[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Biegłem, dopóki starczyło mi sił. A kiedy ich zabrakło, biegłem dalej. Szedłem. Potem
pełzłem. Prawdopodobnie... Nie pamiętam...
ROZDZIAA 9
Poranek wydawał się zimny i zatęchły. Dawała o sobie znać bliskość bagien. Kropelki
wiszącej w powietrzu mgły - tym razem zwyczajnej mgły, a nie wytworu wściekłej magii -
osiadały na trawie i liściach drzew. Z rzadka dolatywał z oddali krzyk kikimory, a od strony
drogi na Zwierkowe ciszę parę razy przerwało wycie wilka. A poza tym było spokojnie.
Gdyby nie komary i muszki, można by uznać okolicę za prawdziwy kurort. Zimno,
oczywiście, i mokro, ale przynajmniej nikt nie próbował mnie zabić. A poza tym, miałem
jakiś dach nad głową. I ognisko. Wprawdzie o świcie zgasło, bo przysnąłem na dłużej, ale i
tak było w porządku. Wszystko to przecież drobiazgi w porównaniu z rewolucją
ogólnoświatową. W moim położeniu nie miałem prawa grymasić.
Co by nie mówić, miałem wczoraj szczęście. Do bagien dotarłem jak na autopilocie, a
kiedy poczułem wodę pod nogami, od razu wróciłem do siebie. A potem poszedłem dalej, o
wiele już ostrożniej, starając się trzymać z dala od głębin i wypatrując miejsca na nocleg.
Tutaj też mi się poszczęściło. Na niewielką, otoczoną sitowiem wysepkę natknąłem się, kiedy
usiłowałem obejść spore oczko wodne. Oczywiście nie ruszyłem się dalej. Nie jestem
samobójcą. O wiele większe szanse ma człowiek, kiedy nocne drapieżniki ułożą się do snu, a
dzienne zaczynają dopiero wypełzać na słoneczko.
Naciąłem zatem trzciny, a także długich wiklinowych gałązek i sporządziłem z nich coś,
co mogło nawet przypominać mgliście szałas. Potem rozpaliłem ognisko - na szczęście
znalazłem w wewnętrznej kieszeni kurtki suche pudełko zapałek. Obeschnąłem, rozgrzałem
się. Tylko cieszyć się życiem, mogłoby się wydawać. Tyle, że nie miałem co jeść. Wszystko,
co znalazłem w kieszeniach to trzy cząstki zawiniętej w folię czekolady. Znaczy, niebogato.
%7łeby zapomnieć o ssaniu w żołądku zacząłem czytać zapiski konduktora, bo poza tym nie
miałem się czym zająć. Bałem się rozebrać i wyczyścić karabin, a próbować łowić ryby albo
polować na żaby nie przyszło mi nawet do głowy. Mógłbym przy tej okazji sam stać się
pokarmem dla jakiegoÅ› stwora. Na bagnach to bardzo prawdopodobne.
W każdym razie przynajmniej przenocowałem. Teraz musiałem tylko doczekać wschodu
słońca i ruszać dalej. Jak to mówią, pora do domu się zbierać. Da Bóg, może dojdę. A nie
da... Na pewno pierwszy się o tym dowiem. Nie ma co za dużo o tym myśleć, żeby nie
zapeszyć. Na początek powinienem dotrzeć do drogi na Zwierkowe, ale co dalej, zupełnie nie
miałem pojęcia.
%7ływiłem tylko nadzieję, że teoretyczne rozważania konduktora pomogą mi przejść przez
GranicÄ™.
Cholera, czemu zrobiło się tak zimno? Aż mróz ściął skórę. Czyżbym zachorował? Nie,
niemożliwe. Opanowało mnie wrażenie, jakby ktoś przeszedł się po mogile. I to nie jakiejś
tam obojętnej, ale mojej własnej. Zawahałem się i przeskoczyłem przez wytyczony na ziemi
ochronny krąg, wyjrzałem z szałasu, trzymając broń gotową do strzału, rozejrzałem się,
schowałem z powrotem. Nikogo nie zauważyłem. Trzeba rozpalić ognisko, dopóki popiół
całkiem jeszcze nie ostygł. Zmarnowałem tylko trzy zapałki - zawilgocone drewno nie chciało
się zapalić - schowałem więc pudełko do kieszeni, zamyśliłem się. Co by tutaj zrobić? Może
jeszcze się prześpię? Zaraz, a dlaczego nie skorzystać z czyjejś mądrości? Gdzie w zapiskach
było to miejsce? O, właśnie! Pamiętam, jak bardzo się dziwiłem, że Jeanowi tak łatwo
wychodzą zaklęcia, a on, jak się okazuje, nie kłamał tak bardzo, wspominając o prawdziwych
imionach rzeczy. Nie wiem, po co Mścisław wsunął między zwykłe papiery kartkę z opisem
podstaw magii runicznej, ale okazało się to teraz bardzo przydatne. Wziąłem nóż i starannie
kopiując runy ognia, wyryłem podobny wzór na drewienku. Dupa tam! Dobra, spróbujmy
jeszcze raz, tylko teraz będziemy wlewać w runę energię magiczną.
Porażka. Albo opuściły mnie zdolności i teraz niby jakiś czarownik nie poradzę sobie bez
pałeczki, albo coś przegapiłem w zapiskach. Co tam napisali mądrzy ludzie?  Graficzne
przedstawienie run to tylko forma ułatwiająca adeptowi sformułować potrzebny obraz i
tchnąć w niego czystą energię . Sprytne. A to co za znaki? Nie, z nimi sobie nie poradzę. Co
to jest ta czysta energia? Gdzieś już na pewno o niej czytałem... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl