[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ostatecznie jednak doszliście do porozumienia?
Tak. Nie było innego wyjścia. Ich klientowi zależało na forsie, my chcieli-
śmy dopaść Lanigana. Zaproponowali nam kolejną transakcję, ujawnienie kolej-
nego miejsca pobytu zbiega po wyjezdzie z Itajaí, za nastÄ™pne pięćdziesiÄ…t tysiÄ™cy
dolarów. Przystaliśmy na to ze względu na niską cenę, a poza tym mieliśmy na-
dzieję, że tym razem natrafimy na jakiś konkretny trop. Oni natomiast chcieli
w ten sposób udowodnić wiarygodność swojego klienta. Co zrozumiałe, pragnęli
krok po kroku zbliżyć się do miliona dolarów. Chłopcy z Plutona rozgrywali spra-
wę po mistrzowsku, wykorzystując naszą desperację. Byłem gotów wypłacić im
ten milion, pragnąłem jedynie zdobyć jakiekolwiek zabezpieczenie.
Do którego miasta się przenieśliście?
Do Sao Mateus w stanie Espírito Santo, na wybrzeżu, na północ od Rio. To
urocze, sześćdziesięciotysięczne miasteczko. Ludzie są tam nadzwyczaj życzliwi.
Przez miesiąc kręciliśmy się w kółko, pokazując portrety pamięciowe. Lanigan
wynajmowaÅ‚ mieszkanie na podobnych warunkach jak w Itajaí: zapÅ‚aciÅ‚ gotówkÄ…
za dwa miesiące z góry i zameldował się jako Derrick Boone, Brytyjczyk. Nawet
bez łapówki dozorca bloku od razu rozpoznał go na portrecie. Miał z nim mały
zatarg, gdyż Boone pozostał w mieszkaniu o tydzień dłużej i ociągał się z dodat-
kowÄ… zapÅ‚atÄ…. ZachowywaÅ‚ siÄ™ zresztÄ… zupeÅ‚nie inaczej niż w Itajaí, byÅ‚ tajemniczy
i małomówny, toteż dozorca niewiele umiał o nim powiedzieć. Nie trafiliśmy na
żaden inny ślad, toteż na początku marca wyjechaliśmy z Sao Mateus, wróciliśmy
do Rio oraz Sao Paulo i zaczęliśmy snuć dalsze plany.
Jakie?
Postanowiliśmy wycofać ludzi z północy Brazylii i skoncentrować się na
mniejszych miasteczkach w okolicach Rio i Sao Paulo. Tu, w Waszyngtonie, za-
cząłem coraz bardziej naciskać chłopców z Plutona. Twardo obstawali przy mi-
lionie dolarów. Mój klient nie chciał wyłożyć forsy bez zabezpieczenia. Powstała
sytuacja patowa, chociaż obu stronom zależało na dobiciu targu.
Czy zdołaliście się dowiedzieć, skąd klient Pluto Group tak dobrze znał
posunięcia Lanigana?
Nie. Godzinami łamaliśmy sobie nad tym głowę. Według jednej hipotezy
miał to być detektyw, który z jakichś powodów na własną rękę ścigał zbiega. Po-
213
dejrzewaliśmy nawet, że chodzi o agenta FBI mającego dostęp do waszych mate-
riałów, pragnącego uszczknąć coś dla siebie. Hipoteza była szyta grubymi nićmi,
ale szukaliśmy wszelkich możliwych wyjaśnień. Oczywiście najbardziej prawdo-
podobne wydawało się to, że ktoś z najbliższych znajomych i zaufanych Lanigana
postanowił go sprzedać. W każdym razie doszliśmy razem z moim klientem do
wniosku, iż nie wolno przepuścić takiej okazji. Poszukiwania ciągnęły się już
cztery lata i końca nadal nie było widać. Przekonaliśmy się aż nadto dobitnie, że
w Brazylii są wręcz miliony wymarzonych kryjówek, a Lanigan doskonale wie,
jak to wykorzystać.
Ale sytuacja patowa w negocjacjach została w końcu przełamana?
Owszem. W sierpniu dostaliśmy kolejną propozycję, kupno aktualnych
zdjęć Lanigana za następne pięćdziesiąt tysięcy. Natychmiast się zgodziliśmy.
Chłopcy z Plutona przekazali fotografie w moim waszyngtońskim biurze. Były
to trzy czarno-białe odbitki. . .
Czy mógłbym je zobaczyć?
Oczywiście.
Stephano błyskawicznie odnalazł zdjęcia w teczce z dokumentami i pchnął
je po stole. Pierwsze ukazywało Patricka na zatłoczonym targowisku, zostało zro-
bione z dość dużej odległości. Nosił ciemne okulary i trzymał w dłoni coś okrągłe-
go, zapewne pomidora. Drugie wykonano prawdopodobnie kilka minut pózniej,
gdyż Lanigan szedł po chodniku, niosąc siatkę z zakupami. Był w bawełnianej
koszulce i dżinsach, nie odróżniał się specjalnie wyglądem od Brazylijczyków.
Trzecie zdjęcie okazało się najciekawsze. Patrick, w podkoszulku i szortach, mył
czerwonego volkswagena garbusa . Niestety, nie dało się odczytać numerów re-
jestracyjnych. Z sąsiedniego domu został uchwycony jedynie sam narożnik. Za to
Lanigan nie nosił okularów, fotografia przedstawiała bardzo wyraznie rysy jego
twarzy.
Nie widać ani tabliczki z nazwą ulicy, ani numerów rejestracyjnych
mruknÄ…Å‚ Oliver.
No właśnie. Oglądaliśmy te zdjęcia godzinami, lecz i to nic nie dało. Jak
już mówiłem, ktoś perfekcyjnie obmyślił całą sprawę.
Co zatem zdecydowaliście?
Zapłacić ten milion dolarów.
Kiedy to było?
We wrześniu. Zgodnie z instrukcjami przelaliśmy pieniądze na konto fun-
duszu powierniczego w Genewie, robiąc jednocześnie zastrzeżenie, że mogą zo-
stać wycofane jedynie za naszą zgodą. Według spisanej umowy ich klient miał
w ciągu piętnastu dni dostarczyć aktualny adres oraz nazwę miasta, gdzie obecnie
mieszka Lanigan. No i przez piętnaście dni nerwowo obgryzaliśmy paznokcie,
dopiero szesnastego dnia, po naszym ponagleniu, nadeszły obiecane informacje.
Zgodnie z nimi Lanigan mieszkał przy Rua Tiradentes w Ponta Pora. Ekipa po-
214
szukiwawcza natychmiast się tam udała. %7ływiliśmy olbrzymi respekt dla zbiega,
postanowiliśmy więc podjąć kilkudniową obserwację. Wiadomości okazały się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]