[ Pobierz całość w formacie PDF ]

salonu gryząc zabawkę, żeby wydała wiadomy dzwięk.
Patrząc w zamyśleniu za Scootiem, Tommy spytał:
- Skąd wytrzasnęłaś tego zwierzaka?
- Ze schroniska.
- Nie wierzÄ….
- A w co tu nie wierzyć?
Z salonu dobiegła prawdziwa symfonia bajtów.
- Myślą, że wzięłaś go z cyrku.
- Jest mądry - przyznała.
- Gdzie go tak naprawdę znalazłaś?
- W sklepie zoologicznym.
- W to też nie wierzę.
- Włóż but i zmywajmy się stąd - powiedziała.
Pokuśtykał do fotela.
- Jest coÅ› dziwnego w tym psie.
- No cóż, jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć - stwierdziła beztrosko
Del - to jestem czarownicą, a Scootie to mój pomocnik, nadprzyrodzona istota,
która pomaga mi w czarach.
Odwiązując sznurowadła, Tommy powiedział:
- Prędzej w to uwierzą niż w opowiastkę o schronisku. Ma w sobie coś
demonicznego.
- Jest tylko trochę zazdrosny - wyjaśniła Del. - Kiedy poznacie się lepiej, zdobędziesz
jego sympatię. Będziecie się świetnie rozumieć.
- A ten dom? Jakim cudem stać cię na jego utrzymanie? - spytał Tom
my, wsuwajÄ…c nogÄ™ do buta.
- Jestem spadkobierczynią - odparła.
Zawiązał sznurowadło i wstał.
- Spadkobierczynią? Myślałem, że twój ojciec był zawodowym pokerzystą.
- Był. I to cholernie dobrym. I mądrze inwestował wygrane pieniądze. Kiedy umarł,
pozostawił majątek wartości trzydziestu czterech milionów dolarów.
Tommy gapił się na nią.
- Mówisz poważnie?
- A kiedy nie mówię poważnie?
- Znów odpowiadasz pytaniem.
- Umiesz się posługiwać półautomatyczną strzelbą?
- Pewnie. Ale broń nie powstrzyma tego stwora.
Podała mu mossberga.
- Ale może opóznić jego działania - tak jak twój pistolet. A moja broń
ma większą siłę rażenia. Pospiesz się, ruszajmy. Chyba masz racją, jesteśmy
bezpieczni tylko w drodze. Zgasić światło.
- Ale... na litość boską, skoro jesteś niemal multimilionerką, to po co
pracujesz jako kelnerka? - spytał Tommy, wychodząc za nią z gabinetu.
- By rozumieć.
- Co rozumieć?
Ruszając w stronę przedpokoju jeszcze raz rzuciła:  Zgasić światło i salon ogarnęła
ciemność.
- %7łeby pojąć, jak wygląda życie przeciętnej osoby, by trzymać się ziemi.
- To śmieszne.
- Moje obrazy nie miałyby duszy, gdybym choć w pewnym stopniu nie
prowadziła życia takiego jak większość ludzi. - Otworzyła drzwi garderoby
i zdjęła z wieszaka nylonową niebieską kurtkę narciarską. - Praca, ciężka
harówka, stanowi podstawę egzystencji zwykłych zjadaczy chleba.
- Ale oni muszą pracować. Ty nie musisz. W twoim przypadku to tylko
kwestia wyboru, więc jak możesz zrozumieć tę konieczność, która nimi kieruje?
- Nie bÄ…dz wredny.
- Nie jestem wredny.
- Jesteś. Nie muszę być królikiem i dać się rozerwać na strzępy, by zrozumieć, jak to
biedne zwierzątko się czuje, kiedy goni je po polu głodny lis.
- Podejrzewam jednak, że trzeba być królikiem, by naprawdę poczuć
taki strach.
- No cóż, nie jestem królikiem, nigdy nim nie byłam i nie zamierzam
być. Co za absurdalny pomysł - powiedziała, wkładając kurtkę.
- Co?
- Jeśli chcesz wiedzieć, jak to jest, kiedy odczuwa się taki strach, to
stajesz się płochliwym zwierzęciem.
Oszołomiony, Tommy przyznał:
- Straciłem już wątek naszej rozmowy, wszystko potrafisz poplątać. Nie
rozmawiamy o królikach, na litość boską.
- I na pewno nie o wiewiórkach.
- Naprawdę jesteś artystką? - spytał, starając się pchnąć rozmowę na
właściwe tory.
- Czy ktoś z nas jest w ogóle czymkolwiek? - odparła, przeglądając
ubrania w garderobie.
Zmęczony wieloznacznością jej wypowiedzi, Tommy pozwolił sobie na uwagę w
podobnym stylu:
- Jesteśmy czymkolwiek w tym znaczeniu, że jesteśmy wszystkim.
- Wreszcie powiedziałeś coś sensownego.
- NaprawdÄ™?
Scootie ugryzł za plecami Tommy ego gumowego hot-doga, jakby chciał skomentować
jego wypowiedz:  Prrrttt .
- Obawiam się, że żadna z moich kurtek nie będzie na ciebie pasować -
stwierdziła Del.
- Nic mi się nie stanie. Zdarzało mi się już marznąć i moknąć.
Na marmurowym stoliku, obok torebki Del, znajdowały się dwa pudełka z amunicją: do
pistoletu i do strzelby, którą trzymał Tommy. Odłożyła pistolet i zaczęła napełniać pół tuzina
zapinanych na zamek błyskawiczny kieszeni kurtki narciarskiej zapasową amunicją do obu
rodzajów broni.
Tommy przyglądał się obrazowi, który wisiał nad stolikiem: śmiałe dzieło sztuki
abstrakcyjnej w ostrych barwach.
- Czy to twoje obrazy?
- Moje byłyby gorsze, nie sądzisz? Wszystkie swoje obrazy trzymam
w pracowni, na górze.
- Chciałbym je zobaczyć.
- Wydawało mi się, że się spieszysz.
Tommy wyczuwał, że obrazy są kluczem do tajemnicy otaczającej tę dziwną kobietę...
-...prrrttt...
...i jej dziwnego psa. Jakiś element stylu albo tematu dzieł pomógłby ją zdemaskować, a
gdyby Tommy zobaczył, co dotychczas namalowała, osiągnąłby satori, które umknęło mu
wcześniej.
- To zajmie tylko pięć minut nalegał.
- Nie mamy pięciu minut - odparła, wciąż wpychając amunicję do kieszeni.
- Trzy. Naprawdę chcę obejrzeć twoje obrazy.
- Musimy stąd uciekać.
- Dlaczego zaczęłaś się nagle tak wykręcać? - spytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl