[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hagen porzuciÅ‚ wszelk¹ ostro¿noSæ i zacz¹Å‚ biec.
Gruber staÅ‚ w ciasnej sieni latarni i wygl¹daÅ‚ przez okienko. PodskoczyÅ‚
na dxwiêk pierwszego strzaÅ‚u.
Hörst du das!? krzykn¹Å‚.
OblizaÅ‚ nerwowo wargi, ale nie odchodziÅ‚ od okna. RozlegÅ‚ siê kolejny
wystrzał, a potem jeszcze trzy, jeden po drugim.
Lass die Frau hier und beeile dich powiedział Gruber. Kommt
mit Verstärkung von dem Boot zurück. OdwróciÅ‚ siê do Winterbothama.
Komm mit verstärkung& UrwaÅ‚ w pół zdania.
Zacz¹Å‚ podnosiæ rêce do góry, kiedy Winterbotham strzeliÅ‚.
Taylor usÅ‚yszaÅ‚ strzaÅ‚, potem drugi, a póxniej trzy nastêpne. Za chwilê
doleciaÅ‚ go jeszcze jeden, tym razem z wiêkszej odlegÅ‚oSci.
Zostañ tu! krzykn¹Å‚ do Kendalla i, nie czekaj¹c na odpowiedx, po-
pêdziÅ‚ Scie¿k¹ pod górê. Ziemia pod stopami zdawaÅ‚a mu siê teraz jeszcze
bardziej rozmiêkÅ‚a; z trudem znajdowaÅ‚ solidne oparcie dla nóg. Mo¿e przy-
daÅ‚aby mi siê czyjaS rêka, która by mnie podtrzymaÅ‚a, pomySlaÅ‚. Niezdarnie
gramoliÅ‚ siê na klif, dysz¹c ciê¿ko z wysiÅ‚ku.
181
GdzieS bardzo daleko zaryczał róg mgłowy.
Taylora zÅ‚apaÅ‚a kolka, ale zacisn¹Å‚ zêby i wspinaÅ‚ siê dalej. Za stary ju¿
na to jestem, uznał. Za stary i za gruby. A niech to wszystko szlag trafi!
ChciaÅ‚by caÅ‚¹ winê zrzuciæ na Winterbothama starego durnia, niech go
piekÅ‚o pochÅ‚onie ale nie mógÅ‚ robiæ mu wyrzutów, nie maj¹c pretensji do
siebie: sam przecie¿ wci¹gn¹Å‚ go w tê grê. ZnaÅ‚ reputacjê Winterbothama,
a mimo to zaryzykował i teraz ten pomysł bokiem mu wyszedł.
Mo¿e powinien byÅ‚ iSæ od razu do latarni, a nie na pla¿ê. No tak, tylko sk¹d
mógÅ‚ wiedzieæ, ¿e bêd¹ w latarni? Dobrze zrobiÅ‚: najpierw nale¿aÅ‚o zabezpie-
czyæ pla¿ê, odci¹æ im drogê ucieczki, a dopiero potem sprawdziæ latarniê.
Jezu, jak go rwaÅ‚o w boku; Jezu, paliÅ‚o ¿ywym ogniem! Jezu Chryste,
był kompletnie bez formy. Parł jednak naprzód, gdy nagle przyszło mu do
gÅ‚owy, ¿e powinien byÅ‚ zatopiæ ponton; wówczas nie miaÅ‚oby znaczenia,
czy zejd¹ na pla¿ê, czy nie. WÅ‚aSciwie jeszcze teraz mógÅ‚by zawróciæ i to
zrobiæ, ale coS ci¹gnêÅ‚o go w kierunku, z którego sÅ‚yszaÅ‚ strzaÅ‚y i nie za-
stanawiaÅ‚ siê zbytnio nad tym, czy postêpuje logicznie. Gdyby oddaliÅ‚ siê
od miejsca, gdzie prawdopodobnie toczyÅ‚a siê walka, przyznaÅ‚by siê, ¿e jako
czÅ‚owiek czynu poniósÅ‚ caÅ‚kowit¹ klêskê i ¿e do koñca ¿ycia bêdzie musiaÅ‚
ograniczyæ siê w MI-5 do intelektualnej akrobatyki.
Wreszcie znalazÅ‚ siê na szczycie urwiska; dyszaÅ‚ ciê¿ko, jak pies w let-
nie popoÅ‚udnie, i na miêkkich nogach wolno, zataczaj¹c siê, brn¹Å‚ w stronê
latarni. Jestem do niczego, pomySlaÅ‚. Jak bêdzie trzeba siê biæ, jestem do
niczego. Wystarczy spojrzeæ: zupeÅ‚nie&
JakieS pół metra przed nim przebiegÅ‚ czÅ‚owiek. Taylor stan¹Å‚ jak wryty,
wytê¿aj¹c wzrok. MignêÅ‚a mu poÅ‚yskliwa czerñ pÅ‚aszcza.
¯aden z jego ludzi nie nosiÅ‚ czarnego, bÅ‚yszcz¹cego munduru nato-
miast SS sÅ‚ynêÅ‚o z zamiÅ‚owania do takich strojów.
RzuciÅ‚ siê w pogoñ za nieznajomym.
Widz¹c, jak zgin¹Å‚ Klaus Gruber, Katarina Heinrich poczuÅ‚a nagÅ‚y przy-
pÅ‚yw adrenaliny. UniosÅ‚a gÅ‚owê, zamrugaÅ‚a i nagle przypomniaÅ‚a sobie
o ukrytej w bucie paczuszce ze sproszkowan¹ amfetamin¹. Jak mogÅ‚a o niej
zapomnieæ?! GÅ‚upia, leniwa, sÅ‚aba&
Wyci¹gnêÅ‚a teraz kopertkê, otworzyÅ‚a j¹ dr¿¹cymi palcami i podniosÅ‚a
do nosa. Wci¹gnêÅ‚a mocno powietrze do pÅ‚uc.
ZdoÅ‚aÅ‚a usi¹Sæ, oprzeæ siê o Scianê i zaczêÅ‚a wstawaæ na nogi. Gruber,
człowiek Abwehry, opadł właSnie na plecy. Widziała jego twarz a raczej
to, co z niej zostaÅ‚o: resztki ciaÅ‚a zeSlizgnêÅ‚y siê z czaszki niczym pÅ‚at Snie-
gu, zsuwaj¹cy siê z nagrzanej skaÅ‚y.
182
Winterbotham odwracaÅ‚ siê w jej stronê, podnosz¹c pistolet. WiedziaÅ‚a,
co siê wydarzy. JeSli pozwoli mu wycelowaæ, zastrzeli j¹ z zimn¹ krwi¹.
Dlatego zaatakowała.
RzuciÅ‚a siê na niego; pocisk w jej barku znów siê przemieSciÅ‚ i ogarnêÅ‚a
j¹ fala sÅ‚aboSci. Nogi siê pod ni¹ ugiêÅ‚y i wymierzony w twarz Winterbotha-
ma cios trafiÅ‚ go nieszkodliwie w pierS, a Katarina znalazÅ‚a siê z powrotem
na zimnej, wilgotnej posadzce, walcz¹c z mdÅ‚oSciami. MiaÅ‚a wra¿enie, jak-
by wszystkie jej stare rany równoczeSnie siê otworzyÅ‚y; byÅ‚a caÅ‚a lepka od
krwi. StêknêÅ‚a gÅ‚oSno i przetoczyÅ‚a siê na plecy. MiaÅ‚a ochotê zamkn¹æ oczy.
Bo¿e, jaka byÅ‚a zmêczona.
I nagle jej serce zagrało w nowym rytmie: amfetamina dotarła do ukła-
du nerwowego.
Winterbotham cofaÅ‚ siê, znów próbuj¹c wycelowaæ.
KopnêÅ‚a go w rêkê z pistoletem i, choæ przypÅ‚aciÅ‚a to naderwaniem ja-
kiegoS Sciêgna, wytr¹ciÅ‚a mu broñ, która poleciaÅ‚a gdzieS w ciemnoSæ. Wy-
korzystuj¹c impet kopniêcia odwróciÅ‚a siê, przyklêknêÅ‚a i zerwaÅ‚a siê na
nogi. CiaÅ‚o przeszyÅ‚ jej taki ból, ¿e przestaÅ‚a identyfikowaæ jego xródÅ‚o po
prostu coS sobie tam w Srodku uszkodziÅ‚a i ju¿.
OdsunêÅ‚a od siebie mySl o cierpieniu.
SkoncentrowaÅ‚a siê.
Z wyskoku kopnêÅ‚a Winterbothama w twarz, ignoruj¹c ból szarpanych
miêSni brzucha.
ZasÅ‚oniÅ‚ siê rêk¹; trafiÅ‚a go stop¹ w przedramiê i natychmiast wyprowa-
dziÅ‚a krótki, prosty cios w szczêkê. Celny. OszoÅ‚omiony Winterbotham za-
chwiaÅ‚ siê na nogach i cofn¹Å‚ o krok.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]