[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie miała nic do stracenia. - Stephen Herondale był moim przyjacielem&
- Stephen Herondale zabiłby mnie, gdyby kiedykolwiek mnie spotkał - odparła
Tessa. - Nie mogłabym być bezpieczna żyjąc wśród ludzi takich jak ty i on. Jestem
żoną i matką tych, którzy walczyli i umierali i nigdy nie zhańbili się tak jak wy.
Nosiłam strój Nocnego Aowcy, dzierżyłam ostrza i zabijałam demony, a jedyne czego
chciałam to zgładzić zło, abym mogła żyć i być szczęśliwa z tymi, których kochałam.
Miałam nadzieję, że tworzę lepszy, bezpieczniejszy świat dla moich dzieci. Ale Krąg
Valentine a, linia Herondale ów, linia, do której należał syn dzieci moich dzieci,
sprawił, że w to zwątpiłam. To wszystko przez ciebie, twój Krąg i twojego męża,
Stephen Herondale umarł z nienawiścią w sercu, a ja mam krew swoich
pobratymców na rękach. Nie potrafię wyobrazić sobie gorszego sposobu, w jaki
mogła się skończyć linia, którą stworzyłam ja i Will. Przez całe życie będę musiała
nieść to brzmienie nałożone na mnie przez Krąg Valentina, a będę żyła wiecznie.
Tessa przerwała i spojrzałam na bladą, zdesperowaną twarz Jocelyn, a potem
znów zaczęła, tym razem delikatniej.
- Ale Stephen Herondale sam dokonał tych wyborów, tak samo jak ty, z
powodu nienawiści. No może oprócz jednej. Wiem, że Valentine nie zostałby
pokonany bez twojej pomocy. A wasze dziecko nie zawiniło nikomu.
- To wcale nie oznacza, że powinniśmy jej pomóc - przerwał Magnus. Nie
chciał odmawiać Jocelyn, ale dokuczliwy głosik wciąż podpowiadał mu, że była
wrogiem. - Poza tym nie jestem organizacją dobroczynną dla Nocnych Aowców, a
wątpię, żeby miała pieniądze by mi zapłacić. Uciekinierzy rzadko są hojnie
wynagradzani.
- Znajdę pieniądze - powiedziała Jocelyn. - Nie wyciągam ręki po jałmużnę i
nie jestem już Nocnym Aowcą. I nie mam czego wśród nich szukać. Teraz chcę być
kimś innym. Chcę wychować moją córkę na inną osobę, tak żeby Clave nie miało na
nią wpływu i nikt jej nie oszukał. Chcę, żeby była odważniejsza oraz silniejsza niż ja
i żeby sama mogła decydować o swoim losie.
- Nikt nie mógłby prosić o więcej dla swojego dziecka - odezwała się Tessa i
podeszła bliżej. - Czy mogę ją potrzymać?
Jocelyn wahała się przez chwilę, mocniej przyciskając zawiniątko do piersi.
Potem wolno, niechętnie, prawie nerwowo, wyprostowała się i bardzo starannie
ułożyła niemowlę w ramionach kobiety, którą dopiero co poznała.
- Jest piękna - wyszeptała Tessa. Magnus nie widział jej trzymającej dziecko od
paru dekad, ale trzymała je na wysokości bioder, zataczając koła ramionami, z tą
instynktowną miłością i z łatwością, jaką mają tylko rodzice. Widział ją taką raz, gdy
nosiła na rękach jedno ze swoich wnucząt.
- Jak ma na imiÄ™?
- Clarissa - odpowiedziała Jocelyn, patrząc na Tessę z uwagą, a potem, tonem
jakbym zawierzała komuś sekret, powiedziała - Ja nazywam ją Clary.
Magnus spojrzał znad ramion Tessy na twarz dziecka. Dziewczynka była
starsza niż sądził, mała jak na swój wiek, ale jej twarz straciła niemowlęce krągłości:
musiała mieć około dwóch lat i wyglądała prawie jak jej matka. Wyglądała jak
Fairchild. Rude loki, o identycznym odcieniu jak Henry'ego, okalały jej małą główkę,
a czyste jak szkło i błyszczące niczym diament zielone oczy z ciekawością
przyglądały się otoczeniu. Nie wydawała się mieć cokolwiek przeciwko
przekazywaniu jej obcym. Tessa szczelniej owinęła ją kocykiem, a mała pulchna
piąstka Clary zacisnęła się wokół palca Tessy. Dziecko machało palcem w tę i z
powrotem, jakby chciało pochwalić się swoją nową własnością.
Tessa uśmiechnęła się do dziecka, tym delikatnym, jasnym uśmiechem i
powiedziała:
- Cześć Clary.
To było jasne, że Tessa do końca straciła dla niej głowę. Magnus pochylił się, a
jego ramię znalazło się tuż nad ramieniem Tessy i spojrzał na twarz dziecka.
Pomachał, aby przyciągnąć jego uwagę, ruszając palcami, co sprawiło, że wszystkie
jego pierścienie zabłysły w świetle. Clary roześmiała się, jej perłowe ząbki rozbłysły
w niezmąconej radości, a mężczyzna poczuł, jak węzeł niechęci w jego piersi
rozwiązał się.
Clary wykręciła się, dając jasny sygnał, że nie chce już być trzymana na
rękach, ale Tessa podała ją Jocelyn, aby matka zadecydowała, czy chce ją postawić,
czy nie. Mogła nie chcieć, żeby jej dziecko bawiło się w domu czarownika.
Jocelyn rozejrzała się niespokojnie, ale albo uznała, że to bezpieczne, albo
mała, wijąca się Clary była tak uparta, iż jej matka zdała sobie sprawę, że musi jej
ustąpić. Postawiła dziewczynkę na ziemi, a ona pewnie udała się na poszukiwania.
Wszyscy wstali i przyglądali się jej krótko ostrzyżonej główce, gdy złapała kolejno
książkę Tessy, jedną ze świeczek Magnusa (którą przez chwilę gryzła) i srebrną tacę,
którą Magnus położył pod kanapą.
- Ciekawski maluch, czyż nie? - zapytał Magnus. Jocelyn spojrzała na niego.
Jej oczy były pełne troski o dziecko. Czarownik zorientował się, że uśmiecha się do
niej. - To nic złego - zapewnił ją. - Może wyrosnąć na poszukiwaczkę przygód.
- Chcę tylko, żeby wyrosła na bezpieczną i szczęśliwą osobę - powiedziała
Jocelyn. - Nie chcę żeby miała przygody. One zdarzają się, gdy życie jest okrutne.
Chcę dla niej zwykłego życia, cichego i spokojnego i mam nadzieję, że nigdy nie
ujrzy Zwiata Cieni. To nie jest świat dla dzieci. Ale nigdy nie miałam szczęścia do
nadziei. Widziałam wczoraj jak próbowała się bawić z faerie w żywopłocie. Dlatego
potrzebuję twojej pomocy. Czy możesz uczynić ją ślepą na to wszystko?
- Czyli mam odebrać temu dziecku istotną część jego natury i przekształcić ją
tak, jak tobie bardziej pasuje? - zapytał jej Magnus. - Skoro chcesz doprowadzić do
tego, żeby oszalała.
Pożałował tych słów już w chwili, kiedy je wypowiedział. Spojrzała na niego z
pobladłą twarzą, jakby ktoś właśnie ją uderzył. Ale Jocelyn Morgenstern nie była
jedną z tych kobiet, które płakały i załamywały się, bo inaczej Valentine złamałby ją
już dawno temu.
Wyprostowała się i zapytała podniesionym głosem.
- Czy jest jeszcze coś innego, co możesz zrobić?
- Jest coś... coś czego mógłbym spróbować - powiedział.
Ale nie powiedział, że to zrobi. Przeniósł wzrok na dziewczynkę i pomyślał o
młodej wilkołaczce oślepionej przez Valentine a, o Edmundzie Herondale'u, którego
pozbawiono znaków wieki temu oraz o Jamie i Lucy, dzieciach Tessy i wszystkich
ich potomkach. Nie mógł oddać dziecka Nocnym Aowcom, dla których Prawo było
ważniejsze od miłosierdzia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]