[ Pobierz całość w formacie PDF ]

we, no wiesz.
106 W OSTATNIEJ CHWILI
- Jakoś sobie radziłeś przez te wszystkie lata. Kto odbiera
telefony?
- Specjalna firma.
- Dlaczego chcesz to zmienić?
- Diabelnie niewygodnie sprawdzać co godzinę, kto dzwonił.
- NoÅ› ze sobÄ… pager.
- Próbowałem.
- I?
- Przymocowałem go do paska spodni, ale, no, zgubiłem.
Spojrzała mu w oczy. Odwrócił głowę z poczuciem winy.
- Hm, chyba rozumiem, dlaczego przymocowanie pagera do
paska spodni mogło być niewygodne. - Znów próbowała go
wyminąć. Nie dawał za wygraną.
- Jenny, proszę, posłuchaj. Ty potrzebujesz pracy, a ja ci ją
proponujÄ™.
- Małpę można wyszkolić, żeby odbierała telefony. A poza
tym mówiłeś, że zajmuje się tym specjalna firma.
- SkÄ…d mam wiedzieć, że odbierajÄ… wszystkie telefony? Po­
za tym są tu też inne prace.
- Na przykład?
- Korespondencja. Byłabyś zaskoczona, jak tego dużo.
- Kto siÄ™ tym teraz zajmuje? Ty?
- Nie. Moja przyjaciółka.
Rzuciła mu kolejne spojrzenie typu: tu cię mam. Westchnął
z irytacjÄ….
- Ma blisko osiemdziesiąt siedem lat, krótki wzrok i pisze na
maszynie z lat dwudziestych. Duże T jest zawsze o poÅ‚owÄ™ wy­
żej niż reszta liter. No i to krzywe S.
PrzeszyÅ‚a go podejrzliwym spojrzeniem zmrużonych zielo­
nych oczu.
- Czy to jakaś subtelna gra słów?
- Przysięgam, że nie, ale cieszę się, że tak pomyślałaś. To
oznacza, że będą z ciebie ludzie.
- Nie masz nawet maszyny do pisania.
W OSTATNIEJ CHWILI 107
- Kupię. Jaką tylko sobie życzysz.
Myśl o pracy była intrygująca i niosła wyzwanie, ale Jenny
wiedziała, że nie może przyjąć oferty Cage'a. Zwiesiła ramiona
i pokręciła głową.
- Nie mogÄ™, Cage.
- Dlaczego?
- Twoi rodzice za bardzo mnie potrzebujÄ….
- W tym rzecz. Za bardzo cię potrzebują. Myślisz, że robisz
im przysługę, obsługując ich na klęczkach? Są w pełni sił, ale
jeśli nie będą mieli celu w życiu, zestarzeją się błyskawicznie.
Muszą znów zacząć funkcjonować normalnie, a to nigdy nie
nastąpi, jeśli wciąż będą liczyć na ciebie. Nigdy nie miałem
dziecka, więc nie wiem, jak to jest, kiedy się je traci. Ale mogę
sobie wyobrazić, że człowiek ma ochotę zwinąć się w kłębek
i umrzeć. Jeśli będziesz zaspokajać wszystkie potrzeby mamy
i ojca, tak właśnie się stanie.
MiaÅ‚ oczywiÅ›cie racjÄ™. Z każdym dniem Hendrenowie zda­
wali się coraz bardziej usychać. I jak długo będzie im wygodnie
polegać na niej, bÄ™dÄ… z tego korzystać, aż wszyscy troje zmarnu­
ją sobie życie.
- Ile byś mi płacił?
Roześmiał się szeroko, z ulgą.
- Interesowna z ciebie lalunia, prawda?
- Ile?-powtórzyÅ‚a, nawet w poÅ‚owie nie urażona jego wul­
garnÄ… uwagÄ… tak jak powinna.
- Pomyślmy. - Potarł szczękę, udając, że się zastanawia.
- Dwieście pięćdziesiąt na tydzień?
Nie miała pojęcia, czy to dobra stawka, ale i tak postanowiła
podjąć tę pracę. Jednak uznała, że nie powinna zbyt szybko się
zgadzać.
- Ile płatnych świąt będzie mi się należało?
- Wóz albo przewóz, panno Fletcher - powiedział srogo.
- WchodzÄ™ w to. Od dziewiÄ…tej do piÄ…tej z półtoragodzin­
ną przerwą na lunch. - Mogłaby wówczas jezdzić na plebanię
108 W OSTATNIEJ CHWILI
i jeść posiłki z Hendrenami, choć myśl o jedzeniu lunchu na
mieÅ›cie byÅ‚a o wiele bardziej kuszÄ…ca. - Dwutygodniowe waka­
cje i wolne w Å›wiÄ™ta paÅ„stwowe. A w piÄ…tki koÅ„czÄ™ pracÄ™ o dwu­
nastej.
- Twarda jesteÅ› - zauważyÅ‚ Cage, marszczÄ…c brwi. W rze­
czywistości był uszczęśliwiony. Mógłby zapłacić jej dwa razy
tyle i zgodzić się na najsurowsze warunki, byleby uwolnić ją
z pułapki na plebanii i wyrwać spod nadzoru rodziców.
- Nie postawiÄ™ stopy w tym miejscu, póki nie zostanie po­
sprzÄ…tane. I to porzÄ…dnie.
- Tak, pani. - TrzasnÄ…Å‚ obcasami.
- A kalendarz musi zniknąć.
SpojrzaÅ‚ w kierunku zaplecza i twarz mu siÄ™ wydÅ‚użyÅ‚a w ko­
micznym rozczarowaniu.
- O, kurczÄ™! ZaczynaÅ‚em już jÄ… lubić. - WzruszyÅ‚ ramiona­
mi. - No, dobrze. Jeszcze coÅ›?
Jenny właśnie myślała o tym, jaki Cage jest cudowny. Wtem
przypomniała sobie o problemie, który musiała rozwiązać.
- Tak. Jak mam powiedzieć o tym twoim rodzicom?
- Nie dawaj im wyboru. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™. - Czy to wszy­
stko? Umowa stoi?
- Tak. - Podała mu dłoń, ale on, zamiast nią potrząsnąć,
uniósł ją i przytulił do swojej piersi.
- UÅ›cisk dÅ‚oni to niezbyt odpowiedni sposób przypieczÄ™to­
wania umowy z piękną kobietą.
Zanim zdążyÅ‚a zareagować, pochyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ i przycisnÄ…Å‚ war­
gi do jej ust. Ręka, którą tulił jej dłoń do piersi, powędrowała do
talii.
Pocałunek był długi. Cage rozchylił wargi, lecz nie użył
jÄ™zyka. TrzymaÅ‚ jÄ… tylko w odbierajÄ…cej dech niepewnoÅ›ci, draż­
niąc możliwością, że w każdej chwili może sięgnąć w głąb jej
ust. Nie zrobił tego. Kiedy uniósł głowę, tylko się uśmiechnął.
Pózniej, gdy odwiózł ją do sklepu i dokończyła zakupów,
zastanawiała się, dlaczego nie zrobiła czegoś, czegokolwiek, by
W OSTATNIEJ CHWILI 109
przerwać pocaÅ‚unek. Dlaczego nie uderzyÅ‚a Cage'a w twarz al­
bo nie tupnęła nogą ani nawet się nie roześmiała? Dlaczego,
kiedy wreszcie oderwał usta, po prostu wpatrywała się w niego
szklistym wzrokiem, z drżącymi wargami, walącym sercem
i miękkimi kolanami?
Jedyna odpowiedz, jakiej mogÅ‚a udzielić, to ta, że jej czÅ‚on­
ki staÅ‚y siÄ™ wówczas ciężkie jak ołów, przyjemnie ciężkie. I sÅ‚a­
be. Nie zdoÅ‚aÅ‚aby unieść palca, by uchronić siÄ™ przed pocaÅ‚un­
kiem Cage'a, nawet gdyby chciała. A tak naprawdę wcale nie
chciała.
Hendrenowie nie przyjęli wieści o jej pracy zbyt dobrze.
Kiedy Jenny im to oznajmiła, Sara opuściła widelec na talerz.
- Zaczynam w poniedziałek.
- Będziesz pracować u...
- U Cage'a? - dokończył Bob za żonę.
- Tak. Jeśli macie dla mnie jakieś pilne prace, powiedzcie mi
o tym.
Wyszła z kuchni, zanim ich osłupienie minęło. Posłuchała
rady Cage'a, nie dała im wyboru.
W poniedziałek, minutę przed dziewiątą, Jenny weszła do
biura. Drzwi stały otworem. Przez chwilę myślała, że zabłądziła.
Biuro nie zostaÅ‚o po prostu wysprzÄ…tane, przeszÅ‚o wrÄ™cz meta­
morfozÄ™.
Ciemnoszare ściany pomalowano na miły dla oka kremowy
kolor. Ohydną sofę zastąpiły dwa fotele obite brązową skórą.
Między nimi stał orzechowy stolik.
Zamiast płytek PCV na podłodze leżał parkiet. Jego środek
zajmowaÅ‚ duży dywan w etniczne wzory. Tam, gdzie do niedaw­
na straszyÅ‚y metalowe regaÅ‚y, ustawiono drewniane półki i szaf­
ki. Wszystkie elementy wyposażenia rozmieszczono z gustem
i dbałością o to, by zostawić jak najwięcej wolnej przestrzeni.
Powierzchnia biurka - dominującego w pokoju - lśniła jak tafla
lodowiska. Za biurkiem stał olbrzymi skórzany fotel. Całość
110 W OSTATNIEJ CHWILI
dopełniał bukiet świeżych kwiatów prosto z kwiaciarni, jeszcze
z kroplami rosy na płatkach.
- Kwiaty sÄ… dla ciebie.
Jenny odwróciła się szybko i zobaczyła Cage'a stojącego
w otwartych drzwiach prowadzących na zaplecze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl