[ Pobierz całość w formacie PDF ]

coś w ławce i wiedziała, że przed końcem dnia będzie musiała stawić temu
czoło. Nie miała jednak czasu, żeby wziąć go na bok i porozmawiać z nim.
Kiedy oznajmiła, że lekcje dobiegły końca, dzieci pobiegły do
samochodów swoich rodziców, którzy przyjechali o umówionej porze.
Zamieniła z niektórymi z nich kilka słów i pożegnała się. Gdy odjechali,
oparła się o framugę drzwi i bezwładnie opuściła ręce. Potem wyprostowała
się i weszła do klasy. Opadła na krzesło i patrzyła na puste pomieszczenie.
RS
45
Już wiedziała, dlaczego ktoś kiedyś napisał, że uczenie w szkole
podstawowej jest niczym  próba zatrzymania podczas zamieci śnieżnej
pędzącego w dół pociągu, który ma zepsute hamulce". Po siedmiu
godzinach nieustannego mówienia i stania na nogach, czuła się wyczerpana.
Jace pochylił się nad Hondem, uciszając konia. Nie spuszczał wzroku z
drzwi szkoły. Wiedział, że nie powinien tu przyjeżdżać. Chciał tylko
sprawdzić, jak jej poszło, zobaczyć jakie miny miały po lekcjach dzieci.
Sam nie wiedział, czego się spodziewać. Małych dziewczynek biegnących
ze łzami w oczach do swoich matek, krzyczących histerycznie, że panna
Chastain jest najgorszą nauczycielką, jaką kiedykolwiek miały i że nigdy
już nie wrócą do szkoły?
Przez cały dzień myślał o Alexis, nawet wówczas, gdy wypełniał
znienawidzoną papierkową robotę. Zdecydował, że zrobi sobie przerwę i
sprawdzi, czy u niej wszystko w porzÄ…dku.
To, co ujrzał, zdumiało go: Alexis ubrana w kostium, jakiego nikt w White
Mountains jeszcze nie widział, roześmiane dzieci ściskające ją na
pożegnanie...
No cóż, zaspokoił swoją ciekawość i powinien wracać do domu, miał
bowiem dużo pracy. A jednak tego nie zrobił. Widział, jak Alexis oparła się
o drzwi, kiedy zniknął samochód z ostatnim dzieckiem.
Sprawiała wrażenie tak zmęczonej i przygnębionej, że Jace z trudem oparł
się pokusie, by się nią zająć. Po raz pierwszy pomyślał o tym, ile musiało ją
kosztować zostawienie własnej rodziny, niezależnie od tego, gdzie
mieszkała, i podjęcie tej pracy. Zastanawiał się, czy teraz żałuje może zbyt
pochopnie podjętej decyzji.
W jej dokumentach znalazł polisę ubezpieczeniową. Była opłacana z
funduszy rodziny Chastain, co oczywiście niczego mu nie wyjaśniało. W
razie wypadku należało powiadomić ojca, Michaela Chastaina, którego
numer telefonu nie był amerykański. Skrzynka pocztowa zarejestrowana
była w Paryżu. Nic nie wskazywało na to, że nie jest obywatelką Stanów
Zjednoczonych. Nie posiadała zielonej karty, więc zapewne ma
obywatelstwo amerykańskie. Nigdy nie mówiła o swojej rodzinie, co
RS
46
pozwalało mu przypuszczać, że ich wzajemne stosunki nie są najlepsze.
Podobnie jak stosunki Jace'a z ojcem, szczególnie w ostatnich latach jego
życia.
Poprawił się w siodle. Nie chciał myśleć o niej jak o kobiecie posiadającej
rodzinę, problemy, potrzeby. Chciał, żeby uczyła w szkole, i tyle.
Alexis była zbyt zmęczona, by coś zrobić. Stała i przez kilka minut po
prostu głęboko oddychała. Dzisiejsza praca w niczym nie przypominała
studenckich praktyk, które prowadziła w trzeciej klasie, gdzie poziom
uczniów był dość wyrównany. Tutaj miała do czynienia z dziećmi, z
których dwoje dopiero uczyło się liter, a jedno czytało na poziomie szkoły
średniej.
Po raz pierwszy zwątpiła w swoje umiejętności. %7łałowała, że nie ma z kim
porozmawiać. Bardzo przydałaby się jej jakaś bratnia dusza, przewodnik,
który udzieliłby jej duchowego wsparcia. Naturalnie mogła poprosić o radę
Marthę Singleton, nie chciała jednak tego robić, gdyż Martha miała w
szkole dwoje dzieci. Jeszcze przyszłoby jej do głowy, aby podzielić się
swoimi wątpliwościami z radą szkolną, a w szczególności z Jace'em, na
którego zdaniu zależało Alexis w szczególny sposób.
Nie, pomyślała, poruszając stopą w eleganckim bucie. Marzyła o tym, by
znalezć się w domu, przebrać w dżinsy i wygodne kapcie. Da z siebie
wszystko, a w razie kłopotów zadzwoni po radę do jakiegoś nauczyciela z
Phoenix.
Ciszę panującą w opustoszałej klasie przerwał delikatny szelest.
Wyczulona na dzwięki, jakie wydawały wiewiórki, zaczęła nasłuchiwać.
Dzwięk dochodził z ławki Billy'ego. Przypomniała sobie jego podejrzane
zachowanie w ciągu całego popołudnia.
Ostrożnie podeszła do ławki, wolno uniosła pulpit... i spojrzały na nią
malutkie oczy osadzone w trójkątnej głowie. Minęło kilka sekund, zanim
Alexis uzmysłowiła sobie, że to wąż.
- Och! - wykrzyknęła zdziwiona i czym prędzej się odsunęła. - Niech go
diabli - zaklęła pod nosem. - Dzięki, Billy...
Przejechała wierzchem dłoni po ustach. Nie umiała postępować z wężami.
RS
47
Szkoda, że nie było tu pana Schroedera albo chociaż jej siostrzeńca, Jeana
Louisa.
Podeszła do ławki i uniosła ją, dzięki czemu cała zawartość przesunęła się
do tyłu. Modliła się w duchu, by wąż nie wyleciał i żeby nie okazał się
jadowity.
Trzymając ławkę jak najdalej od siebie, ruszyła ostrożnie w stronę drzwi i
rzuciła ją na podłogę ganku, a wąż wysunął głowę spod klapy. Krzyknęła i
nogą zsunęła ławkę na trawę. Cała zawartość, w tym wąż, wysypała się na
ziemię. Nieproszony gość w jednej chwili zniknął w pobliskich zaroślach.
Alexis odetchnęła z ulgą. W tej samej chwili usłyszała tętent kopyt, a kiedy
poniosła głowę, ujrzała galopującego w jej kierunku Jace'a.
Gwałtownie zatrzymał przed nią Honda.
- Co ty wyprawiasz? - spytał, patrząc na nią z góry. -Zawsze kończysz
zajęcia wyrzucając ławki na dwór? Czy dzieci aż tak dały ci w kość?
Alexis popatrzyła na niego bez słowa. Siedząc w siodle, wyglądał
niesłychanie męsko. Ciemne oczy spoglądały na nią pytająco spod
kowbojskiego kapelusza.
- Nie... wręcz przeciwnie. Dzieci były niezwykle miłe. Nie musisz... -
przerwała i zmarszczyła brwi. Zdała sobie sprawę, dlaczego przyjechał tak
szybko. - Szpiegujesz mnie? - spytała, opierając ręce na biodrach. - Nie
wydaje mi się, żeby twoje obowiązki jako prezesa szkolnej rady sięgały tak
daleko. - Zbyt często była podglądana w swoim życiu, by tolerować takie
zachowanie.
- Miałem tu do załatwienia sprawę, a poza tym to ja zadałem ci pierwszy
pytanie. Po co wyrzuciłaś tę ławkę?
Zciągnęła usta. Nie chciała wyznać mu prawdy, ale w końcu uniosła brodę
i powiedziała, co się stało.
- Musiałam wyrzucić węża, który był w niej ukryty.
- Węża? - Przesunął kapelusz kciukiem na tył głowy.
- SkÄ…d siÄ™ tam wziÄ…Å‚?
- Jedno z dzieci go tam umieściło - odparła chłodno.
- Ale zapewniam cię, że to nie problem. Jak widzisz, dałam sobie radę.
RS
48
- Właśnie widzę - mruknął. - Czyja to ławka?
- Wolałabym nie mówić. To mój problem i jutro się nim zajmę...
- Wyrzucając dziecko razem z ławką? - spytał kpiąco. Zsiadł z koma,
ustawił ławkę na ganku i zaczął zbierać porozrzucane pomoce naukowe.
- Nie! - rzuciła się, by mu przerwać.
Jace spojrzał na zeszyt, który trzymał w ręku. Miał na okładce królewską
kobrÄ™.
- To ławka Billy'ego Saundersa, mam rację? Alexis popatrzyła na niego z
uznaniem.
- Skąd wiesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl