[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nego pokoju na dole, zapalił światło, zatrzaskując jednocześnie za sobą drzwi.
56
Rzucił się w kierunku okien, zaciągnął zasłony. Kątem oka zauważył jakiś ruch na
zewnątrz. Rozejrzał się. Nikogo nie zauważył.
Gorączkowo włączył magnetofon. Muzyka, głośna i nieharmonijna, wprawiała ścia-
ny w wibrację, ale to nie miało znaczenia. Chciał jedynie zagłuszyć potworny łomot,
dudnienie w swoim mózgu.
Ciało miał zlane potem, koszula lepiła mu się do skóry. Podszedł do barku, nalał
sobie wielką porcję whisky. Pociągnął wielki łyk, który sparzył mu gardło.
Potem opadł na jeden z krytych skórą foteli, odwracając go tak, że siedział twarzą do
drzwi. Czuwał. Zawsze chełpił się, że potrzebuje mało snu, dziś w nocy musiał obejść
się całkiem bez niego i zostać tutaj, dopóki nie przyjdzie świt. A jutro. . .
* * *
Chris Latimer dwukrotnie przeczytał dział drobnych wiadomości w gazecie. Ręce
mu drżały, żołądek podchodził do gardła. Druk rozmazywał mu się przed oczami, lodo-
wate dreszcze przebiegały po plecach.
57
Treadmana to musiał być facet, z którym rozmawiał. Ten , który zamierzał wyrów-
nywać. . .
To zdarzyło się niedługo po tym, jak Latimer odszedł, może nawet zanim wsiadł do
samochodu. . .
Ci zachłanni głupcy odkopali Dół i uwolnili siłę, która była tam uwięziona
pomyślał z przerażeniem.
Latimer rzucił gazetę, zamknął oczy i zobaczył potworne obrazy, cienie z przeszło-
ści, wyciągające do niego ręce, pałające nienawiścią oczy.
I wiedział, że musi wrócić, złamać obietnicę daną sobie zaledwie trzy dni temu. Był
jedynym, który mógł ochronić ludzi przed zemstą Zła i Ssącego Dołu.
ROZDZIAA CZWARTY
W niedzielne popołudnia, żwirownie zawsze należały do młodzieży. Tutaj nikt się
im nie naprzykrzał, nawet wtedy, gdy, szaleli na swych motocyklach. To było dobre
miejsce do takich wyczynów, bo piasek był miękki i upadki nie były grozne, a w suche
dni koła wzbijały chmury kurzu, co wyglądało bardzo efektownie.
%7łwirownie miały być wkrótce zasypane, wielkie piaskowe wzgórza wyrównane,
a na tym miejscu planowano wybudować domy. Młodzi ludzie chcieli wykorzystać to
miejsce, póki jeszcze istniało.
59
Była godzina czternasta piętnaście, kiedy wjechali do lasu i podążali krętą droga
prowadzącą do Lady Walk jechali niezbyt szybko, ale mimo to wzniecali kłęby ku-
rzu. Byli czujni. Po wydarzeniach poprzedniego dnia, mogła się tu kręcić policja albo
Grafton, którego uważali za sukinsyna. W ostatnim tygodniu lutego, miał gwałtowną
sprzeczkę z uczestnikami lokalnego polowania. Na łamach miejscowej gazety rozegrała
się prawdziwa bijatyka na słowa. Obie strony obwiniały się z równą zaciętością. Głów-
ny łowczy oskarżał Graftona o głupi upór. Psy i myśliwi przejechali przez Las Hopwas,
zapomniawszy, że zmienił właściciela. Nie mogło chodzić o nic innego, bo doprawdy
nie było tam miejsc, gdzie lis mógłby się ukryć. Większość myśliwych stanowili miej-
scowi, oburzeni tym, co zdarzyło się z ich okolicą. Winili Latimera za sprzedanie lasu,
a Graftona za plany zamienienia go w osiedle mieszkaniowe. Ich gniew wzrósł, kiedy
range rover Graftona wjechał między myśliwych i magnat budowlany spytał w niewy-
szukanych słowach dlaczego, u diabła naruszają prywatny teren, oświadczając, że jeśli
nie odjadą stąd, wniesie przeciw nim oskarżenie. Polowanie zostało przerwane. Ale,
o dziwo, wydawało się, że Graftonowi nie przeszkadzają motocykliści jeżdżący po jego
60
terenie w niedzielne popołudnia. Jakiekolwiek były tego powody, młodzi skwapliwie
korzystali z szansy, ale byli ostrożni, bo nie chcieli ryzykować.
Skręcili w bok od głównej drogi na piaszczystą ścieżkę, okrążając strome wzgórze,
gdyż wiedzieli, że ich maszyny nie pokonają zbocza. Zrobili szeroki objazd, który wiódł
ich ku wzniesieniu, za którym krył się Ssący Dół.
To tutaj. Mule Skinner siedział okrakiem na swym motorze, bawiąc się radiem
zawieszonym na szyi. Tutaj został przysypany ten facet.
Chryste! Whisky Mac oblizał wargi. Od zeszłego tygodnia, kiedy byliśmy
tu ostatni raz, to szambo zamieniło się w prawdziwy basen. Jak sądzisz, bardzo jest
głębokie?
Mówią odparł tamten wydymając lekceważąco usta że nie ma dna. Mój oj-
ciec pamięta, jak wyglądało przed zasypaniem. Ale musi mieć dno, bo przecież w prze-
ciwnym razie woda wyciekałaby drugim końcem. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Ehe. Tobacco Joe wyłowił ze swej kurtki tytoń, bibułkę i zaczął skręcać pa-
pierosa. Masz rację. Może przyjrzymy się bliżej?
61
Wahali się. %7ładen z nich nie miał ochoty schodzić w dół. Ale decyzja należała do
Skinnera jeśli on powie, żeby pójść i zobaczyć pójdą.
Mule Skinner nie powiedział nic, po prostu zaczął powoli zjeżdżać w dół. Pozo-
stali ruszyli śladem swego wodza. Whisky Mac, Tobacco Joe, Gun-toter i, na końcu,
Cherokee.
Po przejechaniu około stu jardów piasek skończył się i poczuli pod kołami twardy
grunt. Zatrzymali się znowu, ustawiwszy półkolem, tak, że wszyscy mieli nieograniczo-
ny widok. Nie było już śladu pęknięcia, które otworzyło się, by pochłonąć Treadmana
i jego koparkę. Przed nimi rozciągała się tafla nieruchomej, cichej wody. Zajmowała
powierzchnię o obwodzie około piętnastu jardów. Ale patrząc na nią, miało się wraże-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]