[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwierzę wiedziało o jego obecności. W pewnym momencie przysiadło i wpatrywało się przed siebie, głośno sycząc. Coś z tym
krabem było nie tak. Oczywiście Ben wiedział, że wielkie skorupiaki są zarażone czymś w rodzaju raka. Czytał o tym w
gazecie, która wydrukowała jego zdjęcie obok zdjęcia martwego kraba. Więc pewnie ten już zdychał.
Boże! - pomyślał Ben - Mam nadzieję, że to bydle nie padnie tutaj. Znowu zaczęłoby się błędne koło z wojskiem, policją,
dziennikarzami.
Ben stał bez ruchu i obserwował wielkie zwierzę. Po pięciu czy dziesięciu minutach skorupiak podniósł się i powoli ruszył w dół
rzeki. Hendrix odetchnął z ulgą. Pozostał na miejscu, dopóki krab nie zniknął za zakrętem.
Z doniesień prasowych Ben wiedział, że skorupiaki kierują się w głąb lądu. Teraz bał się, że wszystkie będą tędy szły w dół
rzeki. Musiał coś wymyślić.
Na samą myśl o krabach dostawał dreszczy. Nie, to nie był efekt ostatnich wydarzeń w kraju. Od dzieciństwa bał się ich.
Wszystko zaczęło się tego dnia, kiedy ojciec przyniósł żywego kraba w wiaderku pełnym słonej wody. "Nie ma nic lepszego,
niż świeży krab" - powiedział ojciec i razem z Benem poszli do garażu. Mały był ciekawy, jak wygląda przyrządzanie potrawy z
kraba. Ojciec cisnÄ…Å‚ zwierzÄ™ na betonowÄ…
175
podłogę, potem podniósł i położył na stole. Chwycił młotek i dłuto i zaczął rozbijać twardą skorupkę. Jezu, to było potworne!
Stary przeklinał na głos. Nie mógł sobie poradzić. Krabik próbował uciekać. Z trudem wstał i kolebiącym kroczkiem chciał
dostać się w jakieś bezpieczne miejsce. Niestety! Dosięgną! go ciężki młotek. Po chwili mały Ben widział rozbitą skorupę i
pulsujące jeszcze małe ciało. Krab chciał żyć!
Tommy Hendrix wściekł się, kiedy waląc młotkiem porządnie stłukł sobie palec. Zamroczony z bólu, myślał teraz tylko o tym,
żeby sprawić jak największy ból małemu stworzeniu. Nie zależało mu już na mięsie, nie tylko chciał usunąć skorupę - chciał się
zemścić na krabie za to, że tak kurczowo trzymał się wątłej nitki życia.
Przerażony Ben widział, jak ojciec, uporawszy się z pancerzem, chwycił obcęgi i zmiażdżył nimi groznie wyglądające, a w
gruncie rzeczy nieszkodliwe szczypce. Ten sam los spotkał osiem drobnych odnóży. Biedne, torturowane zwierzę jeszcze
wtedy żyło. Konwulsje raz po raz wstrząsały nagim, pozbawionym skorupy ciałem. Nawet bez kleszczy i reszty kończyn krabik
chciał uciekać. Tommy wrzucił wreszcie biedaka do wiadra, w którym pozostało jeszcze trochę słonej wody.
Nie zważając na tryskający krwią palec, ojciec Bena trzy razy biegł do domu i garnkami przynosił wrzącą wodę.
- Ugotuję sukinsyna! - mruczał i wlewał płyn do wiadra. Oparzony mały krab próbował odstraszyć wroga groznym sykiem. W
małych oczach Ben wyraz-
176
nie widział wściekłość, nienawiść i ból agonii. Woda burzyła się i rozpryskiwała. Powoli stawała się różowa.
Na kolację cała rodzina jadła potrawę z kraba. Ben położył na talerzu tylko jeden mały kawałek mięsa i natychmiast
zwymiotował. Minęło wiele miesięcy, zanim pozbył się mdlącego zapachu mięsa zamordowanego przez ojca kraba.
Nie, wcale nie nienawidził ojca za to, co zrobił ze skorupiakiem. Nienawidził kraba za to, że tak się bronił, że tak chciał żyć, że
wygrał wtedy wieczorem, kiedy Ben przypomniawszy sobie, co się działo w garażu, musiał zwymiotować. Był górą nawet po
śmierci.
A teraz kraby przysparzały Benowi nowych kłopotów. Minęło kilka dni i chociaż nie było więcej śladów obecności morskich
bestii, wściekłość na nie co chwilę chwytała Hendrixa za gardło. Boże, jakże on chciał zobaczyć choć jednego z tych wielkich
skurwysynów, katowanego młotem tak długo, aż jego skorupa rozleciałaby się w drzazgi, odsłaniając pokrwawione mięso. Z
jaką przyjemnością patrzyłby na odrzynane kleszcze i odnóża i pozostawiony samemu sobie, zlany krwią, beznogi, skręcany
bólem kadłub. Ach, jak miło byłoby słuchać nienawistnego syku nie mogącego zdechnąć potwora.
Niestety. Ben zdawał sobie sprawę, że te kraby są zbyt silne i nic nie było w stanie ich powstrzymać... chyba, że...
Nagle przypomniał sobie brudną, zawaloną różnymi niepotrzebnymi rzeczami starą szopę, która
[ Pobierz całość w formacie PDF ]