[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zerknęła w lustro i roześmiała się, widząc siebie w czepku. Cook.
Podeszła do drzwi lekkim krokiem i otworzyła je. -
O, Boże!
Na rozgniewanej twarzy Barbary Belmont pojawiło się zdziwieenie, gdy dostrzegła niezwykły
kolor tęczówek kobiety w fartuchu. Potem zmrużyła oczy i obrzuciła córkę pogardliwym wzrokiem.
- Proszę, proszę, moja droga - powiedziała szyderczo.- Wiedziałam, że cię jeszcze zobaczę, ale nie
sądziłam, że w takim stanie.
Ariana postanowiła nie zwracać uwagi na ton matki, ale czuła, że kolana zaczynają jej drżeć.
Cofnęła się o krok.
- Co tu robisz, ma ... milady? - zapytała obojętnym głosem. Barbara zrobiła krok naprzód, machnęła
ręką do woznicy i zamknęła za sobą drzwi.
- To chyba oczywiste! Przyjechałam pomóc ci odzyskać rozum.
Ariana stała nieporuszona.
- Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała, milady.
Służba ma dziś wolne, ale spodziewam się wkrótce powrotu męża i muszę nalegać, żebyś wyszła.
%7łegnam! _ Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów.
- Męża! Masz na myśli tego napalonego kozła? - zadrwiła Barbara. - Człowieka na tyle sprytnego,
że wiedział, jak użyć tego, co ma w spodniach, żeby cię omotać! - Ruszyła za córką, ale zatrzymała
się, gdy Ariana odwróciła się z płonącym spoJrzeOlem.
- To jedyna miara, jaką mierzysz związek kobiety i mężżczyzny, prawda, matko? - Ostatnie słowo
wypowiedziała z poogardą. - Uważasz, że skoro ty i Pritchard parzycie się jak świnie w tym
chlewie, który nazywasz swoim łóżkiem, to ja traktuję tak samo mój związek z Seanem?
- Jak śmiesz ...
- Zmiem, bo mówię prawdę! - Ariana skrzywiła usta w gorzkim uśmiechu. - Czy myślisz, że nie
wiedziałam? Otóż wieedziałam, zanim wyjechałam na La Conchę! Dobry Boże, kiedy o tym
pomyślę! Ten ból, a potem kiedy musiałam stanąć przed tatą, wiedząc, jakie pośmiewisko zrobiłaś z
waszego małżeńństwa ...
- Ariana, ostrzegam ciÄ™ ...
- Ostrzegaj sobie! Już się ciebie nie boję, matko. To jest dom mojego męża i tutaj, czy gdzie indziej,
nie masz już władzy nade mną. Jeśli nie stać cię na coś lepszego i musisz lżyć mojego męża, to
posłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia:
Mężczyzna, którego poślubiłam, jest wart więcej niż dziesięciu twoich kawalerów, a nawet stu! Jest
porządny, dobry i godny szacunku i ani ty, ani Larry Pritchard nie jesteście godni czyścić mu
butów! Poza tym nie mam ci nic do powiedzenia z wyjątkiem tego, że go kocham, ale przecież ty
nic na ten temat nie wiesz. A teraz wyjdz stÄ…d, lady Belmont. Nie jesteÅ› mile widziana w tym domu.
- Ariana odwróciła się i spokojnie ruszyła schodami do góry, chcąc być jak naj dalej od matki.
Barbara stała przez chwilę nieruchomo, zastanawiając się nad nową twarzą córki. A więc ten kociak
ma jednak pazury, pomyślała. No cóż, przekona się, że nie może mi dorównać.
Szybkim, gniewnym krokiem podeszła do schodów i po śpieszyła za Arianą, zastanawiając się,
kiedy przyjedzie Hm rason i czy Larry zdąży przybyć przed nim.
Ariana weszła na górę tak naładowana, że nie słyszał" biegnącej za nią matki. Czuła tylko
pulsowanie w głowic i chciała się położyć, żeby o wszystkim zapomnieć.
Była już w sypialni, kiedy gniewny głos Barbary przeszył powietrze jak bicz.
- Stój tam, gdzie jesteś, mała dziwko! Jeszcze z tobą nic skończyłam!
Ariana przycisnęła palce do pulsujących skroni. Odwróciła się powoli i stanęła przed matką.
- Milady, tak mi przykro - powiedziała sztywno -- ale ja skończyłam z tobą.
- Ty niewdzięczna mała suko! - Barbara ruszyła do niej, palce dłoni miała zgięte jak szpony. -
Wszystko, co masz na tym świecie, dostałaś dzięki mnie. Dzięki mnie, słyszysz? Twoja prezentacja
na dworze, twój sezon debiutancki, wszystko dzięki mnie! Kiedy pomyślę o ...
Nagle kątem oka dostrzegła coś zielonego, błyszczącego w blasku słońca, i spojrzała na łóżko za
plecami Ariany.
- Mój Boże, to niemożliwe!
Ariana obróciła się, aby zobaczyć, co zauważyła matka. Zbladła na widok szmaragdowego
naszyjnika, który zostawiła na łóżku. - Moje szmaragdy! - zapiszczała Barbara, odpychając córkę
na bok i rzucając się na naszyjnik. Z klejnotami w ręku podeszła do Ariany.
- Skąd to masz, złodziejko? Skąd?
Ariana stała jak sparaliżowana i patrzyła na matkę, nie mogąc poskładać myśli. To był dom Seana
od wielu lat. Jeśli ktoś to powiąże ...
- Ostatni raz to widziałam dziesięć lat temu, w rękach tamtego zabójcy ... - powiedziała Barbara.
- On nie jest zabójcą! To ty zabiłaś chłopaka! - Ariana zdała sobie sprawę z błędu zbyt pózno i
zasłoniła dłonią usta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl