[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To moje siostry - powiedziała w języku, którego go nauczyła. - Circe,
Lera, Bele, Demeter, Fedra i Medea.
Imiona brzmiały dziwnie znajomo. Wreszcie sobie przypomniał: Tak
przecież nazywano boginie. Dawno temu słyszał legendy opowiadane
właśnie o nich.
Te kobiety rzeczywiście mogły kojarzyć się z boginiami. Miały proste
sylwetki, spowite w miękkie szaty, które, zdaniem Raviego, nie mogły
dawać wystarczającego ciepła w tym chłodnym pomieszczeniu.
Sprawiały jednak wrażenie przyjaznych, odetchnął więc z ulgą, gdy jedna
z nich powitała go słowami, które znał z lekcji z Viveke. Całkiem
zwyczajnie ujęła go za rękę i wbiła w niego wzrok. Jej oczy wydawały się
normalne.
Padły na kolana w podzięce, że umiłowana siostra bezpiecznie wróciła do
domu, siostra, na której ponowne spotkanie nie liczyły od chwili, gdy
poślubiła obcego człowieka z dalekich stron.
- Cerridwen, pójdz teraz z nami, abyśmy mogły usłyszeć o wszystkich
niezwykłościach, jakie widziałaś -odezwała się łagodnie jedna z kobiet.
Była jakaś niezwyczajna serdeczność w sposobie, w jaki ujęła rękę
Viveke. Ravi, zauważywszy ten gest, właściwie wręcz się zawstydził.
One jednak żartowały i śmiały się, zarówno przechodząc przez wrota, jak i
w sąsiednim, również okrągłym pomieszczeniu, o wiele mniejszym od hallu,
który opuścili.
I znacznie cieplejszym.
Wielkie palenisko jaśniało na samym środku, ogień płonął tak czysto i
równo, że Ravi przyłapał się na pytaniu, jakimż to gatunkiem drewna mogą
palić, że potrafi dawać tyle ciepła i światła, nie wypełniając przy tym wcale
dymem całego pomieszczenia. Podniósł głowę, ale w suficie także nie
dostrzegł żadnego otworu. Zresztą sufit znajdował się tak wysoko, że raczej i
tak niczego by nie dostrzegł.
Rozejrzał się, tu było jeszcze więcej kobiet. Na widok wchodzących
poderwały się na nogi i najwyrazniej wystarczyło kilka słów Viveke, by
spokojnie zajęły swoje miejsca na dywanach, którymi wyłożone były ciężkie
kamienne meble.
Niektóre z nich się posilały.
Inne czesały włosy. Jedna albo dwie wyglądały jakby spały, zbudziła je
jednak kobieta o imieniu Circe, będąca siostrą Viveke.
Co to za miejsce? Schronisko dla bezdomnych kobiet? Nie zauważył tu
żadnych dzieci, lecz kobiety były w różnym wieku, od młodziuteńkich
dziewcząt po dojrzałe pulchne matrony o ciemnej, twardej skórze. Ponownie
uderzyła go ich osobliwa uroda.
Viveke znów go dotknęła.
- Najpierw musimy się oczyścić. Wskażę ci łazienkę. Ravi wolno skinął
głową.
Poszedł za nią w kąt pokoju, w którym, jak się okazało, kryły się nieduże
drzwi. To stąd dochodzić musiało szemranie wody. Teraz słyszał już
wyraznie delikatne dzwięki wody pluszczącej o kamień i wysoko
spadajÄ…cych kropel.
Uderzył go niezwykły zapach, ciężki, niesamowity aromat odurzających
kwiatów, kobiecego potu i palonych ziół.
Nozdrza mu się rozszerzyły, chłonął w siebie gorącą parę. Wśród tej
oszałamiającej mieszanki woni wyróżnił się jeden, przypominając mu o tej,
która przecież zawsze tak pachniała: zapach lawendowego mydła,
sporządzanego dla niej przez matkę w taki sposób, by ciemne włosy lśniły w
wiosennym słońcu rudawym połyskiem...
ROZDZIAA PITY
- A więc on tym razem już nie żyje, tak uważasz? W słowach Heleny nie
kryło się oskarżenie ani nawet odrobina sarkazmu, którego przecież można
się było spodziewać.
Johanna wytrzymała spojrzenie zielonych oczu, nie odczuwając
przykrości.
Helena może nie była jej przyjaciółką i nigdy też nią nie będzie, na to nie
pozwalała bolesna historia ich znajomości, ale Johanna już nie traktowała jej
jak wroga. Helena w niezwykły sposób potrafiła dać Bendikowi szczęście,
wielkie szczęście. Temu Johanna nie mogła zaprzeczyć i od pewnego czasu
wcale tego nie pragnęła.
- Tak - odparła z mocą. - Tym razem on nie żyje. Helena wolno skinęła
głową i zamknęła oczy. Wyraz bólu na jej twarzy wcale nie wzbudził
zazdrości w Johannie. Wiedziała, że Helena myśli teraz o swojej córce.
Nawet Bendik ze swym łagodnym, spokojnym usposobieniem nie potrafił
już okiełznać Ingalill. Dziewczyna, zrozpaczona po zniknięciu ojca, zaczęła
gwałtownie dorastać. W Nowy Rok znalezli ją w warzelni pijaną do
nieprzytomności, na dodatek półnagą. Obawiali się, że któryś z równie
pijanych mężczyzn świętujących w czeladnej na Vildegard dopuścił się na
niej gwałtu. Ona jednak o niczym takim nie mówiła, a w każdym razie wcale
się mężczyzn bardziej nie bała. W ostatnie święta rumieniec często
występował gospodarzom na policzki na widok młodej panny, zachowującej
się przy gościach, łagodnie mówiąc, niesmacznie.
- Jeśli Ravi nie żyje, to co ja pocznę z Ingalill? Kto mi pomoże...
Johanna przygryzła wargę.
- Z Reiną także trudno dojść do ładu. Ja... boję się o jej rozum.
Helena roześmiała się chrapliwie.
- Twoja córka da sobie radę, jest miła i dobra. I mądra, tak jak jej matka.
Moja Ingalill natomiast... Człowiek zaczyna się właściwie zastanawiać, czy
gdy znikają ojcowskie wzory, dziewczęta przywdziewają starą skórę,
zrzuconą przez matkę? Czy moja Ingalill będzie tak samo... tak samo szalona
jak swego czasu byłam ja?
Johanna rozumiała jej rozterki. Helena kiedyś nie miała w sobie dobroci.
Zachowywała się tak odpychająco, że musiało upłynąć wiele lat, zanim
Johanna zrozumiała wreszcie, że winien temu był los, który z rudowłosą
obszedł się tak okrutnie.
Lecz Ingalill zawsze wiodło się dobrze, miała co jeść, w co się ubrać.
Spędzała długie leniwe dni wraz z ludzmi darzącymi ją miłością. Dlaczego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]