[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ręcznikiem i wyjrzała na korytarz. Był pusty. Przebiegła
szybko do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Lecz kiedy
się odwróciła, spostrzegła Jacka siedzącego na łóżku.
Delikatnie ujął jej dłoń i posadził Katie obok siebie.
- Co się stało? - spytał.
- Nić - odparła.
Westchnął i wstał.
- Katie, pewnie niepotrzebnie powiedziałem ci o moim
Za wszelkÄ… cenÄ™ 285
uczuciu. Wiedz, że niczego nie oczekujÄ™ i zdajÄ™ sobie spra­
wę, że go nie odwzajemniasz.
Ona go nie odwzajemnia? Ona, która kochaÅ‚a go od za­
wsze? Ale Matt miał rację: miłość nie wystarczy. Jack ponoć
kochał ją już dawniej, a jednak porzucił. I wciąż ją kocha,
lecz mimo to znów wyjedzie.
Zostało im więc niewiele czasu. A co z jej gazetą? Czy
Jack zdąży jej pomóc?
- Jack - odezwaÅ‚a siÄ™ - twój zarzÄ…d zaaprobuje tÄ™ pożycz­
kÄ™, prawda?
Odwrócił wzrok.
- Nie - odparÅ‚. - Od poczÄ…tku zakÅ‚adaÅ‚em, że to niemoż­
liwe. Ja ci pożyczę pieniądze.
Wyprostowała się.
- Wykluczone. Nie mogę ich od ciebie przyjąć.
- Tylko w ten sposób można uratować twojÄ… gazetÄ™ - od­
rzekł z naciskiem.
- Ale nie rozumiem... Przecież chciałeś, żebym spotkała
siÄ™ z zarzÄ…dem twej firmy...
- Chciałem, abyś zachęciła innych przedsiębiorców do
inwestycji w Newport Falls. Pożyczka dla ciebie nie wystar­
czy. Miasto potrzebuje napływu kapitału.
Milczała przez chwilę, a potem wstała i spojrzała mu
prosto w oczy.
- Nie mogę przyjąć od ciebie miliona dolarów.
- Dlatego powiedziaÅ‚em, że to bÄ™dzie pożyczka. Odzy­
skam te pieniÄ…dze i jeszcze na tym zarobiÄ™.
- A jeżeli nie? Jeśli coś pójdzie zle?
- No, cóż - odparł. - Wówczas będziemy musieli rene-
Margaret Allison
286
gocjować naszą umowę. Kochaliśmy się ze sobą, Katie, a to
wiele zmienia.
Objął ją z filuternym uśmiechem, lecz odtrąciła go.
- ZaÅ‚ożę siÄ™, że mówisz to wszystkim dziewczynom - wy­
paliła i natychmiast tego pożałowała. Znów zachowała się
jak zazdrosny podlotek, a nie jak dojrzała kobieta.
- Wiem, że mam reputację uwodziciela - powiedział. -
Ale uwierz mi, bez względu na to, z kim sypiałem, jedynie
ty byłaś zawsze w moim sercu. I wciąż jesteś.
Jak on może tak mnie ranić? - pomyślała. Przecież wie,
że wkrótce wyjedzie do Europy i nasz romans się skończy.
- Muszę iść do redakcji - usłyszała własny głos. - Czeka
mnie wiele pracy.
- Nie byÅ‚o ciÄ™ dwa dni. Nie możesz opuÅ›cić jeszcze jed­
nego?
- Nie.
- Dobrze - rzekÅ‚ i odgarnÄ…Å‚ jej z czoÅ‚a kosmyk wilgot­
nych wÅ‚osów. - PrawdÄ™ mówiÄ…c, ja też mam coÅ› do zaÅ‚a­
twienia w Nowym Jorku. SÅ‚uchaj, jeÅ›li wolisz ograniczyć na­
sze kontakty do spraw zawodowych, niech i tak będzie. Ale
wieczorem wrócę tu i zaczekam na ciebie.
Zawahała się.
- Mam na dziś wieczór pewne plany.
- Więc je zmień. Jeśli spotkanie ze mną nie sprawia ci
przyjemnoÅ›ci, zrób to dla twego ukochanego miasta. Mu­
simy oboje wybrać miejsce pod budowę fabryki Franklina.
I ubierz się - dorzucił. - Podwiozę cię do pracy.
WyszedÅ‚, zatrzaskujÄ…c za sobÄ… drzwi. Katie ubraÅ‚a siÄ™ po­
spiesznie. Usiłowała stłumić podniecenie wywołane wiado-
Za wszelkÄ… cenÄ™ 287
moÅ›ciÄ…, że wieczorem zobaczy siÄ™ jeszcze z Jackiem. Bo ja­
kie to miało znaczenie? Będzie potem tylko jeszcze bardziej
cierpieć.
CaÅ‚Ä… drogÄ™ odbyli w milczeniu. Gdy zajechali przed bu­
dynek redakcji, Jack pocałował ją w policzek i powiedział:
- Przyjadę po ciebie o szóstej.
Wysiadła, świadoma, że przygląda się jej przynajmniej
kilkunastu pracowników, i weszÅ‚a po schodach z caÅ‚Ä… god­
noÅ›ciÄ…, na jakÄ… byÅ‚o jÄ… stać. Nie siliÅ‚a siÄ™ na żadne wyjaÅ›­
nienia. I tak wszyscy wiedzieli, że spÄ™dziÅ‚a te dwa dni z Ja­
ckiem.
Pchnęła ciężkie drzwi i znalazła się w słabo oświetlonym,
lecz imponującym holu. Natychmiast poczuła z ulgą, że jest
u siebie. OddychaÅ‚a atmosferÄ… swej rodziny. Jej dziadek i oj­
ciec spÄ™dzili tu niemal caÅ‚e życie. PowodowaÅ‚o nimi poczu­
cie odpowiedzialności za gazetę i pracowników i przekazali
je Katie. Wchodząc po schodach na pierwsze piętro, czuła,
jak z każdym pokonanym stopniem przybywa jej sił.
Weszła do swego gabinetu, powiesiła płaszcz i usiadła za
wielkim zniszczonym dębowym biurkiem, już niemal an-
tykiem, kupionym przez jej dziadka prawie pięćdziesiąt lat
temu.
WÅ‚Ä…czyÅ‚a komputer i weszÅ‚a na stronÄ™  Wall Street Jour­
nal". Było tam zdjęcie Jacka, a obok krótki artykuł na temat
ekspansji firmy Reilly Investment w Europie. Zacytowano
jego wypowiedz:  To moja życiowa szansa i speÅ‚nienie naj­
większego marzenia".
Katie odchyliła się do tyłu i zamknęła oczy, jakby chciała
odgrodzić się od tych słów.
288 Margaret Allison
Jack wyjeżdżaÅ‚ za niespeÅ‚na dwa tygodnie. A wiÄ™c prze­
czucie jej nie omyliło. Bez względu na swe czułe wyznanie,
porzuci jÄ….
- Cześć - zawołała Marcella. - Wróciłaś?
Katie podniosła wzrok na przyjaciółkę.
- Jak się masz? - powiedziała.
- To ja powinnam cię o to spytać. Wyglądasz okropnie.
Czy z inwestycji nic nie wyszło?
- Nie - odparła. - Dostaniemy te pieniądze.
- Więc co się stało? Firma Bell Computers zrezygnowała?
- Nie. Nic nie zostało jeszcze ustalone, ale o ile wiem, są
nadal zainteresowani.
Marcella palnęła się w głowę.
- A więc chodzi o Jacka. Oczywiście!
- Mówi, że mnie kocha - rzekła z westchnieniem Katie.
Jej przyjaciółka milczaÅ‚a przez chwilÄ™, a potem wzruszy­
Å‚a ramionami.
- Mężczyzna, którego uwielbiasz przez całe życie, mówi,
że cię kocha. Gdzie tu powód do zmartwienia?
Katie odwróciÅ‚a do niej ekran monitora. Marcella prze­
czytała artykuł, po czym spytała:
- Co na to Jack?
- Nawet mi o tym nie wspomniał.
- Może czeka na odpowiednią chwilę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl