[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znów zapadło milczenie. Tym razem po dłuższej
chwili przerwał je Jared.
- Brooke, te dwa ostatnie tygodnie były dla mnie pra-
wdziwym piekłem.
Przynajmniej na to mogła coś odpowiedzieć.
- Wiem. Operacja to ciężkie przeżycie.
- Nie operacja. Z tym mogę sobie poradzić. Ale nie
mogę sobie poradzić z faktem, że między nami tyle spraw
pozostało niedopowiedzianych. Nierozwiązanych. -
Przesunął palcami po swoich złocistych włosach i od-
wrócił się bokiem do Brooke. - Nie umiem prowadzić ta-
kich rozmów.
Brooke zacisnęła ręce na pasku.
- Nie spiesz siÄ™. Ja jestem bardzo cierpliwa.
- Tak, udowodniłaś to od samego początku. - Znów
na nią spojrzał tymi pełnymi wyrazu oczami. - Zdaję so-
bie sprawę, że byłem wobec ciebie niesprawiedliwy. Nie
miałaś wyboru i musiałaś pozwolić Nickowi zdiagnozo-
wać przykurcz i powiadomić mnie o tym. Przepraszam,
że byłem taki brutalny.
Nie to chciała usłyszeć. Nie potrzebowała przeprosin.
Chciała usłyszeć, że on nadal jej pragnie. Jednak najwy-
razniej uznał, że po prostu należą jej się przeprosiny, ale
nie miał zamiaru deklarować miłości.
152
S
R
- W porzÄ…dku, doktorze Granger. Przeprosiny przy-
jęte. Ja też żałuję, że tak się to potoczyło. Spojrzenie je-
go niebieskich oczu, w których malował się ból, jakiego
nigdy przedtem nie widziała, raniło jej serce.
- %7łałujesz również tego, że się ze mną związałaś?
- Nie. I chyba nigdy nie będę. Było wspaniale.
- Brooke, spójrz na mnie. - Spełniła jego prośbę.
- Tylko tyle? Wspaniale spędziłaś ten czas i nic
więcej?
- Ty tak nie uważasz?
- Nie! Przynajmniej jeśli o mnie chodzi. I myślę, że
dla ciebie to też znaczyło więcej. Mam taką nadzieję.
Brooke zakręciło się w głowie, szum w uszach za-
głuszył jego słowa. Nie była pewna, czy dobrze je sły-
szała.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że tęskniłem do ciebie. Do twojego uśmie-
chu. Do twoich żartów. Nawet do cierpienia, jakiego mi
przysporzyłaś w ostatnich tygodniach. I do twojego ciała.
- Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Nie miała siły
ani chęci protestować. - Mówię też, że nie mogę znieść
myśli o jeszcze jednym dniu bez ciebie.
Całe jej opanowanie w jednej chwili gdzieś znikło,
a z oczu trysnÄ…Å‚ potok niechcianych Å‚ez.
- NaprawdÄ™?
- Tak, naprawdę. - Pocałował ją w mokry policzek.
- Brooke, kocham cię. Wiem o tym już od jakiegoś
czasu, ale nie byłem gotowy, by to zaakceptować. Potrze-
buję cię bardziej niż czegokolwiek na świecie. I nie
mówię tu o twoich umiejętnościach zawodowych, chociaż
na to też nie mogłem się skarżyć. Mówię o tym, że dzięki
153
S
R
tobie stałem się pełnym człowiekiem, nawet w najtrud-
niejszych chwilach.
Teraz już naprawdę płakała. Akała jak mała, zagubio-
na dziewczynka. A przecież jeszcze nigdy w życiu nie
czuła się tak bezpieczna jak w tej chwili, w ramionach
Jareda.
Otarł palcem łzę z jej policzka z chwytającą za serce
czułością.
- Do diabła, nie chciałem cię doprowadzać do płaczu.
- Ja nie płaczę. - Co za śmieszne zaprzeczenie. - No,
dobrze, może i płaczę. Ostatnio często mi się to zdarza.
- Przeze mnie, prawda?
- Chyba tak - załkała.
- Więc co mi odpowiesz, Brooke? Dasz temu nie-
wartemu ciebie mężczyznie jeszcze jedną szansę?
Uśmiechnęła się.
- Chyba tak.
- Czy mogę jeszcze coś zrobić, by cię przekonać? -
spytał z ustami przy jej wargach.
Objęła go za szyję.
- Trochę pracy ust byłoby mile widziane, chociaż nie
chodzi mi tu o przemowy.
Przyjrzał jej się z udanym zdziwieniem.
- Co takiego? Mam zrujnować twoją reputację tutaj,
na terenie szpitala?
- Moją może i tak, ale swojej nie zrujnujesz.
Uśmiechnął się, a potem czule ją pocałował. Był to po-
całunek naładowany uczuciem, a jednocześnie potrzebą
miłości. Taką potrzebą, jaką Brooke z całą pewnością mo-
gła zaspokoić. Jej skrwawionemu sercu też przynosił po-
ciechę. Kocha mnie" dzwięczało w jej otumanionej
154
S
R
głowie. Nie zwracała uwagi na otoczenie, nie obchodziło
jej, kto może być świadkiem ich czułości. Obchodziło ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]