[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to zatrute jabłko?
 Wszędzie. W jego jelitach, w wątrobie, w śledzionie. Metastaza.
 Też tak myślę  mruknęła skupiając uwagę na czytniku impulsów funkcji wital-
nych.
Wewnątrz oszklonej, złotej klatki Weinberger zaczął nucić monotonny, hipnotycz-
ny refren melodii mającej wprowadzić go w trans agonalny. Gdy Jim ujrzał poruszają-
ce się bezgłośnie wargi, skinął z aprobatą głową. Weinberger zdawał się być doskonale
obeznany z tÄ… technikÄ….
Mruczenie trwało dłuższy czas i Jim wpatrzony w owo dziwaczne widowisko poczuł
się jakby cały zewnętrzny świat zamarł nagle w bezruchu, jakby czas stanął w miejscu.
Głowa Sally w ciemnej aureoli kędzierzawych włosów pochylała się nisko nad konsolą,
nieruchoma jak głowa woskowej lalki.
Weinberger wzniósł prawie niedostrzegalnym ruchem prawą dłoń i Jim wcisnął na-
tychmiast guzik polaryzujący szklane ściany klatki.
Przed jego oczyma wyrosła mlecznosina ściana, za którą zniknął Weinberger i jego
złocista klatka.
Jim pochylił się nad peryskopem, opierając czoło na gumowej wykładzinie wizjera.
Wewnątrz pułapki Weinberger leżał już nieruchomo, nie poruszając nawet ustami. W
perłowym świetle wypełniającym klatkę zdawał się trupio blady. Owa imitacja zwłok
odbijała się w lustrach w nieskończoność. Palec za palcem, dłoń za dłonią, głowa za gło-
wą i wciąż nowe jego ciała. Każde z setek, każde z tysiąca ciał leżało we własnej złoci-
stej kołysce klatki, a kraty przeplatały się wokół tych pomnożonych w nieskończoność
zwłok, umykających bezlikiem lustrzanych refleksów w otchłanne przestrzenie zwier-
ciadeł. Maszyna Weinbergera przypominała w tej chwili upiorne urządzenie do klono-
wania trupów. Trudno w niej było utrzymać koncentrację wzroku.
Wchodzenie w trans trwało dobrą godzinę i Jim zaczął w ogóle wątpić, czy to się
uda. Był przekonany, że to podświadomość człowieka wspierana świadomą częścią jego
57
umysłu broni się stawiając tak silny opór. Co pewien czas odrywał twarz od perysko-
pu i spoglądał w mleczną płaszczyznę rozciągającą się przez oczyma. Klatka przestała
już być klatką. Była jednolitym, nieprzejrzystym blokiem marmuru  białym jak Ka-
aba. Jak to możliwe, by tam, wewnątrz ktoś był? Ale wystarczył rzut oka w peryskop i
był tam rzeczywiście, a biała bryła okazywała się jego mauzoleum. I znów Jim odrywał
oko od wizjera.
Sally gwałtownym ruchem, niwecząc nastrój, odwróciła swą kędzierzawą głowę od
ekranów. Popukała w ekran pulchnym palcem, opiętym mocno pierścionkiem z brązu.
 OsiÄ…gnÄ…Å‚ cel. Zaczyna siÄ™ rytm thanatos.
Jim miał już na głowie kapturowy wziernik peryskopu i tylko usłyszał jej głos.
 Zanikają wszystkie inne rytmy organizmu. Za jakieś cztery-pięć minut fala thana-
tos osiągnie stadium szczytowe. Wtedy włączy się urządzenie rozpylające preparat.
 Ach... rozpylacz się włączył.
Jim odruchowo zaczął pociągać nosem, choć wiedział, że żadnej woni nie poczuje.
Skoncentrował uwagę na ostrzu igły czekającej przy obnażonej łydce Weinbergera,
by, na znak Sally, wstrzyknąć w nią potężną dawkę środka pobudzającego. Palce trzy-
mał na guziku, którego naciśnięcie pięćdziesięciokrotnie zwiększy natężenie prądu do-
prowadzonego do siatki. Moc wzrośnie automatycznie, gdy pojawią się określone prze-
biegi mikroelektroniczne, których Weinberger dokładnie nie wyjaśnił  mając nadzie-
ję na patent?  ale Jim mógł polegać na własnym osądzie.
Nagle coś śmignęło... wyłoniło się z pustki. Czerwony stwór  z tym, że nie był tak
naprawdę  czerwony  pojawił się raptownie na klatce piersiowej Weinbergera.
Wyglądało to jak nietoperz; lub olbrzymia ćma... Trzepotało się, migało na grani-
cy postrzegania, jakby balansując na krawędzi tego i innego wymiaru. Miało ogromne,
szkliste oczy  jeśli były to oczy  równie czerwone jak reszta ciała. I okrutny, mały
dziób. Błoniaste, półprzezroczyste jak welon skrzydła  jeśli były to skrzydła  zakoń-
czone były ostrymi haczykami, jak ostrogi kogutów walczących w cyrku w dawnych,
barbarzyńskich czasach. Stwór, zdawało się, próbował sięgnąć karku Weinbergera; wy-
suwał dziób naprzód, jak kwoka, lecz zaraz cofał się powracając wciąż w miejsce, gdzie
biło jego serce.
Czym jest ten stwór? Jak naprawdę wygląda? Pomimo szoku, Jim uświadomił sobie,
że widzi tylko to, co mogą widzieć jego oczy i rozumie to, co może pojąć jego mózg; nie-
koniecznie zaś to, co jest w rzeczywistości...
 Koniec thanatos!  śpiewnym głosem oznajmiła Sally, nieświadoma tego, co dzie-
je się wewnątrz prostopadłościanu.  Stymulacja, teraz!
Jim nacisnął odpowiedni guzik, mimo że mikroelektroniczne obwody włączyły się
same już ułamek sekundy wcześniej. Klatka otoczona została niewidzialnym, potężnym
58
polem ochronnym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl