[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozytywna identyfikacja twórcy gry i właściciela praw autorskich.
Obydwoje spojrzeli zdumieni na karła.
- Tak - powiedział Gobbo zupełnie innym głosem. -Jestem Chris Rodrigues.
Skończyło się na tym, że wrócili do  Wąskiego Zaułka . Kiedy tam dotarli, lokal już był
zamknięty i pusty, nie licząc młodego człowieka, który otwierał i zamykał drzwi. Znów odsunął
okienko w drzwiach. - Pokaż mu to, co ci dałem - powiedział karzeł.
Megan podniosła do góry rubinowy krążek, żeby młody chłopak mógł go zobaczyć. Jego oczy
zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Zamknął okienko i otworzył im drzwi.
Kiedy weszli do środka, młody chłopak zaskoczony patrzył na Megan. - Ty?
- Nie, on - powiedziała, wskazując palcem na karła, który tymczasem przestał już być karłem.
Nagle pojawił się przed nimi wysoki mężczyzna w dżinsach, podkoszulku i dość znoszonych
sportowych butach: był dobrze zbudowany, w średnim wieku o rudych niesfornych kręconych
włosach i brodzie oraz najsympatyczniejszych brązowych oczach, jakie Megan w życiu widziała. -
Posłuchaj - powiedział Rodrigues do młodego człowieka - wiem, że bardzo byś chciał ze mną
porozmawiać, ale teraz mam do załatwienia pilną sprawę z tymi ludzmi. Może wrócę w przyszłym
tygodniu i wtedy siÄ™ zobaczymy, dobrze?
- Tak, pewnie, jasne - zgodził się młody chłopak. - Zamknijcie za sobą drzwi wychodząc.
- Nie ma sprawy.
Młodzieniec wyszedł frontowymi drzwiami i zamknął je za sobą.
Chris poczekał chwilę, po czym zaryglował drzwi. Potem poszedł na drugi koniec pomieszczenia
i usiadł przy najdalszym stoliku, przy którym Megan i Leif spotkali się z Waylandem.
Leif wciąż wpatrywał się w Rodriguesa, nie wierząc własnym oczom. - To naprawdę ty, co?
- Oczywiście, że tak. Tego nie można podrobić. - Chris lekko popchnął pieczęć leżącą na stole. -
Od początku zakładałem, że mogą się zdarzyć sytuacje, w których będę zmuszony udowodnić swoją
tożsamość, więc upewniłem się, że istnieje sposób rozpoznawania mnie przez graczy, i że nie można
go sfałszować.
Megan pokiwała głową. - Dlaczego nas śledziłeś? -spytała.
- Bo macie coś wspólnego z tymi wykopaniami, prawda? Ona i Leif spojrzeli na Rodriguesa w
kompletnym szoku.
- Nie, nie chodzi mi o to, że jesteście w nie zamieszani! - wyjaśnił Rodrigues - Tylko, że
kręciliście się ostatnio wokół osób, które są z nimi powiązane... mam rację? A jedna z nich - Ellen.
Elblai...
- Tak. Jeszcze wczoraj się z nią widzieliśmy.
- Wiem, widziałem zapisy gry. A wasze rysopisy, które dostałem od siostrzenicy Elblai, okazały
się bardzo dokładne. - Rodrigues oparł się plecami o ścianę. - Więc pomyślałem sobie, że się wam
przyjrzę - podkreślam, że to było jeszcze, zanim Elblai miała wypadek - i dotarłem za wami aż tutaj.
Mam w systemie zainstalowany alarm, który powiadamia mnie, kiedy wchodzicie do gry.
- Muszę ci powiedzieć - odezwał się Leif - że nie robimy tego dla zabawy. Należymy do
Zwiadowców... współpracujemy z Zwiadowcy.
- Zwiadowcy, a tak - powiedział Rodrigues i pochylił się nad stołem, mierzwiąc ręką włosy. -
Kilku facetów od nich było dziś w grze. Oczywiście, pojawili się tutaj w związku ze sprawą Elblai i
cieszę się, że tak się stało. Ale nie bardzo wiem, jak mogą pomóc. Ani któreś z nas.
Sprawiał wrażenie przygnębionego.
- Ktokolwiek to robi... - powiedziała Megan - musi zostawiać za sobą jakieś ślady... naszym
zdaniem. To tylko kwestia czasu, kiedy my albo starsi agenci z Zwiadowcy rozwiążą...
Rodrigues podniósł wzrok. - Czas - powiedział. - Ile czasu zostało, zanim ten ktoś wykopie
następnego gracza? I to używając przemocy? Pierwsze ataki ograniczały się do niszczenia sprzętu, a i
tak były wystarczająco okropne. Ale usiłowanie morderstwa? Nie tego chciałem dla mojej gry.
- Wiemy - powiedział Leif. - My też tego nie chcemy. Dlatego włączyliśmy się do sprawy i
zaczęliśmy się tu rozglądać, żeby się przekonać, czy uda się nam wpaść na jakiś ślad.
- Podobnie jak ja - powiedział Rodrigues. - Ale nie spodziewałem się, że wyląduję na ścianie.
- Przepraszam - powiedziała Megan, czerwieniąc się. - Myślałam, że jesteś...
- Małym, paskudnym karłem - powiedział ze szczerym uśmiechem Rodrigues. - Tak. To mój
ulubieniec, Gobbo.
- Więc to jest twój charakter? - spytał Leif.
- Jeden z około dwudziestu - odparł Rodrigues. - Niektóre są dość niepozorne... a inne bardzo
wyraziste. Dzięki nim mogę pojawiać się w różnych miejscach i kontaktować się z ludzmi na wiele
sposobów... żeby się upewnić, że przestrzegają zasad gry. - Uśmiechnął się lekko. - Jedna z zalet
bawienia się w Boga. Czy Roda. - Uśmiechnął się nieco ironicznie. - Ale przez ostatnie kilka
miesięcy przyjmowałem różne postaci głównie po to, żeby się czegoś dowiedzieć o wykopaniach.
Nie chodzi tylko o to, że nie podoba mi się wykorzystywanie mojej gry do takich celów... co zresztą
jest prawdą. Ale Sarxos zawsze miało reputację bezpiecznego miejsca, miejsca, gdzie się gra
uczciwie... a nie jak w tych jednonocnych operacjach, w których twórca gry zmienia zasady bez
ostrzeżenia. Poza tym, to nie jest tylko gra. To operacja prowadzona przez klienta. A swoich klientów
należy dobrze traktować. Jeśli się rozniesie, że dzieją się tutaj takie rzeczy. Jeśli zdarzy się jeszcze
jeden taki atak, jakiego ofiarą padła Elblai - to gra poniesie olbrzymie straty. Mogą ją nawet
zamknąć. Pozostawiam waszej wyobrazni jaki rodzaj prawnych problemów to za sobą pociągnie.
I przede wszystkim, chłopcy w firmie macierzystej nie będą ze mnie zadowoleni.
Leif patrzył dyplomatycznie w stół. - Posłuchajcie - zaczął nieco ostrzejszym tonem Rodrigues. -
Ja już jestem milionerem, a nawet multimilionerem, tak bogatym, że nie bawi mnie liczenie pieniędzy,
kiedy nie mogę zasnąć. Otrzymałem wielki przywilej: zarabiam na życie, robiąc to, co kocham. Nie
wyobrażam sobie nic lepszego. Ale w życiu są rzeczy ważniejsze od przyjemności, a już na pewno
od pieniędzy. Jeśli nie będzie innego sposobu, żeby to powstrzymać, sam, do diabła, zlikwiduję grę.
Wielu rozczarowanych ludzi to lepsze niż kilku zabitych. A na tym się, moim zdaniem, może
skończyć. Chciałbym się mylić, ale z zasady jestem pesymistą - i dlatego tak dobrym twórcą gier.
Westchnął. - W każdym razie, powiedziałem ludziom z Zwiadowcy, że będę współpracował na
całej linii. Firma nie zezwoli mi na podanie im bezpośrednio zapisów gry - nudzą coś o prawnie
zastrzeżonych danych - ale mogę je odczytywać i przekazywać ich wybrane części. A tak przy okazji,
pytali też o wasze.
Megan skinęła głową. - Wiemy. Wysłałam już e-mail, do tej pory powinni go dostać - w którym
sama je podajÄ™.
- W porządku. Ty też? - Spojrzał na Leifa.
- Tak.
- To dobrze.
- A co z twoimi zapisami gry? - spytał nagle Leif. Rodrigues spojrzał na niego. Megan przez
chwilę miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nie rozumiem.
- Ludzie ze Zwiadowcy mogą zasugerować - powiedział Leif bardzo spokojnym, niemal
delikatnym tonem - że istnieje możliwość, że ty byłeś zamieszany w te wykopania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl