[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawet wtedy udało jej się zachować spokój. Spojrzała kątem oka na Jane, dając do zrozumienia, że
ma jego pełną uwagę. %7łe reszta należy do niej. Zrobiła krok w kierunku Jimmy'ego, w stronę
wycelowanej w nią lufy. Jej głos stał się delikatny, nawet uwodzicielski.
Pragnąłeś mnie tak jak Bradley, prawda? Dostrzegłam to w twoich oczach, kiedy się poznaliśmy.
Wiedziałam, co chcesz ze mną zrobić. To samo, co zrobiłeś tamtym. Czy
377
pieprzyłeś je, gdy jeszcze żyły, Jimmy? A może zaczekałeś, aż będą martwe? Takie lubisz
najbardziej, prawda? Zimne, martwe i twoje na wieki.
Nie odpowiedział, patrząc, jak się zbliża. Jak nęci go intrygującymi możliwościami. Tropili ją z
Bradleyem przez wiele lat i teraz wpadła w jego ręce. Będzie jego i tylko jego.
Pistolet leżał na ziemi zaledwie kilkanaście centymetrów od Jane. Pochyliła się, analizując w
myślach swoje ruchy. Rzuci się na ziemię, chwyci broń i wystrzeli. Będzie musiała zrobić to lewą
ręką. Zdoła oddać jeden, najwyżej dwa strzały, zanim Jimmy odpowie ogniem. Niezależnie od tego,
jak będę szybka, nie zdołam zdjąć go na czas. Jedna z nas zginie tej nocy. Medea albo ja.
Medea nadal zbliżała się do Jimmy'ego.
Tropiłeś mnie przez te wszystkie lata ciągnęła cicho. Oto jestem. Wiem, że nie chcesz tego
skończyć tutaj i teraz, prawda? Nie chcesz, żeby polowanie się skończyło.
Mylisz się. Uniósł pistolet. Medea zamarła. Przez całe życie uciekała przed takim
zakończeniem. Zakończeniem, któremu nie mogła zapobiec błaganiem ani uwodzeniem. Gdyby
zrozumiała jego sposób myślenia, mogłaby zapanować nad potworem. Teraz pojęła swój błąd.
Nie chodzi o to, czego chcę powiedział Jimmy. Kazano mi zakończyć sprawę i zamierzam to
zrobić. Napiął mięśnie przedramienia, przygotowując się do oddania strzału.
Jane skoczyła po broń, lecz zanim zdążyła zacisnąć lewą dłoń na rękojeści, usłyszała strzał.
Odwróciła się i zobaczyła wszystko w zwolnionym tempie. Mnóstwo szczegółów zaczęło
równocześnie atakować jej zmysły. Zobaczyła, jak Medea
378
pada na kolana, zasłaniając głowę ramionami. Poczuła żar trzeszczących płomieni i dziwny ciężar
pistolem trzymanego w lewej ręce. Uniosła go, zaciskając palec na spuście.
Oddając pierwszy strzał, zauważyła, że Jimmy Otto się cofnął, że jej kula trafiła w cel, który już
krwawił.
Jego postać, tworząca ciemny kontur na tle płomieni, runęła bezwładnie. Wymachiwał ramionami
jak nieszczęsny Ikar. Osunął się na maskę płonącego samochodu. Ogień zajął jego włosy,
ogarniając płomieniami głowę. Z krzykiem odepchnął się od wozu. W płonącej koszuli powlókł się
przez podwórko, wykonując agonalny taniec śmieci, by w końcu upaść.
Nie! Bolesny okrzyk Carrie Otto nie przypominał ludzkiego głosu, lecz gardłowe wycie
umierającego zwierzęcia. Pełzła powoli i boleśnie w kierunku umierającego brata, zostawiając na
żwirze krwawą smugę. Nie zostawiaj mnie, kochany! Nie zostawiaj! Wturlała się na niego,
nie zważając na płomienie, rozpaczliwie pragnąc stłumić ogień. Jimmy! Jimmy!
Przywarła do brata w śmiertelnym uścisku, chociaż płomienie ogarnęły jej włosy i ubranie.
Pozostali splecieni na zawsze, stapiając się w jedno w płomieniach.
Medea dzwignęła się na nogi, nie patrzyła jednak na płonące ciała Jimmy'ego i Carrie Otto, lecz na
kogoÅ› stojÄ…cego obok drzew.
Na Barry'ego Frosta, który oparł się o pień drzewa z dłonią zaciśniętą na rękojeści pistolem.
Rozdział trzydziesty szósty
Barry Frost nie czuł się dobrze w roli bohatera.
Siedząc na łóżku w szpitalnej koszuli, sprawiał wrażenie, że jest raczej zakłopotany niż bohaterski.
Od czasu, gdy dwa dni temu przewieziono go na oddział Boston Medical Center, przez jego pokój
przeszedł niekończący się korowód gości życzących mu szybkiego powrotu do zdrowia, od
komisarza bostońskiej policji po personel ulubionej kawiarni gliniarzy. Jane, która odwiedziła go
tego popołudnia, w dżungli kwiatów i balonów z życzeniami zdrowia dostrzegła trzech gości.
Stojąc w drzwiach, pomyślała, że Frosta lubią wszyscy dzieci i staruszki. Wiedziała dlaczego.
Przypominał skauta, który z ochotą odgarnie śnieg z twojego chodnika, uruchomi samochód i
wejdzie na drzewo, aby uratować kota.
A może nawet ocali życie.
Poczekała, aż tamci odejdą, zanim weszła do pokoju. Wytrzymasz jeszcze jednego gościa?
zapytała. Obdarzył ją słabym uśmiechem.
380
Cześć! Miałem nadzieję, że wpadniesz.
To popularne miejsce. Musiałam poczekać, aż wyjdą wszyscy twoi fani. Poczuła się
niezgrabnie z prawą ręką w gipsie, gdy przyciągała krzesło i siadała obok jego łóżka. Kurczę!
powiedziała. Spójrz na nas! Wyglądamy jak żałosna para rannych kumpli z woja.
Frost zaczął się śmiać, ale zamarł, gdy ruch wywołał ból rany po nacięciu wykonanym podczas
laparotomii. Pochylił się do przodu, krzywiąc twarz.
Zawołam pielęgniarkę.
Nie. Frost uniósł rękę. Dam sobie radę. Nie chcę morfiny.
Przestań odgrywać macho. Wez lekarstwo.
Nie chcę, żeby mnie faszerowali tym świństwem. Muszę mieć jasny umysł.
Dlaczego?
Alice ma mnie dziś odwiedzić.
Z bólem wyczuła nutkę nadziei w jego głosie. Odwróciła głowę, żeby nie mógł dostrzec
współczucia w jej oczach. Alice nie zasługuje na takiego faceta. Frost to porządny gość i właśnie
dlatego jego żona za chwilę złamie mu serce.
Może powinnam już pójść...
Nie, jeszcze nie. Proszę. Ułożył się na poduszkach i odetchnął ostrożnie. Przekaż mi
najnowsze nowiny poprosił, starając się, żeby jego głos brzmiał radośnie.
Wszystko się potwierdziło. Debbie Duke była w rzeczywistości Carrie Otto. Pani Willebrandt
zeznała, że Carrie przyszła do muzeum w kwiemiu, proponując pomoc jako wolontariuszka.
Musiała ukraść klucze Josephine. Może to
381
[ Pobierz całość w formacie PDF ]