[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chłodne, przypominały drapie\nika. Za to głos mę\czyzny był ciepły, bardzo zmysłowy.
- Naturalnie, lady Hannah. Przedtem jednak będzie pani musiała poddać się pewnej
procedurze. Sama pani rozumie, względy bezpieczeństwa. Poproszę pani torbę.
Nieznacznie uniosła brwi.
- Proszę dopilnować, \eby nic z niej nie zginęło - powiedziała sucho.
- Ma pani moje słowo - odparł z lekkim ukłonem. - A teraz zechce pani pójść z
Carmine. Zaprowadzi panią do kabiny, gdzie będzie się pani mogła odświe\yć. Najpierw
jednak sprawdzi, czy nikt nie podrzucił pani \adnych urządzeń elektronicznych.
Rewizja osobista, pomyślała z rezygnacją. Trudno, mogło być gorzej.
- Nikt mi niczego nie podrzucał, ale rozumiem i doceniam waszą ostro\ność. - Skinęła
mu głową i podeszła do Carmine z taką swobodą, jakby miały za chwilę wypić razem herbatę.
Ricardo udał się w przeciwnym kierunku. Zapukał do kajuty szefa i poło\ył torbę
Hannah na jego mahoniowym biurku.
- Carmine ją sprawdza - oznajmił. - Ja przejrzałem torebkę. Ma w niej mały pistolet,
paszport, parę kosmetyków i trzy tysiące franków. I tę kopertę. Zaklejoną.
- Dziękuję, Ricardo. - Głos był głęboki, akcent francuski. - Przyprowadz ją za dziesięć
minut. Dopilnuj, \eby nikt nam nie przeszkadzał.
- Oui, monsieur.
- Co o niej myślisz?
- Dość atrakcyjna, w ka\dym razie bardziej ni\ na zdjęciu. I chłodna. Kiedy się
witaliśmy, miała suchą rękę.
- Dobrze. - W głosie mę\czyzny zabrzmiała nutka zaciekawienia. - Dziesięć minut,
Ricardo - przypomniał, po czym jednym ruchem rozerwał kopertę.
Parę minut pózniej Hannah starannie obciągała sweter. Rewizja osobista nigdy nie jest
przyjemna, ale nie poczuła się poni\ona. Tak jak się spodziewała, Carmine zabrała jej nó\.
Ricardo wziął pistolet. Została więc bez broni, z dala od lądu. Na szczęście został jej rozum i
spryt.
Kiedy przyszedł po nią Ricardo, była gotowa.
- Przepraszam za kłopot, lady Hannah.
- Nie ma o czym mówić, Ricardo. - Od razu zauwa\yła, \e nie przyniósł jej torebki.
Nie zapytała jednak, co się z nią stało. - Mam nadzieję, \e nie będzie ju\ niespodzianek.
- Na pewno nie. A teraz proszÄ™ za mnÄ….
Jacht miał wielkość i wygląd luksusowego hoteliku. Gdy szli wąskim korytarzem,
Hannah na wszelki wypadek notowała w pamięci rozmieszczenie wyjść ewakuacyjnych.
Wcześniej sprawdziła, czy osoba jej postury mogłaby w razie czego prześliznąć się przez
okrągłe okienko kabiny.
Zatrzymali się przed politurowanymi dębowymi drzwiami, do których Ricardo
zapukał dwukrotnie. Nie czekając na zaproszenie, wprowadził ją do środka. Zmiało ruszyła
przed siebie i nawet nie drgnęła, gdy za jej plecami szczęknął zamek.
Gabinet był urządzony z ogromnym przepychem. Eleganckie, miejscami wręcz
ekstrawaganckie wnętrze bezpośrednio nawiązywało do osiemnastowiecznej Francji. Na
podłodze le\ał gruby dywan w kolorze królewskiego błękitu, ściany wyło\one były boazerią
lśniącą niczym lustro. Od bogactwa kryształów, złoceń, brokatów mo\na było dostać zawrotu
głowy.
Podobnie jak od jaskrawych kolorów i cię\kiego, kwiatowego zapachu.
Władca tego imperium siedział za masywnym biurkiem w stylu Ludwika XVI.
Hannah wiele razy wyobra\ała go sobie jako wcielenie zła, wydawało więc jej się, \e gdy go
spotka, instynktownie wyczuje mroczną siłę, którą powinien emanować. Tymczasem nic
podobnego się nie stało.
Deboque był szczupłym, atrakcyjnym pięćdziesięcioletnim mę\czyzną o twarzy i
ruchach arystokraty. Gęste siwe włosy opadały mu na ramiona. Czarny strój podkreślał
niezwykłą, mo\na by rzec, poetycką bladość twarzy i głębię ciemnych oczu. Badał ją nimi
uwa\nie, uśmiechając się przy tym pięknie wykrojonymi ustami.
Wiele razy widziała go na zdjęciach, skrzętnie zbierała ka\dy strzęp informacji o nim.
Zapoznała się ze wszystkim, co w ciągu dwudziestu lat zebrano na jego temat. Powinna więc
go znać, a jednak czuła się zaskoczona. Teraz zrozumiała, dlaczego kobiety gotowe były dla
niego umierać, a mę\czyzni marzyli o tym, by posłać go na tamten świat.
- Lady Hannah. - Podniósł się z wdziękiem i podał jej szczupłą dłoń ozdobioną
brylantami. Zauwa\yła przy tym, \e Deboque był drobny, niemal delikatny.
Nie mo\e się teraz zawahać, choć wewnętrzny głos podpowiadał jej, \e jeśli go
dotknie, przekroczy niewidzialną linię, za którą rozciąga się tajemniczy, złowrogi ląd.
- Monsieur Deboque. - Z uśmiechem podeszła do niego i podała mu dłoń. Zaskoczyła
go tym, \e znała jego nazwisko. Zapisała to sobie na plus. - Miło mi pana poznać.
- Proszę usiąść, lady Hannah. Napije się pani brandy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]