[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie przyszła nam powiedzieć, co zrobił twój ojciec. A przyszła dlatego, że nie chciała,
by cię to spotkało.
– Rozmawiała z moim ojcem? – spytał Richard z niedowierzaniem.
– Tak, to ona poprosiła Jamesa, żeby cię uratował. Ohr, Drew i ja dołączyliśmy
tylko na wszelki wypadek, gdyby trzeba było jakoś pomóc. Czy tak postępuje kobie-
ta, która chce, żebyś umarł?
Richard westchnął.
– Wygląda na to, że muszę ją przeprosić.
– Niemożliwe. – James nie mógł się powstrzymać od komentarza.
Ale i tym razem go zignorowano, bo Richard już wychodził z kajuty.
– Wybaczcie mi, lecz pójdę się ukorzyć – powiedział.
T LR
151
30
Gdy tylko zatrzasnęły się drzwi do kajuty Julii, jej oczy wypełniły się łzami. Znów
została zraniona, rozdzierał ją żal i gniew. Na nowo poczuła się małą dziewczynką –
bezradną, słabą i niezdolną do tego, żeby kiedykolwiek z nim wygrać. Jak mógł się
tak zachować po tym, co dla niego zrobiła?
Ocieranie łez rękawem nie wystarczało, bo wciąż napływały nowe. Gdy brała z
wieszaka ręcznik, aby wytrzeć twarz, usłyszała, że drzwi w korytarzu się otwierają i
zamykają. Spojrzała na klamkę i nagle rzuciła się, żeby przekręcić zamek... lecz za
późno. Drzwi otwarły się na oścież.
– Oczywiście jesteś w ostatniej kajucie, do której zajrzałem – stwierdził Ri-
chard, wchodząc i zamykając je za sobą.
Nie zapytał, czy może wejść. Typowe dla niego. W jego głosie brzmiał żal. Ale Ju-
lia była w stanie myśleć tylko o tym, jak zatrzeć ślady tego, że przez niego płakała.
Odwróciła się do niego plecami i wytarła ręcznikiem oczy i policzki.
– Płakałaś? – zapytał podejrzliwie.
– Nie – zaprzeczyła natychmiast. – Właśnie myłam twarz, gdy usłyszałam ha-
łas, jaki robiłeś tam w korytarzu, i chciałam zamknąć drzwi na klucz.
Odwróciła się z powrotem. Wcale nie miał ironicznej miny, a nawet rumienił się
ze wstydu. Nie wyglądał na takiego, który przez ostatni tydzień przechodził cały ten
T LR
koszmar. Jego długie, czarne włosy były czyste i starannie związane z tyłu. Nosił sze-
roką, białą koszulę, wpuszczoną w czarne bryczesy, a te z kolei włożył w buty do ko-
lan. Buty miał pościerane, pewnie nosił je przez cały tydzień, ale ubranie było świe-
że. Siniaki znikły już z twarzy i wyglądał tak niesamowicie przystojnie, że patrzyła na
niego prawie jak zahipnotyzowana. I już samo to ją drażniło.
– Chyba powinienem cię przeprosić – powiedział.
– Niemożliwe – odburknęła.
– Nie odzywaj się jak Malory – ostrzegł.
Mocno wciągnęła powietrze w płuca. Czy tak się zachowuje ktoś, kto przeprasza?
– Wyjdź! – rzekła twardo. – Nie mogłeś znieść mojego widoku? Ja czuję to samo
wobec ciebie. Tam są drzwi.
Nawet nie drgnął.
– Gabby wspomniała, że złożyłaś wizytę mojemu ojcu i w ten sposób dowie-
działaś się o mnie – mówił z zakłopotaniem. – Ale po co tam pojechałaś? Kiedy?
152
Mógłbym przysiąc, że widziałem, jak odjeżdżasz w stronę Londynu tego dnia, gdy
przyszłaś do zajazdu.
– Pojechałam do domu. Ale czułam, że muszę po raz ostatni spróbować zerwać
ten kontrakt polubownie, więc wróciłam do Willow Woods. Był to daremny wysiłek.
Pod przykrywką troski twój ojciec jasno wyłożył, co czekałoby moją rodzinę, gdybym
nie zaczęła się szykować do ślubu. Myślałam, iż on udaje, że cię widział, i próbuje
mnie przekonać, że ty zrobisz to chętnie. W końcu powiedział mi, dlaczego tak się
stanie i co zrobił, żeby do tego doprowadzić.
Na twarzy Richarda malował się smutek.
– Przykro mi, że musiałaś w ogóle rozmawiać z tym tyranem – rzekł. – I prze-
praszam, że na ciebie naskoczyłem. Dziękuję ci za zorganizowanie akcji ratunkowej.
Masz takie chwile, że jesteś kochana. – Uśmiechnął się. – Przyjmujesz moje przepro-
siny?
Była ciągle zbyt rozżalona, by odczuwać sympatię. Zdumiało ją, że w ogóle odpo-
wiedziała na poprzednie pytanie Richarda, nie krzycząc na niego. Ale coś takiego?
– Żartujesz sobie ze mnie? Musiałbyś przepraszać tysiące razy, żeby uśmierzyć
ból, jaki mi zadałeś.
– Czy ty zawsze musisz przesadzać? Nigdy cię nie skrzywdziłem, tylko rozzło-
ściłem. To wielka różnica.
– Czy wiesz, ile rzeczy straciłam z twojego powodu, gdy dorastałam? Chłopcy
nigdy ze mną nie flirtowali, bo już byłam po słowie. Nie urządzono mi wspaniałego
T LR
debiutu na salonach, tak jak wszystkim znanym mi dziewczętom. Dlaczego? Bo by-
łam zaręczona! Powinnam wyjść za mąż trzy lata temu. W towarzystwie nazywają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]