embrion się nie przyjął. Zanim zdecyduje, kiedy znowu
ma próbować, chce osobiście ze mną porozmawiać.
- Och, rozumiem.
- Bob uważa, że rozmowa jest jej potrzebna. Niezle ją to trafiło. Tak więc
dzisiaj zostaję w robocie. Zobaczymy się pózniej.
- Dlaczego ty? Zwykle przecież nie zajmujesz się takimi sprawami.
- To dzięki mojemu doświadczeniu i urokowi osobistemu, kochanie. Nikt
inny nie mógłby mnie zastąpić.
- Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć. Co za idiotka ze mnie -
roześmiała się Andrea. - W takim razie do zobaczenia u Janet.
Po odłożeniu słuchawki przez chwilę siedziała bezczynnie. Lubiła
zabawę w kotka i myszkę. Nie była wcale zazdrosna o pacjentki, które od
zawsze interesowały się przystojnym panem doktorem. Zwiadoma, że
relacja lekarz - pacjentka może być ekwiwalentem afrodyzjaku,
akceptowała fakt, że kobiety mogły się durzyć w Antonim. Jego uczucie
do niej było zbyt silne, aby mógł ulec pokusie. Poza tym dobrze wie-
działa, że sam nie czuł się przy niej do końca bezpiecznie. Lubiła czasami
troszeczkę się z nim podrażnić, dając mu do zrozumienia, że o tym wie.
Co prawda nigdy tego nie ustalali,
ale to ona grała w ich związku pierwsze skrzypce. Dawało to jej wolność
cieszenia się jego miłością bez poczucia, że musi
0 nią zabiegać. On zaś żył z przeświadczeniem, iż łączy ich, choć
nieoficjalnie, jakieś życiowe zobowiązanie.
Na myśl o tym wszystkim westchnęła z rozbawieniem
i nabazgrała Miej na oku nowe dodatki do pizzy!"
- Nie, jednak nie - powiedziała i niechętnie skreśliła zdanie.
- Proszę pani - zaczął z uśmiechem Antoni, siedząc przy biurku w swoim
gabinecie na drugim piętrze kliniki - doskonale rozumiem pani
rozczarowanie i zawód; to zrozumiałe. Powinna pani dać sobie kilka dni,
aby otrząsnąć się z tego przeżycia, zanim w ogóle zacznie pani myśleć o
przyszłości. Przecież wiedziała pani, że wiele zabiegów ma taki finał,
prawda? Zwłaszcza za pierwszym razem. Nie do mnie należy udzielanie
pani rad w tej sytuacji, ale podkreślam jeszcze raz: za pierwszym razem
często się zdarza, że zarodek się nie przyjmuje i...
- Skąd pan wie, że się nie przyjął? - przerwała mu Julia, patrząc na niego z
przejęciem.
- No cóż, przepraszam, przypuszczam, że...
- Nie, chodzi mi o to, skąd pan wie, że się nie przyjął, a nie że ja
poroniłam? Co ja takiego zrobiłam?
- Nie wolno tak mówić, proszę pani, naprawdę nie wolno. Nic pani nie
mogła poradzić, mogę...
- SkÄ…d pan wie?
- Po prostu wiem - odpowiedział Antoni. Jej przenikliwe spojrzenie
trochę go peszyło. - Nie mam wątpliwości. Skoro dwunastego dnia
zaczęła pani krwawić, to znaczy, że zarodek się nie przyjął.
- A ja uważam, że tak. Jeden z nich na pewno.
- Droga pani, to przykre, ale wszystkie kobiety, którym sztuczne
zapłodnienie się nie powiodło, uważają, że poronienie nastąpiło z ich
winy. Zapewniam panią, że tak nie było. Embrion się nie przyjął i to nie
pani wina, że został wydalony z macicy. Proszę tylko pomyśleć, co
próbują robić kobiety, które zaszły w niepożądaną ciążę i chcą się jej
pozbyć. Wiem, że być może trudno pani to zrozumieć w tej chwili, ale to
ważne. Ludzie tyle mówią o stresie, zdrowiu i chorobach, ale może być
pani pewna, że gdyby tak łatwo można się było pozbyć dziecka, nie
istniałaby połowa ludzkiej populacji. Niech pani zrozumie...
- Nie potrafię. Widzi pan, zdechł nam pies, a ja byłam na tyle głupia, aby
posłuchać męża, który kazał mi wnieść ciało psa do samochodu - a potem
do kliniki. Było bardzo ciężkie. Wiedziałam, że nie powinnam, ale mąż...
- Proszę, proszę, niech pani nie prowokuje w ten sposób powstania
problemów pomiędzy panią a pani mężem. Program zapłodnienia in vitro
jest krańcowo stresujący i trudny dla was obojga. Jeśli zamierzacie go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]