[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo łatwo przepaść. Tak często znikają statki, które nie wiedzieć czemu zatonęły.
Ka\dy okręt, nawet solidnej budowy wciąga w siebie znaczną, ale bezpieczną ilość wody
morskiej przez poszycia desek. Stąd właśnie pochodziła wilgoć piasku, na którym le\eli
więzniowie. Do boków okrętu przyśrubowane były łańcuchy, w które zakłuto naszych
bohaterów i to w takiej odległości, \e jeden drugiego nie mógł dosięgnąć, chocia\ słyszeć go
był w stanie. Prócz tego ręce i nogi ich były powiązane takimi silnymi linami, \e utracili w nich
władzę.
Landola przyszedł do nich z latarnią, gdy\ miejsce to było nawet we dnie pogrą\one w
ciemnościach. Wszyscy ju\ się opamiętali. Ka\dego z osobna oglądnął i usiadł na przeciwko
Sternaua, który od razu go poznał i wiedział, \e od tego człowieka nie mo\e oczekiwać nic
dobrego.
Senior Sternau, poznajesz mnie? zapytał szyderczo. Doktor nie odpowiedział.
Udawał, \e nie zauwa\a łotra.
A, gra pan rolę dumnego zaśmiał się Landola. Dobrze, muszę to na razie przyjąć do
wiadomości. Gdyby mnie jednak inni panowie jeszcze nie rozpoznali, to chcę im powiedzieć,
\e jestem Henryk Landola, kapitan sławnej La Pendoli. Nazywają mnie czasem kapitanem
Grandeprise z okrętu Lion . Tak więc ju\ się przedstawiłem więc teraz odpowiadajcie!
Jednak \aden nie wyrzekł słowa.
Dobrze dobrodzieje. Jestem przekonany, \e tylko strach odebrał wam mowę, dlatego
będę pobła\liwy. Jednak muszę przypuścić, \e został wam chocia\ słuch i dlatego oznajmię
wam moje względem was zamiary.
Patrzył na ka\dego po kolei i przekonał się, \e nawet teraz nikt na niego nie spojrzał.
Pokiwał głową, uśmiechając się złośliwie i ciągnął dalej:
Otrzymałem polecenie aby was wszystkich unieszkodliwić, a nawet i zabić. Jesteście
więc w moim ręku i mógłbym was pozabijać bez większego trudu. Postanowiłem jednak nie
uczynić tego, ale nie z miłosierdzia, bo to byłoby słabostką, ale ze zwyczajnego wyrachowania.
Ponownie rzucił okiem po obliczach więzniów, ale nie spostrzegł najdrobniejszego wyrazu
uwagi czy te\ zainteresowania. Po krótkiej pauzie mówił dalej:
Mam za swój uczynek otrzymać nagrodę. Przypuszczam jednak, \e je\eli was zgładzę, to
wtedy nie zechcą jej wypłacić. Daruję więc wam \ycie, chocia\ znikniecie, a potem mogę w
ka\dej chwili spowodować wasze pojawienie się. Tym sposobem zleceniodawca będzie musiał
wypłacić nagrodę. Skoro ją otrzymam to wy znikniecie, nie dadzą jej to wyprowadzę was i
puszczę na wolność pod warunkiem otrzymania mojej zapłaty z waszej strony i naturalna rzecz,
mojego ułaskawienia.
Mówił, jakby chodziło o zwyczajny handelek, a nie o szczęście tylu osób.
Widzicie więc, \e nie chcę być dla was tak bardzo okrutny, ba mo\ecie się nawet
spodziewać w dobrych warunkach waszego oswobodzenia. Dlatego myślę, \e będziecie
rozsądni. Nie próbujcie się nawet wyrywać z moich rąk. To mo\e wam tylko zaszkodzić. Obie
seniority są równie\ w mojej mocy. Obchodzić się z nimi będę godnie, was te\ nikt nie będzie
męczył bez potrzeby. Jednak jakakolwiek próba ratunku jednej grupy daję na to najświętsze
słowo honoru przynosi drugiej zgubę. Jeśli wy będziecie niepokorni zabiję damy, jeśli
zaś one ka\ę zabić was. Zapamiętajcie to sobie!
Na koniec dodał:
Wy będziecie le\eć tak jak teraz i raz dziennie pod moim nadzorem przyjdzie ktoś
rozwiązać wam ręce, byście mogli zjeść i napić się. Teraz wiecie wszystko. Nie zapominajcie,
\e macie do czynienia z człowiekiem, który najmniejsze nieposłuszeństwo karze śmiercią.
Zabrał latarkę i zaryglował drzwi.
Parę minut le\eli wszyscy w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu zupełnie cicho. Słychać
było tylko szczury, które zawsze buszują na okrętach. Potem usłyszano głos Apacza, który
powiedział słowo:
Uff!
Uff! odpowiedział po chwili Bawole Czoło.
Znowu cisza mo\e z pięć minut, potem Mariano spytał Sternaua:
Co powiesz na to, Karolu?
Nic brzmiała odpowiedz. Czy mo\liwe jest, abyśmy w nocy uwolnili się z tych z
kajdanów?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]