[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozczuleniem obserwowała, jak krzywi się i nie chce słyszeć dzwonka telefonu. Wreszcie
stęknął cicho, odsunął się nieco i sięgnął po aparat.
Było coś nieprzyzwoitego w tym, że świat tak brutalnie wtargnął w ich intymną
rzeczywistość. Westchnęła ze szczęścia, zaczęła delikatnie gładzić śniade ciało Malory ego.
Co? Ręka Carly znieruchomiała, gdy Malory usiadł. Elizabeth, na miłość boską!
Uspokój się!
Carly cicho wyślizgnęła się z łóżka i pobiegła do łazienki. Tak oto pod naporem
rzeczywistości rozpływały się wszystkie złote sny na jawie. Wybiegała myślą w przyszłość,
snuła marzenia, lecz cóż właściwie proponował jej Malory? Wspólną zabawę, nic więcej. Z
trwogą spojrzała w taflę lustra. Wszystko nabierało teraz właściwych proporcji. Jego nie
mogła za to winić, niczego jej nie narzucił sama tego chciała. Załkała cicho i mocno
owinęła się ręcznikiem. Nie ma się co oszukiwać: nie zrobiła tego wcale dla dobra Belli.
Raczej użyła siostry jako usprawiedliwienia, dla zaspokojenia swoich pragnień.
Ciągle czuła na skórze dotyk ciała Malory ego. Zdecydowanym ruchem odkręciła kurek i,
nie czekając aż woda ogrzeje się choć trochę, weszła pod prysznic.
Namydliła się mocno, tak jakby raz na zawsze chciała zmyć ślady kochanych rąk. Jej
mózg pracował jak maszyna. Po co zamartwiać się z powodu jednego telefonu? Czy to, co
przeżyli, miało dla niego jakieś znaczenie? Zimny prysznic powstrzymał kolejne cisnące się
do głowy pytania. Carly wytarła się do sucha, usiłując nie myśleć o tym, dlaczego Malory
jeszcze nie przyszedł do łazienki. Z przyjemnością rozczesała włosy jego grzebieniem. Na
drzwiach wisiał jego szlafrok. Założyła go.
Chyba już skończył rozmawiać pomyślała.
W pokoju nie było nikogo. Stało w nim tylko wielkie, teraz puste łóżko, niemy świadek
ich szczęścia.
Malory! zawołała, bo poczuła się nieswojo. W panice zbiegła po schodach,
wykrzykując na cały głos jego imię.
Tuuutaj!
Głos dobiegł z kuchni. Uspokoiła się, oparła o framugę i patrzyła na owiniętego
ręcznikiem mężczyznę, który podgrzewał kawę. Uśmiechnął się do niej, ale zauważyła, że
bez zwykłej pewności siebie. Tak jakby obawiał się jej reakcji.
Okropnie mi przykro Carly, ale muszę zostawić cię i wyjść. Ktoś włamał się do sklepu
Elizabeth Berenstein. Wpadła w panikę. Muszę tam pojechać i jakoś jej pomóc...
Patrzył na nią niepewnie. Z kłopotu wybawiła ją duma.
Biedactwo! powiedziała. To musi być dla niej straszny szok.
Tak, też tak myślę. Mogło być gorzej. Na szczęście była wysoko ubezpieczona...
Zerknął na dziewczynę. Wiesz, bardzo nie chcę wychodzić, ale sama rozumiesz, Elizabeth
jest moją przyjaciółką. Nie mogę jej zawieść.
A dlaczego nie miałabym pojechać z tobą? Oczy Carly zalśniły. Bylibyśmy wtedy
razem.
Nie, Carly Malory zasępił się. Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
Dlaczego? upierała się.
Myślę, że Elizabeth chciałaby, żebym teraz jej poświęcił całą uwagę. Kiedy przyjadę z
tobą, poczuje się dotknięta ostatnie słowa Malory starał się obrócić w żart.
Więc Elizabeth jest dla ciebie aż tak ważna? Carly dobrze wiedziała, że zachowuje się
głupio, ale nie mogła się opanować. Musiała znać odpowiedz na tak postawione pytanie.
Mówiłem ci już, to wieloletnia przyjazń. Wewnętrzny głos ostrzegał ją, żeby nie
przeciągała struny, ale coś kusiło, aby brnąć dalej.
Chyba jednak coś więcej. Widziałam, jak cię przywitała na lotnisku!
Zawstydziła się, bo jej głos brzmiał jadowicie.
Tak, zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi położył nacisk na słowo dobrymi . Carly
widziała, że Malory zaczyna się niecierpliwić. Ale nie sądzę, żeby cię to chociaż trochę
mogło obchodzić. To, że pewnego popołudnia poszliśmy razem do łóżka, nie upoważnia cię
jeszcze do tego, byś dyktowała mi, z kim mogę, a z kim nie powinienem się spotykać.
Carly poczuła się zdruzgotana. Spojrzała na Malory ego i szybko spuściła oczy. O, jakże
była głupia! Dlaczego jeszcze stąd nie uciekła? Demon zazdrości trzymał ją w potrzasku.
Wzięła głęboki oddech.
To dlatego, że nie czuję się bezpieczna. Zaraz wychodzę...
Miała nadzieję, że nie zauważył, jak bardzo jest dotknięta.
Biegła potykając się, po drodze zbierała swoje rzeczy, wreszcie zamknęła się w łazience.
Carly usłyszała, że klamka w drzwiach przekręciła się. Do diabła! Malory uderzył
pięścią w drzwi. Przecież nie możesz tak odejść!
Dziewczyna słyszała w jego głosie złość i bezradność. Drżącymi palcami starannie
układała wilgotne włosy. Spojrzała w lustro. Wszystko w porządku, jak zawsze. Na twarzy
nie widać żadnych śladów wzburzenia. Otworzyła zamek i drzwi. Na zewnątrz opanowana,
Carly w środku dygotała jak galareta.
Powinieneś już iść, prawda?
Wrócę niedługo. Zjemy gdzieś razem kolację? Czyżby ciągle jej pragnął? Ale Malory
już niczego nie dostanie, nawet jeśli ja niewiele mam tu do powiedzenia postanowiła.
Lepiej się nie umawiajmy. Możesz być potrzebny gdzie indziej...
Słyszała chłód we własnym głosie, ale tylko w ten sposób mogła ukryć to, co czuła
naprawdę. Poszliśmy razem do łóżka pewnego popołudnia te słowa paliły jej mózg. Więc
ile razy trzeba być z sobą w łóżku, żeby stało się to ważne? Czuła, że robi z siebie idiotkę.
Mężczyzna spod znaku Strzelca to urodzony myśliwy, wiedziała o tym. Nie znosi być
skrępowany, schwytany w pułapkę. Przecież to samo działo się z ojcem.
Dzięki za obiad, był wspaniały dodała.
Carly!
Słuchaj, jeśli chcesz jej pomóc głos Carly, w przeciwieństwie do niej samej, był
spokojny musisz się zbierać. Ja sobie poradzę, nie martw się o mnie.
Pomyślała z drżeniem serca, że może ma zamiar pocałować ją na pożegnanie, więc
odwróciła głowę, udając, że zagląda do torebki.
Wyglądał dość śmiesznie, gdy stał tak owinięty ręcznikiem. Otworzyła drzwi i wyszła, a
on został tam, nieruchomy jak posąg.
Istniał tylko jeden sposób, żeby oczyścić się ze zgryzot tego popołudnia. Należało rzucić
się w wir pracy. Miała wystarczająco wiele spraw do przemyślenia w związku ze sklepem.
Carly wiedziała, że niezależnie od tego, jak się między nimi wszystko w końcu ułoży, Malory
na pewno nie odstąpi od propozycji, którą przyjęła. Nieustannie miała przed oczyma jego
twarz, chociaż czyniła wszystko, żeby przestać o nim myśleć.
Robiła, co mogła, ale z każdym dniem coraz bardziej siebie winiła za to, co się stało. Od
tamtego czasu nie zadzwonił ani razu, kontaktowała się z nim wyłącznie za pośrednictwem
prawników. Nie potrafiła zdobyć się na obojętność wobec faktu, że Malory najwyrazniej
przestał się nią interesować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]