[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prześwitywał przez, jakby zadymione, mgliste powietrze. Na środku stał wielki,
hebanowy stół, a na wielkim krześle z wysokimi, które mogło kiedyś stać w zamku
jakiegoś zingarskiego barona, siedziała olbrzymia figura, legendarna i fantastyczna.
69
Conan i Skarb Tranicosa
Oto Krwawy Tranicos, z głową opuszczoną na pierś i ręką nadal dzier\ącą ozdobny
puchar. Tranicos w swym lakierowanym kapeluszu, haftowanej złotem kurcie z
guzikami z klejnotów, które migotały w niebieskawym ogniu, w długich, błyszczących
butach i pozłacanym pasie, przewieszonym przez ramię i podtrzymującym miecz z
osadzonym szlachetnym kamieniem w głowni.
Dookoła ławy zaś, siedziało jego jedenastu kapitanów, ka\dy z brodą
opuszczoną na pierś. Błękitny płomień przesuwał się po nich dziwacznymi refleksami
świetlnymi, wypływając z niewiarygodnie wielkiego kamienia ustawionego na
drobnym piedestale z kości słoniowej i wysyłając strzelające blaski zamarzniętego
ognia ze sterty fantastycznie ciętych klejnotów, które świeciły przed Tranicosem. Oto
splądrowany skarb z Khemi, kamienie Tothmekriego! Zwiecidełka, których wartość
była większa, ni\ wszystkich pozostałych klejnotów świata razem wziętych!
Twarze Zarono i Strombanniego zbielały w niebieskawym świetle. Zza ich
ramion, bosman i kat gapili się głupawo.
Wejdzcie i wezcie co chcecie. zachęcił Conan, usuwając się z drogi.
Zarono i Strombanni z chciwością wymalowaną na twarzy minęli go,
przepychając się nawzajem w pośpiechu. Ich podwładni ruszyli za nimi. Zarono kopnął
drzwi & i zatrzymał się w progu, na widok postaci na podłodze, która była wczesniej
niewidoczna. Był to mę\czyzna, le\ący na brzuchu, z głową odgiętą do tyłu między
łopatki i twarzą wyra\ającą grymas śmiertelnej agonii.
Galbro! wykrzyknął Zarono. Martwy! Co & z nagłym podejrzeniem
wystawił głowę za próg, po czym odwrócił się i wrzasnął: W grocie czyha śmierć!
Ju\ w trakcie jego krzyku, niebieska mgła zawirowała i skondensowała się. W
tym samym czasie, Conan rzucił się całym cię\arem na czterech ludzi stłoczonych w
drzwiach i pchnął ich wprost do zadymionej jaskini tak, jak to sobie zaplanował.
Podejrzewając pułapkę, starali usunąć się jak najdalej od martwego człowieka i
materializującego się demona. To sprawiło, \e gwałtowne pchnięcie Conana nie
przyniosło takiego efektu, jakiego by sobie \yczył. Strombanni i Zarono potknęli się na
progu i padli na kolana, bosman przewrócił się o ich nogi, a kat odbił się od ściany.
70
Conan i Skarb Tranicosa
Zanim Conan mógł dalej realizować swój bezwzględny zamiar wepchnięcia
przewróconych mę\czyzn do groty, by zatrzasnąć drzwi i odczekać, a\ nadnaturalny
potwór dokończy dzieła, musiał obronić się przed atakiem spienionego kata, który jako
pierwszy odzyskał równowagę i orientację.
Potę\ny cios dwuręcznego jatagana bukaniera chybił celu, gdy\ Cymmerianin
uskoczył, a wielkie ostrze uderzyło o kamienną skałę, śląc dookoła błękitne iskry. W
następnej chwili, chuda, jak czaszka głowa potoczyła się po podłodze jaskini,
oddzielona od ciała szablą Conana.
W ciągu ułamków sekund, które pochłonęła walka, bosman zdołał się podnieść i
rzucić na Cymmerianina, zasypując go ciosami miecza, które powaliłyby ka\dego
słabszego człowieka. Szabla zderzała się z szablą przy wtórze głośnego brzęku, który
stawał się ogłuszający w wąskim tunelu.
Tymczasem dwaj kapitanowie, przera\eni tym, co znajdowało się w grocie,
wycofali się za próg, tak szybko, \e demon nie zdą\ył się całkowicie zmaterializować.
Wydostali się z magicznej bariery i tym samym poza jego zasięg. Kiedy wstawali
sięgając po miecze, monstrum znów rozproszyło się w niebieskiej mgle.
Conan wkładał całe swe siły w starcie z bosmanem, by pozbyć się tego
przeciwnika, zanim nadejdzie dla niego pomoc. Bosman broczył krwią za ka\dym
krokiem, gdy cofał się przed zaciekłym atakiem, wołając przy tym na swych
towarzyszy. Conan nie zdą\ył jeszcze dokończyć dzieła, gdy obaj hersztowie rzucili się
na niego z mieczami w dłoniach, przywołując swych ludzi.
Cymmerianin odbił się do tyłu i skoczył na półkę. Mimo, \e mógłby pokonać
tych trzech a ka\dy z nich był sławnym szermierzem nie chciał ryzykować
schwytania przez piratów, którzy przybiegli na dzwięk walki.
Nie nadbiegali jednak z szybkością, jakiej mógłby się spodziewać. Byli
oszołomieni wrzaskami dobywającymi się z groty, ale \aden z nich nie zamierzał
rzucić się w górę ście\ki ze strachu przed zdradzieckim ciosem w plecy. Ka\da banda
obserwowały sobie uwa\nie, ściskając orę\, niezdolne do podjęcia jakiejkolwiek
decyzji. Gdy ujrzeli Cymmerianina na ście\ce, nadal się wahali. Kiedy tak stali z
71
[ Pobierz całość w formacie PDF ]