[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzaj drugiej sali, mniejszej, która stanowi w stosunku do pierwszej jak gdyby niewysoką
estradę. Tam siedziała Kenia i Neville. Obok ostatniej tkwił jakiś łysoń we fraku. Nienaski
odetchnął. Xenia patrzyła na pierwszą salę oczyma, które lśniły w jaskrawym świetle niby
najbezcenniejsze brylanty. Te oczy śmiały się miotając na prawo i na lewo niestrzymany
ogień młodości, śpiewały i kusiły. Ze smakiem jadła owoce. Aysy co chwila przechylał się ku
niej, wesoło gawędząc. Przekomarzała się odpowiadając mu wesoło, z wybuchem śmiechu.
Nienaskiemu przyniesiono potrawy. Nie był głodny, lecz jadł spokojnie, pił wino małymi
łykami. Od czasu do czasu spoglądał w stronę swej przyjaciółki. W głębi sali jedna z dam
podśpiewywała po dobrym obiedzie walczyka z Wesołej wdówki:
Tous les jours je vais chez le Maxim s.
Là je suis très intime...
C est là où j oublie
Ma malheureuse patrie...
To było dobre... mruknął Ryszard do siebie. To do mnie piją... Ma malheureuse pa-
trie...
Zdecydował się już, że rzuci tę Xenię. Dosyć! Nie mógł darować kłamstwa, które popeł-
niła. Szanował ją jak kobietę, jak dziewicę, jak anioła. Mógł ją posiadać i nie posiadał. Wy-
szedł, gdyż chciała się położyć . I oto! Skończone! Nie myślał nawet pokazać się jej i do-
znać lichej satysfakcji.
W różnych punktach sali podchwytywano kuplety Wdówki i śpiewano je chórem. Całe to
zebranie poczęło się ożywiać, poruszać, jakby rozpinać. Do stolika Xeni i Neville zbliżył się
mężczyzna wielkiego wzrostu, tęgi i barczysty. Ubrany był elegancko, we fraku, z palcami w
pierścieniach. Wyciągnął niedbale dwa z tych palców ku łysemu towarzyszowi Neville i Xe-
ni, po czym przysiadł się do tamtego stolika. Xenia podała mu rękę z uśmieszkiem, gdy go jej
ów łysy przedstawił. Zaczęła się rozmowa poprzez stół.
75
Widz tej sceny czekał na zakończenie, na rozwiązanie swego dramatu. Był teraz zimny i
nieomal spokojny. Siedział z rękoma nieruchomo leżącymi na kanapie, od niechcenia patrząc.
Chwilami myślał, czy też będzie spał tej nocy. Ziewał myśląc, że jutro trzeba tak daleko je-
chać... Rozchodzono się już z tego lokalu. Rozchodzono w różne strony. Sala pustoszała.
Xenia podniosła się pierwsza. Za jej przykładem poszedł wysoki jegomość. Zdarzyło się,
że minąwszy salę pierwszą przechodzili we dwoje obok Nienaskiego. On, nie postrzeżony
przez Xenię, mógł widzieć uśmiech tego człowieka, spojrzenie ogarniające ramiona, piersi i
całe ciało Xeni. To spojrzenie ukamienowało miłość. Obojętnie już teraz patrzał, jak dwie
pary wychodziły z restauracji. Było mu prawdziwie wszystko jedno. Już się stało. Zapłacił i
wyszedł.
Lecz stało się inaczej, niż przewidywał. Xenia skinęła głową wysokiemu panu i szybko
wsiadła do fiakra, który stał na końcu szeregu pojazdów. Rzuciła woznicy adres swego
mieszkania. Zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Chuda szkapa pobiegła w kierunku Sekwany.
Madame Neville, ów gruby i ów łysy kiwając głowami patrzyli za oddalającym się fiakrem.
W pewnej chwili Neville wydała okrzyk tchórzowski, dostrzegłszy Nienaskiego, który wsia-
dał do automobilu, żeby swą narzeczoną odprowadzić do domu. Na rogu czarnej Notre
Dame des Champs wysiadł. Widział z daleka, jak Xenia, wtulona w bramę, usilnie i wie-
lokroć dzwoni a dzwoni do bramy swego pensjonatu.
76
Rano, po nocy ohydnej, napisał do Xeni krótki list, w którym grzecznie oświadczył, iż wi-
dział ją, że zrywa z nią na zawsze wszelkie stosunki i nie chce jej widzieć na oczy. U dołu
listu pomieścił przypisek, że adwokat wybrany będzie prowadził sprawę jej ojca aż do ukoń-
czenia. List ten posłał do pensjonatu przez starego lokaja ze swego hotelu. Około godziny
jedenastej z małym pakunkiem w ręku wyjechał do Royan.
Wagon klasy trzeciej, w którym siedział, był pusty, więc mógł po nim długo i do woli tłuc
się od okna do okna, rozcierać skostniałe ręce i przebierać paciorki różańca swojej niedoli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]