[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Panna O'Donnell jest moją narzeczoną! - zawołałem na cały głos. - Poza
tym kapitan Flint poręczył nam słowem, że ani jej, ani żadnemu z nas nie
stanie siÄ™ krzywda.
- Słowo Flinta nie jest lepsze od mojego - zaśmiał się Bones. - Toteż
zapowiadam ci, Kozla Skórko, że najpierw cię schwycę i wychłostam, a potem
dla nauczki obetnÄ™ ci uszy.
I machnął niedbale ręką.
- Brać go, kamraci! Nie mogę się zniżyć do tego, by walczyć z jeńcem.
Kilku jego drabów chciało wypełnić ten rozkaz, ale Silver, Czarny Pies i
kilkunastu innych podnieśli głosy sprzeciwu.
- Daj no Kozlej Skórce się popisać! - wołali. - On ją naznaczył swoją
kreską! On ją wziął sam dla siebie, gdy Murray zdobył "Najświętszą Trójcę"!
Przyjaciele Bonesa cofnęli się. Ze zwartego półkoła zgromadzonych
korsarzy rozlegały się najprzeróżniejsze zdania i rady. Jednakowoż
stronnicy Silvera byli widać przygotowani na to wydarzenie, gdyż z taką
zaciekłością gardłowali w moim imieniu, że samą wrzawą zdobyli sobie opinię
publiczną. Silver nawet pochwycił rękę Moiry i wzniósł ją w górę, by
wszyscy, nawet najdalej siedzący, mogli przyjrzeć się krwawemu znakowi.
- Będzie to dla nas wszystkich pyszne widowisko - obwieścił stentorowym
głosem (donośny; od Stentora, znanego z mitologii wojownika greckiego,
który podczas oblężenia Troi nie dał się przekrzyczeć chórowi
pięćdziesięciu głosów) - Kozla Skórka należał do załogi Murraya i porwał
dziewczynę w bitwie. On ją naznaczył swym piętnem, a jeżeli pragnie bić się
za nią, to ma do tego prawo... czy jest jeńcem, czy nim nie jest.
Bones przyglądał się tej burdzie miotany sprzecznymi wzruszeniami.
Domyślał się, że złapano go w pułapkę, ale jeszcze nie potrafił zrozumieć,
jak to się stało, ani też, jaki jest ostateczny cel fortelów Silvera. Nie
przypuszczam, by się mnie obawiał lub powątpiewał, czy zdolen jest zabić
mnie w walce na noże, jako że nigdy poprzednio nie`miałem sposobności
popisać się wobec korsarzy zręcznością w tym zakresie. Wiedział jedynie, że
znalazł się w takim położeniu, iż musi walczyć osobiście, by utrzymać swą
powagę wobec załogi; toteż pierwszy poryw jego nienawiści skierował się
oczywiście przeciwko mnie. Jednakże nie ominął i Silvera.
- Zapamiętam ci to! - krzyknął na kuternogę i poczołgał się naprzód, by
uderzyć we mnie, trzymając nóż przed sobą i wyciągając prawe ramię, by
pochwycić mię w przegubie lub odbić cios z boku.
- Nic mnie nie obchodzi, Billu, czy tobie dostanie siÄ™ ta dziewczyna -
żachnął się Silver. - Chciałem ci przypomnieć paragraf czwarty. Gdy zaś
idzie o honor, to kapitan ma takie same prawa jak i każdy inny.
- Racja! - dobył się krzyk z kilkunastu gardzieli. - Kapitan winien
potykać się z każdym, kto go wyzwie.
- Zaleję ja jeszcze sadła za skórę paru innym, gdy uporam się z tym
draniem - zgrzytnÄ…Å‚ Bones.
Jąłem cofać się przed nim w półkręgu, licząc się z przestrzenią,
oświeconą blaskiem bujającej się latarni, oraz ze smolnymi deskami
wyczuwanymi pod stopÄ….
- Stój, ty... - huknął ów. - Nie pozwólcie mu wydostać się z waszego
kręgu, kamraci... i baczcie, by ten gruby Holender nie skoczył mi na kark.
To człek niebezpieczny!
Silver w te pędy przywołał paru ludzi, by odgrodzili Piotra; ten,
napatrzywszy się mej biegłości od lat pacholęcych w używaniu noża
skalpowniczego, nie trapił się bynajmniej myślą, czy dam radę na pół
pijanemu żeglarzowi, którego cała umiejętność walki na noże polegała na
tym, by nagle pochwycić za przegub przeciwnika, w chwili gdy ów chwytał
jego w taki sam sposób, potem zaś dzgać i rąbać dopóty, póki jeden z nich
nie straci władzy w rękach.
- Nie frasuj się, Billu - doradzał kuternoga tonem łagodzącym. - Nie
pozwolimy Holendrowi ani nikomu innemu, by wyrządził ci jakąkolwiek
krzywdę. Ino teraz se skocz i haratnij Kozlą Skórkę... jeżeli potrafisz.
- Jeżeli potrafię! - syknął Bones. - Przypatrz no mi się!
To rzekłszy przypadł do ziemi i nagle skoczył w górę, ale dość
niezdarnie; nie tak, jak by to uczynił wojownik z plemienia Irokezów, który
podrywa się jak strzała, całym ciałem dążąc za nożem gotowym do ciosu.
Usunąłem się w bok i ciąłem na odlew z góry, zamierzając wbić nóż w kark
Bonesa. Lecz czy to oślepiło mnie światło latarni, czy też co innego -
dość, że ostrze mego noża rozpłatało mu tylko policzek od oka do wargi
górnej, pozostawiając głęboką i szeroką ranę.
Kapitan ryknął na całe gardło, ja sam też byłem mocno zdumiony, gdyż
myślałem, iż od razu z nim skończę. Przez parę mgnień nikt wokoło nas się
nie poruszył, gdyż nie przypuszczano, by można było tak rychło zobaczyć
rozstrzygnięcie walki. Moira opowiadała mi pózniej, że pociesznie było
widzieć rozdziawioną gębę Silvera.
Bones, słaniając się, odszedł parę kroków w tył, gdyż buchająca krew tak
go oślepiła, że musiał po omacku szukać drogi. Poszedłem za nim z wolna,
prawie przygotowany na jakowyś podstęp; on z pewnością posłyszał moje
kroki, gdyż zawołał:
- Nie dajcie mu, by mnie zabijał, kamraci! Nie widzę nic przed sobą, a on
dybie na mnie!
Na ten krzyk ze dwunastu korsarzy skoczyło pomiędzy nas, klnąc i
odgrażając mi się, ja zaś postąpiłem w stronę, gdzie obok Silvera stali moi
przyjaciele. Kulawiec ruszył na moje spotkanie, jednakowoż niezbyt wielką
było mi to pociechą. Wyrwał mi nóż z ręki i pochyliwszy się plunął na mnie,
rzucając obelżywe słowa, których nie mogę przytoczyć w całości:
- Ty niezgrabo! On prawie ślepy, a ty nie potrafiłeś go dobić! - i
przemknął koło mnie na szczudle, nawołując swych przyjaciół: - Oto tam
napadnięto Czarnego Psa! Dalej na tych psubratów, kamraci!
Na całym pokładzie szczęknęły noże - zaczęto żgać i rąbać się nawzajem.
Bones został pochłonięty przez zgraję rozbestwionego pospólstwa, które
skłębiło się na ciasnej przestrzeni między wsporą bezanmasztu i
wzniesieniem rufy.
Ktoś szarpnął mnie za rękaw. Gdym obrócił się, przybierając postawę
obronną, ujrzałem przed sobą Piotra.
- Gdzie Moira? - jęknąłem.
- Darby ją fsiął. On ma sposób, szeby nas wysfobocić. Spiesz się, Bob!
Mamy dobrą sposobność, ja. To właśnie było celem Silvera, by z twojej ręki
zgłacić Bonesa lub podbuszyć pszeciw niemu załogę.
Zauważyłem, że Piotr ciągnął mnie ku przodowi okrętu, gdzie pokład był
pusty; nie zadawałem jednak żadnych pytań, gdyż głos Silvera dodawał nam
bodzca do pośpiechu.
- Na rufę, na rufę, chłopcy! - wołał kuternoga. - Pokażmy im, co umiemy!
Nie pozwolimy, by takie głupie ścierwo jak Bill Bones miał przed nami
chować mapę wskazującą skarby! On nie potrafił zwalczyć nawet Kozlej Skóry!
Zza windy kotwicznej przywitał nas głos Moiry:
- Czy to ty, Bob? O dzięki Bogu, dzięki Bogu!
- A twoja ręka? - wyjąkałem.
Przycisnęła ją do moich ust.
- Oto ona - rzekła. - %7łebyś tylko kiedy indziej był tak ostrożny!
Pośpieszyłem naprawić swe uchybienie i na chwilę połączył nas błogi
uścisk.
- Czy to było pomyślane serio? - zapytała nieśmiało.
- Pomyślane! Od dnia, gdym posłyszał miły dzwięk twego głosu w...
Z dołu, poniżej bakbortu, doszedł nas przytłumiony gwizd.
- To Darby! - zawołała Moira. - On spuścił się w dół po linie kotwicznej,
by dostać się na jedną z łódek, które miały odjechać na ląd celem nabrania
wody i nie odpłynęły.
Piotr skinął na nas niecierpliwie znad poręczy.
- Nie rozmawiajmy - nakazał zrzędnie. - Choćmy.
Mieliśmy na podorędziu zwój zapasowej liny, więc spuściliśmy go za burtę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl